23 cze 2019

Od Katfrin CD. Conrada

Veron zamknął swoje oczy zapewne ze zmęczenia. Martwiłem się, że pies może przez to mieć problemy z chodzeniem. Westchnęłam zrezygnowana i wyjęłam paczkę papierosów z kieszeni. Zapaliłam jednego i zaciągnęłam się nikotyną próbując uspokoić myśli. Moje dłonie drżały jak nigdy,a ja sama wydawałam się roztrzęsiona. Kiedy spaliła jednego papierosa miałam ochotę na drugiego jednak podszedł do mnie jeden z policjantów.
- Katfrin Salvadore tak? - powiedziała, a ja skinęłam. Przeczytałam jego nazwisko z munduru. Jego nazwisko to Harly.
- Tak - odpowiedziałam jedynie i spojrzałam na leżącego psa.
- Mogę zabrać go już do weterynarza? - zapytałam, a ten powiódł spojrzeniem za moim.
- Wyjeli kule nic mu nie będzie. Żądam Pani tylko parę pytań i to koniec - rzekł. Spojrzałam na niego zła, wręcz wkurwiona.
- Proszę zadzwonić do mnie, przyjadę rano i odpowiem na pytania. Teraz jadę z moim psem do weterynarza - odpowiedziałam i odwróciła się na pięcie. Bellami miałbyć dosłownie za minutę. Kiedy spostrzegłam jego samochód od razu chciałam wziąć Veron na ręce jednak ten okazał się zbyt ciężki.
- Ja go wezmę - powiedział Bell, a ja jedynie byłam w stanie tylko skinąć głową na znak zgody. Kiedy Veron pisnął miałam ochotę walnąć brata dając mu znak żeby by bardziej ostrożny. Serce mi się ścisnęło, ale wiedziałam, że jak go uderze mogę sprawić ból także psowi. Westchnęłam i wyjęłam kolejnego fajka otwierając przy tym drzwi do samochodu by Bell wsadził Verona. Niala poszła na swoje miejsce. Chciałam pójść za kierownicę jednak brat złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Lepiej będzie jak ja będę prowadził - rzekł jedynie, a ja zaciągnęłam się papierosem. Jakby to co wydarzyło się niedawno nie miało miejsca. Jakby to mi się przyśniło. Z moich ust wyleciał dym, a ja ostatecznie zajęłam miejsce pasażera wiedząc, że chciałam żeby Veron był już pod opieką weterynarza. Bellami odpalił silnik i wycofał do tyłu, otworzyłam okno i strzepałam popiół z papierosa. Westchnęłam i zaciągnęłam się znów nikotyną chcąc się uspokoić. Spojrzałam w lusterko i zauważyłam swojego psa, który leżał spokojnie na tylnim siedzeniu. Aby chodził. Wiedziałam, że będzie żył, ale czy będzie chodził? Westchnęłam i wyjęłam kolejnego papierosa z paczki gdy skończyłam wcześniejszego.

~~~~**~~~~

Po godzinie snu blagalam o kawę. Wydawało mi się, że ta potrzeba jest ważniejsza niż oddychanie. Nie miałam tak często. Zwykle miałem tak gdy wcześniejszy dzień był ciężki i pełen emocji. Wstałam z łóżka i spostrzegłam, że zegar wskazuję 7.27. Westchnęłam zdając sobie sprawę, że spałam jednak mniej niż myślałam. Wstałam na nogi i ruszyła nieogarnięta do kuchni by tam wstawić sobie wodę na kawę. Niema od razu usłyszałam mój telefon. Ciekawe kto dzwoni. Ale czy na pewno ten ktoś jest godzien tego bym poszła na górę? Chyba nie... Chciałam sięgnąć po kawę jednak szybko naszła mnie myśl, że mój dzwonić do mnie weterynarz. Ruszyła więc na górę po telefon. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Dzień dobry, czy mam przyjemność rozmawiać z Katfrin Salvadore? - zapytała kobieta z wysokim głosem. To nie jest weterynarz.
- Tak co się stało? - zapytałam i ruszyła w stronę kuchni by wrócić do robienia sobie kawy.
- Dzwonię by przypomnieć o pojawieniu się na komisariacie w sprawie wczorajszego zajścia - powiedziała, a ja przekręciłam oczami znudzona wydarzeniem.
- Dobrze dziękuję za przypomnienie o tym ważnym incydencie o godzinie 7.30. Życzę miłego poranka - rzekła i rozłączyłam się. Włączyłam sobie muzykę i zrobiłam do końca kawę. Dałam psom także jeść, a Veron dostał także leki. Widziałam po jego oczach, że czuł się lepiej. Nawet wstał i ruszył powoli do swojej miski. Uśmiechnęłam się patrząc na niego. Czuł się lepiej i to było najważniejsze. Wzięłam kawę i paczkę fajek. Wyszłam na taras, a gdy odpaliłam papierosa przyszedł do mnie Veron z podkuloną łapą. Położył się tuż przy moich nogach i zamknął swoje powieki. Moje spojrzenie z niego przeszło na konie, które niedawno wyszły na pastwisko. Odchyliłam się lekko ciesząc się chwilą.

~~~~**~~~~

Na komisariat dotarła dopiero o godzinie 9.18. Weszłam do budynku i od razu zobaczyłam swojego wczorajszego towarzysza. Uśmiechnęłam się lekko i zdjełam okulary przeciwsłoneczne zakładając je na głowę.
- Widzę, że nie tylko mnie męczą - powiedziałam witając się z Conradem.

Conrad?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz