22 cze 2019

Od Gabriela C.D Lucille

Zmęczenie zawsze było obecne w życiu Gabriela. Nauczony jest radzić sobie z nim, z niewyspaniem, z głodem. Czuje się dobrze, nieważne jak tragiczne okoliczności by to nie były. Wszystko to trwa do czasu, bo jak twardy jest człowiek i ile czasu zajmuje, aby go złamać?  W miarę poukładany dzień nie jest dla niego priorytetem, a nieprzespana noc to rutyna dla kogoś takiego, jak Gabriel. Schodki zaczynają się wtedy, kiedy w grę wchodzą nieznane mu dotąd uczucia, obce emocje i niezrozumienie samego siebie, które doprowadza go do szału. Bo jak bardzo może namieszać w jego życiu jedna, praktycznie obca mu szatynka?
Pierwszy dzień spędzony na samym szczycie zniszczonej, opuszczonej kamienicy ulokowanej w mało przyjemnych obrzeżach dzielnicy Laville jest dla Gabriela zbawieniem. Zero kłopotów, zero ludzi, którzy coś by od niego chcieli, zero wygórowanych oczekiwań, tylko on, trochę alkoholu, trochę narkotyków. Nie jest to idealnym rozwiązaniem jego problemów, ale uzależnienie swoje, a on swoje. Drugiego dnia wita ranek z wymiotami, światłowstrętem, nienawiścią do całego świata i samego siebie. Czuje ogarniającą go złość, która przechodzi kilka godzin i kilkadziesiąt rozwalonych mebli później. Trzeci dzień, jak i siedem kolejnych to dla Gabriela nieśmieszny żart. Żyje o suchym chlebie i wodzie, ale nie przeszkadza mu to, mimo ściskającego się z głodu żołądka. Nie sięga także po wszelkie używki, chociaż ma je przy sobie i wystarczyłoby kilka minut, a odleciałby w niepamięć tak, jak jego zmartwienia. Myje się może kilka razy, resztę czasu po prostu leżąc bez ruchu na brudnym materacu, ale nie jest to coś, co by mu przeszkadzało. Ulatniająca się z jego ciała energia to jedyne, co mu towarzyszy. Dwa tygodnie w odosobnieniu zapewniają mu katorgę i odrobinę szaleństwa, bo w końcu jest zwykłym, niewiele wartym człowiekiem. Czuje, jak wyrzuty sumienia trawią jego ciało po kawałku.


***
– Nie mam z Gabrielem za dobrego kontaktu. I tak, wiem co pomyślisz, w końcu jestem jego siostrą, ale wiesz... on jest bardzo specyficzny. Nie chce mojej pomocy, właściwie to nie chce żadnej pomocy, a przecież widzę, że jej potrzebuje. Nie wiem co się z nim dzieje, co robi i gdzie jest, mimo że ma te dwadzieścia cztery lata, to nie jest tak zaradny, żeby sobie poradzić. Mam wrażenie, że z roku na rok cofa się w rozwoju – słowa wypływają z dziewczyny jak rwący strumyk, gdy siedzi na całkiem wygodnym krześle z głową opartą o przegub nadgarstka. – Zwykle nie potrafi zadbać o siebie i swoje mieszkanie do tego stopnia, że po dwóch dniach niemal rozbija namiot w moim ogrodzie, a teraz tyle go nie ma, nie wiem co się z nim dzieje. Szukając go, natrafiłam na twój ślad, myślałam że może coś o nim wiesz.
– Ja... ja nawet go nie znam. Widziałam go trzy dni z rzędu, później ani razu. Zresztą, nie oczekiwałam, że... – zawiesza się – ... że w ogóle będę utrzymywała z nim kontakt. Nie pomogę ci w tej sytuacji.
– Rozumiem – mówi, zbierając swoje rzeczy z krzesła obok. – To będę się już zbierała. Dzięki, że mnie wpuściłaś.
– Trzymam kciuki, żeby udało ci się to rozwiązać. – Wstaje. – Jakby było coś wiadomo, możesz... możesz wpaść.
– Może – wzrusza ramionami. – Ale w razie czego, to klepsydra będzie wisiała gdzieś niedaleko – dodaje po chwili, wychodząc. Może i nietrafione żarty nie są dobrym wyjściem, ale całkiem potrafią rozładować sytuację. Tak przynajmniej myśli Sarah. Uważa też, że to całe jej doszukiwanie się jest stratą czasu, a zaginięcie jej brata od zawsze było do przewidzenia. To tylko kwestia czasu, aż stoczy się na tyle, że o niej zapomni, a potem zapomni także jak ma na imię, o nazwisku już nie wspominając. Co ma począć, skoro nigdy nie będzie w stanie zrozumieć tego, co czuje Gabe?
***
Ogląda swoje wychudzone palce przez słaby promień słońca, który chyba przez pomyłkę wpada do wnętrza pokoju, bo czego miałby tu szukać, skoro w pomieszczeniu jest tylko Gabriel? Wkłada palec wskazujący pod zapadniętą kość policzkową, wzdychając ciężko. Pierwszy raz od czternastu dni nie podoba mu się wizja śmierci głodowej, ani też takiej, w której miałby zostać zjedzony przez muchy. Nie ma innych ubrań niż te, co są na nim, ale to jego najmniejsze zmartwienie. Korzystając z tego, że blok nie jest jeszcze odłączony od wody, idzie pod prysznic, spod którego wychodzi godzinę później. Czuje się nijak. Zupełnie tak, jakby jego ciało było otoczką niczego, ma wrażenie, że jest pusty w środku, wyprany z emocji i zapomniany, a przecież to jest tylko zwykły prysznic. Być może świadczy to o nowym starcie, choć niekoniecznie lepszym. Na pewno nie jest to coś, co chciał osiągnąć przesiadując tutaj, ale zwykł przyjmować wszystko to, co daje mu los, tak więc pogodzenie się z tym faktem nie zajmuje mu dużo czasu. Wychodzi z budynku krótko przed zmrokiem, kiedy dzieci jeszcze bawią się ze sobą na osiedlu. Uciekają na jego widok, upewniając go w tym, że prawdopodobnie wygląda jak chodząca śmierć. Nie żeby go to w jakiś sposób obeszło. Wiele ludzi od niego ucieka, może to i dobrze. Przez myśl przechodzi mu pytanie, co robi Lucille, ale szybko pozbywa się go z umysłu. Ona nie pamięta. Zostawiła po sobie jedynie wspomnienie i dziurę w portfelu, ale to także go nie obchodzi. Swoje kroki kieruje do domu, który o dziwo został posprzątany. Nie zamierza zagłębiać się w to, kto to zrobił, po co, kiedy i dlaczego. Po prostu wchodzi, nawet nie sprawdzając stanu mieszkania, zrzuca z siebie ubrania, kopiąc je w róg pokoju, po czym ubiera świeże. Wszystko to robi mechanicznie, jakby niewiele czuł i tak, jakby był robotem zaprogramowanym na opcję „po prostu przeżyj”. Kiedy wychodzi z mieszkania jest już ciemno. Z ulgą wita księżyc i zmrok, to ulga dla jego oczu i duszy, gdy jest już ciemno i na ulice wychodzą ludzie jego pokroju, a nie ci idealni, wracający ze swoich wymarzonych pracy z milionem w kieszeni, kochającym partnerem i gromadką dzieci w domu. Nie wie gdzie podział się jego samochód, pewnie jego siostra go zabrała. A jak ma na imię jego siostra? Stella? Samantha? Czuje obrzydzenie, kiedy wchodzi do kasyna, ale to jedyne miejsce, w którym aktualnie chce być, dlatego po prostu wybiera miejsce przy barze, zamawia kilka kolejek, a następnie z naręczem alkoholu udaje się do stołu, gdzie zamierza całą noc grać w pokera. Pora wrócić na stare śmiecie i do starego życia.

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz