7 cze 2019

Od Nivana cd Antoniego

Zastanawiające było, z jaką łatwością dogadywałem się z ludźmi, nie używając słów. Znaczy się, zdecydowanie lepiej mi to szło, niż gdy próbowałem obnażyć się przy pomocy dialogu.
Uznajmy, że byłem po prostu człowiekiem czynu, a z dyplomacją było mi najzwyczajniej nie po drodze, więc jakoś zawsze kończyło się tak, że omijałem ją szerokim łukiem. Ona też schodziła mi z pola widzenia. Nie odnaleźliśmy wspólnej płaszczyzny, ot co.
Może i tym lepiej, bo jednak zawsze gadali, że działania mają większą wartość niż słowa. W szczególności te moje, które prędzej przypominały nieskładny bełkot i doprowadzały często gęsto do sytuacji, których zainicjować po prostu nie miałem zamiaru, ale jakoś samo tak wyszło.
To też zdecydowałem się już całkiem przymknąć, a wszystkie sygnały w stronę Antoniego, och, jakże dziwnie brzmi to imię, Adama, kurwa, posyłać drogą nieco okrężną. Może też dlatego uśmiechałem się częściej i z dziwną ulgą wymalowaną na twarzy, czasem marszczyłem brwi, a z największą intensywnością grałem oczami, wpatrując się z uwagą w drugą, skupioną twarz, która również zaznaczała się delikatnym rozleniwieniem i odcieniem poczucia błogości.
Sprezentowałem kawałek zębów, gdy palce dobrały się do biodra, zagryzłem delikatnie wargi, przeciągnąłem dłońmi po gorącej skórze mężczyzny, siląc się na przepełniony aprobatą pomruk.
Dosięgnąłem rękami do potylicy Watsona, bo jedynym, czego naprawdę oczekiwałem w tym momencie, była jego bliskość, świadomość posiadania go przy sobie, oddech na policzku, który wręcz parzył i ten szpiczasty nos wrednie wbijający się w moją twarz.
Rok temu zarzekałem się, że jestem zbyt brudny na takie przywileje. Że już nikt nigdy nie obdarzy mnie czymś innym, niż pragnieniem ciała, jakbym przynależał już na stałe do osób, które znajdowały się tu tylko po to, by zaspokajać tak durne, ludzkie potrzeby.
Może jednak świat miał co do mnie nieco inne plany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz