11 cze 2019

Od Trace'a C.D Noelia

Zdołał tylko odprowadzić swoją współtowarzyszkę niedoli wzrokiem do drzwi sypialni, w której szybko zniknęła. Najprawdopodobniej była zmęczona tym wszystkim. Jednak jego bystry wzrok zdołał zauważyć idealną grę aktorską, kiedy próbowała zasłonić powstałe rany i ból z nimi związany. Tym samym pozorując idealny stan swojego organizmu. Nie zamierzał jednak interweniować, dla własnego dobra i spokoju. Młody stróż prawa wyszedł na taras w celu porządnego odetchnięcia ulgą oraz krótkim rozeznaniem ich położenia. Bacznie obserwując teren przy krawędzi lasu, zrzucił z klatki piersiowej górną część munduru, niegdyś należącego do członka wrogiej organizacji. Bez większego przemyślenia rzucił go na poręcz balustrady, zmieniając pusty magazynek na pełen pocisków w razie nadchodzącego niebezpieczeństwa. Nagły ruch ramieniem spowodował utrudniający oddychanie ból w okolicach żeber, gdzie widniał nieciekawie wyglądający krwiak.
Dopiero teraz adrenalina w zastraszającym tempie zaczęła opuszczać jego organizm, zalewając niespodziewaną falą bólu. Pomimo zwalczania szkodników za pomocą broni palnej, niejednokrotnie musiał interweniować siłą własnych mięśni. Kolano będące w dalszej rekonwalescencji jak i uszkodzone ramię, okazały się jego piętą achillesa. Pomimo obwiązania kończyny bandażem elastycznym podczas przebierania się w mundur, szybko odmówiło posłuszeństwa. Tylko silna wola walki spowodowała otarcie się kuli posłanej w jego stronę, podczas szarpaniny. Gdyby nie reakcja długonogiej blondi, pocisk przeszedł by na wylot. Roztrzaskując na swojej drodze kości, niszcząc mięśnie i ścięgna. Nie wspominając o wyniszczeniu narządów, w tym przypadku serca. Goryle, które początkowo uważał za chodzące ameby, okazały się mieć większe doświadczenie i wytrenowanie, niż mógł sobie wyobrazić. Noelia kategorycznie nie powiadomiła go o takich sytuacjach, a mężczyzna nie wziął takich wydarzeń pod większą uwagę. To był jednak błąd. Stojąc przed średniej wielkości lustrem łazienkowym z zaciśniętymi wargami, starał się dokładnie pozszywać ciągnącą się ranę przez bok i klatkę piersiową. Już nie mógł sobie wyobrazić sumki pieniędzy z przelewu, o jaką będzie walczył w ramach odszkodowania od pana komisarza. Zadośćuczynienie za prowadzenie konspiracyjnego śledztwa musiało dojść do skutku.Phoenix już wiedział, że zadba o to osobiście. Po umyciu swojego ciała z brudu i krwi, postanowił udać się na zasłużony odpoczynek. Naładowane siły przydadzą się na niespodziewane zwroty akcji. Będąc już w małej sypialni, położył na stojącym fotelu zdające się do dalszego użytku spodnie wojskowe i buty. Kładąc broń pod poduszką, spróbował położyć się wygodnie na swojej części łóżka. Wizja i świadomość leżącej obok niego niedoszłej zabójczyni, nie poprawiała jego sytuacji o kolorowe pozytywy. Próby rozmyślania zostały jednak zaprzestane przez nieznaczny ruch po jego prawej stronie. Szlachcianka owinięta w całą kołdrę, nieznacznie drgała przez prawdopodobne odczucie zimna.


Brunet posiadał w swoim sposobie życia i podejściu do niego dwie strony, jednak druga była znaczącą osobista. Ukazywał ją tylko przy osobach, którym bezgranicznie ufał. Osoby te mógł policzyć na palcach jednej dłoni. Otaczając ramionami ciało blondynki, przypomniał sobie podobne sytuacje, jakie przeżył ze swoją siostrą. Cass zawsze przychodziła do jego pokoju, kiedy burza zaskakiwała późno w nocy. Zaspany przeważnie otaczał ją ramieniem, bądź spędzali czas na długich rozmowach . Przeważnie planach na przyszłość czy głupotach, jakie rodzeństwo podzieliło między sobą.
- Nigdy bym nie przypuszczał… Że będę robił za osobiste źródło niedoszłej morderczyni. - szepnął cicho do jej ucha, układając wygodnie głowę na swojej poduszce. - Dobranoc… Diablico.

~   *   ~


- Dlaczego to wszystko jest tak bardzo popierdolone, hm?! Dlaczego nie mogę mieć spokojnego życia, co?! - mruczał co chwila pod nosem, biorąc zamach siekiera trzymaną w dłoni. Chwilę potem rozłupany kawał drewna upadł na trawę, wśród sporą liczbę ich poprzedników.
Sen spędzonej nocy przy Noelii nie trwał długo, tracąc miano sprzymierzeńca w pełnym odpoczynku. Trace budził się w najmniej oczekiwanych momentach. Najmniejszy szmer dochodzący z pomieszczenia obok, budziły w nim skrajny niepokój. Tym samym wczesnym rankiem postanowił wstać z ciepłego łóżka, aby porobić coś bardziej korzystnego. Dlatego też postanowił wziąć się za zrobienie śniadania oraz cichą ewakuację, po szybkiej rozmowie z blondyną. Stróż prawa musiał jak najszybciej postanowił zakończyć ich burzliwą znajomość przez słowa, jakie usłyszał od jednego z wyżej postawionych Abwery.  “Uważaj na najbliższych” - zadziałała na niego niczym płachta na byka.
Były znajomy Wunderbrischer został zamknięty w najlepiej strzeżonym więzieniu na czas przed rozprawą, zaś jego obrońcy działali mało efektownie. Koledzy z organizacji widocznie nie zamierzali interweniować, gdyż do dzisiaj nie było żadnych prób ucieczki.
- Czyli ich sposobem zemsty… Jest wykończenie głównego prowokatora, który chciał pozamykać sprawy osobiste. - mruknął pod nosem, pilnując jajecznicy, która radośnie skwierczała na patelni. - Pozbycie się kilku z nich uwolniło reakcję łańcuchową…
- Wynikiem tej oto reakcji będzie kolejny trup na stosie, śmieciu. - usłyszał za sobą szybki szept. Trace nie wiedział co mogło się stać. Będąc daleko w zamyśleniu stracił swoją czujność i szybką reakcję, tym samym zostając osaczonym przez obcego.  Nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, został boleśnie pchnięty na blaty kuchenne, głową uderzając o kant wiszącej szafki.
- Matka nie nauczyła manier?! - zapytał , łapiąc w ostatniej chwili za rączkę patelni. Na oślep uderzył jej powierzchnią za siebie, aby zdobyć trochę czasu na swojego rodzaju odwet. Jednak ból czaszki i lekkie zamroczenie nie pomagały w jego przedsięwzięciu, jakby tego sobie zamarzył.
Słysząc przed sobą przekleństwa dotyczące bólu, odwrócił się przodem do atakującego go mężczyzny. Zwycięski uśmieszek pojawił się na jego twarzy, kiedy zauważył piękne zaczerwienienie na jego twarzy. Jakby to było normą wytarł krew z twarzy dłonią, szykując się na jakikolwiek atak.
- Jak mnie znaleźliście gnoje?!
- Zapytaj się pewnej pieprzniętej diablicy, którą wykorzystała swój dobytek… Jako ostatnią deskę ratunku? - oznajmił, uginając nogę w uszkodzonym kolanie.
- Niby jakiej diablicy?! Kto cię przysłał, pieprzony faszysto?! - pod atakiem oboje runęli na ziemię.


Noelia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz