13 cze 2019

Od Althei C.D Bellami

Pizza była zupełną odmianą od tego, co rzucali mi w zamknięciu. Ta, cokolwiek, co widziałam teraz w lodówce, było stokroć lepsze niż resztki, które dalej powodowały w moim gardle prawdziwy odruch wymiotny. Dlatego sosy nie miały teraz znaczenia. W sumie nic nie miało. Nawet to, że zaraz przypadkiem mogę zacząć pałaszować karton i dalej będzie mi towarzyszył głód. 
Dobra, ten karton to przesada.
W ciszy kontynuowaliśmy posiłek, nie oczekując od tej przyjemnej chwili niczego więcej. Przy telewizorze, który wprawdzie robił cały hałas, skończyliśmy drugie opakowanie pizzy. Dopiero w późnym momencie mój żołądek był na tyle pełny, że niemal zrobiło mi się niedobrze od takich ilości wchłoniętego fastfooda.
- Niedługo zrozumiem, że to był wielki błąd. — Strzepnęłam z dłoni resztki okruszków ciasta. — Wielki.
- Że pizza?
- No.
- Zasłużyłaś — skwitował, chowając w buzi ostatni kęs. Potem podniósł się, by wynieść kartony. Zerknęłam wówczas na jego opatrunek, stwierdzając w głowie, że nie wyszedł mi wcale tak źle. Może powinnam pójść w stronę pielęgniarstwa, a nie sportu?

- Jasne, że zasłużyłam. — W przepływie zupełnej obojętności ułożyłam się na rogu kanapy, rozkładając przy tym wygodnie nogi.
Dopiero teraz, mogąc powoli i na spokojnie przeanalizować swój stan, śledziłam wzrokiem każdy skrawek swojego ciała. Moim oczom ukazały się liczne siniaki, ale nie to było najgorsze. Najgorsze jednak to te parę śladów po igłach. Małe, niepozorne, a trzymające w sobie tyle bólu i upokorzenia, które nie mogły mnie opuścić. Zaledwie jednym spojrzeniem ryzykowałam kolejną falę tych frustrujących emocji.
Bell wracając z kuchni widocznie nie chciał komentować śladów, mimo że dobrze je widział.  Tak mi się zdawało. Zwyczajnie usiadł na kanapie obok i wpatrzył się w telewizor bez zbędnych słów, które mi również nie były potrzebne, szczególnie do uzyskania upragnionego spokoju.
- Mógłbyś mnie podwieźć do domu? — Przerwałam milczenie, zwracając swoje spojrzenie ku ciemnym oczom. Przestał patrzeć w ekran i skinął lekko głową.
- Już teraz?
- Tak, dzięki za gościnę — odparłam niezwykle łagodnie, co pozwoliło mi zrozumieć, że naprawdę musi być ze mną źle. Po chwili sama przeanalizowałam to, co powiedziałam. — Chociaż nie. Wprosiłam się sama, więc dzięki za pyszną pizzę. 
Bell parsknął cicho pod nosem i złapał za kluczyki, potem wsadzając je do kieszeni spodni.
- Masz rację, pizza była dobra — mruknął. — Ale rzadko mam wrażenie, że ktoś zjada jej więcej niż ja.
- Masz dobre wrażenie. — Uśmiech ujawnił moje zadowolenie. Oj tak, na długo będę rozkoszować się tym smakiem w ustach.

***

Odkąd pożegnałam Bellamiego i zaczęłam względnie normalne funkcjonowanie we własnym mieszkaniu, przestałam mieć z nim wielki kontakt. Żywiłam takie wrażenie na przestrzeni tylko trzech, czterech dni, gdy po prostu prawdą mogło być to, że mężczyzna najzwyczajniej w świecie zajął się swoimi sprawami. Nie wiedziałam, co się z nim działo i nie umiałam tego przyznać, ale to była przyjemna nieświadomość. Chciałam w niej dryfować bez żadnych zmartwień, które dobiłyby mnie wewnętrznie.
Lucia również mocno przeżyła to, co mnie spotkało. Kiedy zobaczyła moją twarz pierwszy raz od dawna, wybuchła płaczem, myślała, że śni i nie mogłam jej uspokoić długi, niezwykle długi czas. Przez tak silną reakcję oszczędziłam jej gorzkich smaków tej całej historii. Po co miała wiedzieć o wszystkim, co się ze mną działo? To ból, bardzo zbędny ból, na jaki nie chciałam jej narażać. Daleko jej do dzieciaków, które po prostu chodzą do szkoły, dostają od rodziców kieszonkowe i się uczą, ale to nie znaczy, że ma zapuszczać się w niewłaściwy, ciemniejszy świat.
Piątkowe popołudnie nie zaskakiwało pod żadnym względem. Lucia była w szkole. Ja natomiast od paru godzin stałam nad umywalką, próbując uratować spalone garnki i patelnię, która była chyba po kilkukrotnym użytku bez używania wody, płynu i gąbki. 
Chyba kupię zmywarkę. Możemy klepać biedę przez ten miesiąc.
Zlew zaczęła stopniowo wypełniać woda. Wydawało się, że powierzchownie nic nie blokowało odpływu. Zaczęłam więc niczym zawodowy hydraulik nagminnie wymyślać sposoby na to, co może być nie tak, ale szybko doszło do mnie, że problem leży w rurach. Zdjęłam mokre rękawiczki, sprawdziłam numery w telefonie, ale po profesjonalnej pomocy ani śladu. Zobaczyłam jednak numer, który zatrzymał na sobie mój wzrok. Bell. Facet to facet, powinien umieć naprawiać zlewy. Zresztą podpięłam to pod niegłupią okazję, żeby sprawdzić, jak mu się wiedzie.
- Bell? Halo, robisz coś ważnego? — zaczęłam z lekką nadzieja w głosie. 
- Nie, ale zależy też o co chodzi. 
- Zlew mi się zepsuł. Coś blokuje mi wodę, a ja jestem w tym całkiem zielona. — Niezły wstęp do pornola mógłby z tego wyjść. — Dasz radę mi z tym pomóc?
- Coż za zaradność — zakpił sobie, lekko rozbawiony. 
-Dobra, przestań. Wybrałam cię, bo jesteś najbliższym z otoczenia facetem.
- Jaasne — przeciągnął, nie ukrywając przede mną zadziornego tonu. Zaraz potem wrócił do normalności. — Dobra, za jakiś kwadrans będę. Może nawet będę się spieszyć.
- Postaraj się. — Na te słowa się rozłączyłam.
Bell przybył dopiero po dwóch kwadransach, w ogóle nie przejmując się swoim spóźnieniem. Wszedł tak, jak gdyby nigdy nic, krótko się przywitał, ale nie zainteresował go zlew.
- Alt, gdzie masz łazienkę? — Spojrzał na mnie.
Mieszkanie wcale nie było duże. Wystarczyło wyciągnąć rękę, żeby wskazać odpowiednie drzwi.
- Te za tobą. Spoko, nie spiesz się. — Jasne, przecież i tak się spóźnił. 
Mężczyzna bez słowa zniknął w łazience. Siedziałam więc na kanapie, czekając na niego, ale czas się tylko dłużył, a co najdziwniejsze — dłużył się w kompletnej ciszy. Dwie minuty. Pięć. Dziesięć. Nie czując w tej sytuacji wielu ograniczeń, podeszłam do drzwi i delikatnie w nie zapukałam. 
- Bell? Żyjesz? — spytałam nieco głośniej, odruchowo chwytając za klamkę.
Kiedy ją nacisnęłam, chcąc się wedrzeć, uświadomiłam sobie, że drzwi wcale nie były zamknięte. A to sprawiło, że zalał mnie pot czystego niepokoju. Pociągnęłam drzwi do siebie. Cicho i ostrożnie. 
Wewnątrz Bell wydawał się kompletnie nieobecny. Patrzył na siebie w lustrze. Opierał się o umywalkę, a głowę miał zawieszoną w dół. Zbladł, jego spojrzenie stało się… dziwne. Odebrało mi mowę. Otworzyłam usta, ale bez możliwości wypowiedzenia chociaż jednego słowa.
- Bellami? Halo. W porządku?
I wtedy, zupełnie niespodziewanie, wziął zamach oraz gwałtownie uderzył w taflę szkła, która z głośnym hukiem rozbiła się na kawałki, zniekształcając całe odbicie mężczyzny.
Moje ciało zamiast znieruchomieć ze strachu, dosłownie ruszyło do przodu, napędzane prawdziwą adrenaliną. Nie wiedziałam, na co się patrzeć. Rozbite lustro, krew na nim, pięść Bella, która nadal była zaciśniętą.
- Odbiło ci całkowicie?! — Wydusiłam w końcu, czując niezwykle niekomfortowe ściśnięcie w gardle.

Bellami?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz