18 cze 2019

Od Milo cd. Naffa

Przyglądałem się chłopakowi, który popadł w zamysł i przez chwilę się nie odzywał. Byłem ciekaw, co myślał i jak mnie sobie wyobraził. W końcu nawet sam to wiem, że jestem przystojny, ale na jakiego wyszedłem w głowie ślepego człowieka? Bardzo chciałbym ujrzeć ten widok, ale nie było mi to dane. Nagle przed nami pojawił mi się znany człowiek, który uważnie mi się przypatrywał z założonymi rękami i delikatnym rozbawieniem na twarzy.
- Cześć brat – odezwał się William. Tak właściwie, to skąd się on tutaj wziął? - Czyżbyś już poznał swą orientację? - zapytał dając mi do zrozumienia, że nazywa mnie gejem. Spojrzałem zdziwiony na Naffa, potem na brata i raptownie ogarnęła mnie złość.
- Tak kurwa, nie wiesz, że to teraz w modzie? - powiedziałem z sarkazmem. - Czegoś chcesz? - dodałem zirytowany jego obecnością. Mój towarzysz się nie odzywał.
- Jesteś gejem? - zignorował moje pytanie. Zacisnąłem dłonie w pięści. - Parę osób widziało, jak się trzymasz z nim za rękę.
- Nie! On jest ślepy! - wykrzyczałem na tyle głośno, by usłyszeli to też inni ludzie, którzy znajdowali się w pobliżu, na wypadek, gdyby zachciało im się plotkować na temat macanie mojej twarzy przez chłopaka.
- Podbijasz do ślepego geja? - mówił spokojnie, a ja znając jego charakter i wiedząc, że robi sobie tylko głupie żarty, lekko się uspokoiłem, ale dalej byłem na niego wściekły za ten głupi komentarz.
- Tak. Lepszy ślepy gej, niż chora prostytutka – powiedziałem uszczypliwie, nawiązując to porównanie do jego ostatniej dziewczyny, która potajemnie dawała każdemu się przelecieć, a potem się okazało, że miała HIV, na szczęście po dokładnych badaniach wyszło, ze mój brat był czysty. Jak cudem? Głupi zawsze ma szczęście.
- Spieprzaj – automatycznie przestał mieć ochotę na śmianie się ze mnie, mina mu zbrzydła i przestał się uśmiechać.
- To ty tu nie wiadomo skąd się wziąłeś! - nie mogłem się uspokoić, byłem zły, chociaż już zapominałem na co. Że spotkałem brata? Że zobaczył mnie z facetem? Że trzymałem tego faceta za rękę? Nie miałem pojęcia co mi działało na nerwy. Chyba złość, wywołaną przez Naffa, wylewałem na innych ludzi, bo nie potrafiłem się wyżyć na niepełnosprawnym. Nienawidzę u siebie tej słabości.
- Kochanie, co się stało? - usłyszałem obok siebie. Na początku sądziłem, że się przesłyszałem, ale jak spojrzałem na Naffa, momentalnie zrozumiałem, ze to nie mój umysł płatał mi figle, tylko on. Jak tam mógł?! Szybko spojrzałem na reakcję Willa, który posłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Jest nie tylko ślepy – wyjaśniłem załamany. Złość raptownie minęła, pozostało tylko zażenowanie jego zachowaniem. Po co zgrywał idiotę? Żeby mnie upokorzyć?
- W sam raz dla ciebie – zaśmiał się. - Przyjdź wieczorem, jak będziesz miał czas – dodał i się odwrócił, idąc w swoją stronę. Ja za to spojrzałem na Naffa, wyobraziłem sobie, jak wisi na drzewie, a jego brzuch zostaje rozcięty i sępy wyjadają mu wnętrzności.
- Ty pedale… - mruknąłem bardziej sam do siebie. Zauważyłem podły uśmieszek na jego twarzy, po chwili zawołał psa, przyczepił mu obrożę i ruszył w stronę akademika. Szedłem obok niego, czując, jak złość powoli wraca i to ze zdwojoną siłą. Nie chciałem myśleć, jak ojciec zareaguje na wieść, że jego synek jest pedałem. Chciałem się zapaść pod ziemię. W milczeniu dotarliśmy do akademika, wiedziałem, że cały czas ślepiec czuł satysfakcję z zaistniałej sytuacji. Nie mogłem się powstrzymać i wszedłem do jego pokoju. Kiedy zdjął smycz i buty, złapałem go za kołnierz i przycisnąłem do ściany.
- Jak ja cię kurwa nienawidzę – miałem wielką ochotę rozkwasić mu noc, powybijać wszystkie zęby i wydłubać oczy, ale kiedy spojrzałem na te blade gałki, pozbawione życia, momentalnie się opamiętałem. Puściłem go i pozwoliłem mu pójść do pokoju ze śmiechem. Widać nie mógł się uspokoić, coś go ewidentnie bawiło, kiedy mnie działał na nerwy.
- Boże, ostatnio się tak śmiałem... dawno – powiedział między przerwami spazmatycznego śmiechu, a ja oglądając go w tym stanie, nieco łagodniałem. Po chwili na mej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, skąd? Czyżbym cieszył się jego szczęściem? Nie, to nie w moim stylu.
- Jak ja cię nienawidzę – powtórzyłem spokojniej, bardziej do siebie. 
- Tak tak. Ale wiesz, od nienawiści do miłości krótka droga. Uważaj. Najpierw chcesz mnie udusić. potem chcesz mnie podduszać – pies, który położył się obok jego nogi został obdarzony garścią miłości ze strony pana, który zaczął go głaskać. Widząc to, poczułem ciepło na sercu.
- Do jakiej miłości? - zapytałem spokojnie, siadając na jego łóżku i wygodnie się kładąc.
- No... to najwyraźniej lubisz w dupę – zmarszczyłem brwi. Po czym to stwierdził?
- To chyba ty od tego byłeś.
- Ja? Od kiedy? Czy my coś ustaliliśmy o czymś nie wiem? - nie oczekiwał chyba odpowiedzi, gdyż wstał i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z dwoma lodami, jeden dał mi, wyciągając go ku mnie. Zabrałem go z jego ręki i zdjąłem opakowanie.
- Jesteś pieprzonym pasożytem. Znajdź sobie jakiegoś pedała i do niego mów "kochanie" – zimno w ustach przyjemnie wywołało na moich ciele ciarki.
- Znalazłem. Mój gejdar działa całkiem dobrze.
- Ta? Nie za głośno ci brzęczy w nocy? - chłopak westchnął i zamilknął. Przez jakiś czas panowała cisza.
- Nie ogarniasz swojej orientacji? - zaczął nowy temat. Czemu akurat ten?
- Nie interesuj się – wsadziłem loda do ust i nie chciałem odpowiadać.
- Nie może? W sensie. Dla mnie to zawsze było proste. Lubię cipki. Lubię fiutki. Jestem bi… - pokiwałem głową. Dobrze, że wiedział, na czym stoi. Ja też chciałem wiedzieć, ale terapeuta ciągle mi powtarzał co innego. Po co? Czyżby terapia go nudziła?
- Ja też wiem. Nic mnie nie interesuje. Mokra baba może się przede mną rozkroczyć, tak samo facet, a nic mnie nie ruszy – zauważyłem szczerze. Kiedy ojciec myślał, że byłem chory i miałem problem z wzwodem, ale lekarze szybko stwierdzili, że jestem stu procentowo zdrowy, dlatego musiało to mieć podłoże psychiczne. Niestety nikomu nie udało się niczego udowodnić.
- A miłość? U niektórych trzeba miłości, żeby cokolwiek się działo albo jakiś... związek psychiczny wcześniej – pokręciłem głową. Z niczym nie miałem do czynienia, tak jakby ktoś tak z góry trzymał mnie od tego z dala. Miałem tyle panienek i panów do wyboru, w końcu do brzydkich ludzie nie należę, a mimo to nie poczułem niczego, dosłownie. Nic. Może czasem mój żołądek wariował, kiedy chciałem wymiotować, ale to nic poza tym.
- Nic, kompletnie, zero. Jeszcze się ani razu nie zakochałem i planuje to utrzymać do... starości – stwierdziłem.
- Hm. Czyli prawiczek – spojrzałem na niego. Uśmiechał się i gryzł patyczek po lodzie, kiedy ja swojego dopiero kończyłem jeść.
- Mam się czuć zawstydzony? - zapytałem.
- Nie. To dość ciekawe. Spotkać osobę która niczego nie robiła. Celibat taki. Samozwańczy – zaśmiałem się z jego stwierdzenia.
- Ta, jestem idealnym kandydatem na księdza, ale nie do końca, bo dzieci też nie ruszam – zauważyłem, przypominając sobie, ilu na świecie jest pedofili. Naff się głośno zaśmiał.
- Ej, kto cie wie.  Ale chyba na księdza się nie nadajesz. Za bardzo klniesz – tym razem to ja się zaśmiałem.
- Chyba za mało. Rozmawiałeś kiedyś z rozzłoszczonym księdzem? - zapytałem, przypominając sobie moją pierwszą spowiedź, podczas której mówiłem o pobiciach, gnębieniu i takich tam. Ksiądz był po prostu załamany, a ja pierwszy raz usłyszałem takie przekleństwa w Kościele. To było ciekawe doświadczenie, tym bardziej, że musiałem z nim jeszcze rozmawiać osobiście.
- Od 5 roku życia nie... rodzice nie chodzili do kościoła, a mnie tam nie ciągnie. Spłonąć bym mógł, jak bym przekroczył drzwi. Wiesz, woda święcona by mnie zjadła żywcem i te sprawy – znowu się zaśmiałem.
- A ty co? Demon czy czarownica? Mam iść po chrust?
- Biseksualista. Więc wiadomo. Ale może by mnie nie zabili. Nie bylem z nikim w sumie od 3 lat. Myślisz że się cofa? - wzruszyłem ramionami odkładając patyczek na stół.
- Na prawdę zadajesz mi takie pytanie? - zaśmiałem się cicho.
- Jesteś pierwszą osobą z którą o tym gadam. Więc tak? - pokręciłem głową.
- Więc ci powiem, że jestem złą osobą do takich tematów. Jak w końcu przemówię do rozsądku mojego terapeucie, że jestem aseksualny, to może odpowiem ci na twoje pytanie. Czyli nigdy. Ale wątpię, byś miał się czym przejmować, mniej zmartwień – dodałem, chcąc jako tako odpowiedzieć na jego pytanie. Przez chwilę milczał, a potem wrócił do wcześniejszego tematu. Słysząc to pytanie, gdybym coś pił, pewnie bym się zakrztusił.
- Ale nie stanął ci nigdy? - ponadto usłyszał w głosie Naffa zaskoczenie, które go nieco rozbawiło.
- A po co miałby stawać? - zauważyłem.
- Nawet jako rozładowanie emocji? W sensie... to się zdarza nastolatkom, po prostu, bo hormony – pokiwałem głową, miał rację, niestety i to nie pasowało.
- Ja rozładowuje emocje w inny sposób, wiec nie zauważyłem.
- W inny sposób.  Czyżby zabijanie ludzi? - słysząc to, zamarłem. Spojrzałem na chłopaka, ale na jego twarzy zobaczyłem uśmiech. Ulżyło mi, ponieważ Naff żartował i nie mówił poważnie, dzięki czemu nie musiałem myśleć, że coś podejrzewał albo miał jakieś informacje.
- Gdyby tak było, już dawno byś wpadł pod samochód – powiedziałem łagodnie siadając na łóżku.
- Możliwe. Ale to po prostu mój urok osobisty działa. Gdzie konkretnie jesteś?
- Na przeciwko – po chwili Naff posłał mi buziaczka, na który się uśmiechnąłem. Jakoś nie miałem ochoty gasić jego radości głupim komentarzem, nie wiem dlaczego. Po prostu pasował mu uśmiech.
- Teraz ja zapytam. Ile razy to robiłeś? - postanowiłem zamienić role, w końcu i tak już dużo powiedziałem o sobie.

<Naff? Tak to jest, gdy się przyśnie człowieka xd 1500 słów xd>

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz