24 cze 2019

Od Adama C.D Odette

    Przez całą drogę do niewielkiego miasteczka, w którym wychowywała się Odette, byłem pogrążony we własnych myślach. Odtwarzałem sobie we własnej głowie scenariusze, które mogły mieć miejsce przy pierwszym moim spotkaniu z jej rodzicami. Opcji było wielę, naprawdę. Było ich tak dużo, że nie zdążyłem wszystkich rozważyć. Wręcz poczułem, jak na mojej głowie rozlewa się kubeł wody, podczas gdy ja stawałem samochodem pod jej domem. Wtedy wystarczyło mi tylko zmówić zdrowaśkę i spróbować chociaż trochę się uspokoić. A raczej ujarzmić swój stres. I muszę przyznać - udało mi się przestać stresować. Fakt - nadal obawiałem się spotkaniem z jej rodzicami, jednak już nie tak bardzo, jak przed wyjazdem.  Możliwe, że świadomość tego, iż spotykam się już twarzą w twarz z trudnością, którą muszę pokonać, sprawia, że przestaję się aż tak bardzo przejmować.

    To chyba dobrze, prawda? Przynajmniej nie trzęsę się jak owsik i nie przynoszę Odette wstydu.
    Boże, jeszcze by pomyśleli, że jestem jakimś tchórzem.
    Oby do tego nie doszło, bo chyba zapadnę się pod ziemię.
    Najpierw miałem do czynienia z jej matką, na której, jak zauważyłem, wywarłem całkiem dobre pierwsze wrażenie. Jednak szybko zdałem sobie sprawę z tego, iż z jej ojcem nie będzie tak łatwo. Może i nawet będzie ciężej, niżeli myślałem na początku.
    Pierwsze spotkanie z nim zrodziło we mnie jeszcze większe wątpliwości. Co prawda nie bałem się aż tak, jak przed wyjazdem, jednak stres nadal był odczuwalny - cały czas na tym samym poziomie. Byłbym debilem, gdybym się nie obawiał tego, co niebawem najprawdopodobnie nastąpi, a ojciec mojej dziewczyny sprawiał wrażenie jeszcze większego buca, niż ojcowie moich koleżanek ze studiów.
    Nieważne. Jak zawsze ma w zwyczaju mówić Odette - będzie dobrze.
    Czasami nie potrafię zrozumieć tego, że ta potrafi być taka optymistyczna...
    Wchodząc do jej nastoletniego pokoju, wszystkie moje zmartwienia odpłynęły w dal. Dosłownie. Przestałem się przejmować następnym spotkaniem twarzą w twarz z ojcem dziewczyny, a skupiłem się nad jej azylem. Co prawda nie był różowy, ani nie tonął w brokacie, ale gdzieniegdzie można było zobaczyć pluszaki czy inne przedmioty, które jednomyślnie utwierdzały mnie w przekonaniu, że tutaj kiedyś mieszkała bardzo dziewczęca nastolatka.
    Z uśmiechem na ustach rozgościłem się w nim i zacząłem rozglądać się za każdymi małymi smaczkami, które miał mi on do zaoferowania. Bez większych skrupułów zaglądałem jej do szuflad i szafek, a nawet przeglądałem jej niektóre zeszyty, które dziewczyna i tak szybko mi wyrywała z rąk.
     - Jesteś bardzo nachalny - powiedziała ze śmiechem utkwionym w gardlem, wyrywając mi z ręki kolejny zeszut, obklejony w różnokolorowe gwiazdki i serduszka.
    Warknąłem pod nosem.
     - Wyrywasz mi z rąk każdą ciekawą rzecz, na jaką natrafię - burknąłem niezadowolony, wracając do przeszukiwania kolejnych szafek. - Zachowałaś gdzieś bieliznę z tamtego okresu? - spytałem jakgdyby nigdy nic, a po chwilę zostałem delikatnie zdzielony zeszytem, który ta jakiś czas temu zabrała mi sprzed nosa. - Ałaa - syknąłem, specjalnie przedłużając ostatnią literę, jednak na mojej twarzy zagościł mały uśmieszek. - A za co to?
     - Za to, że jesteś takim zbereźnikiem - zachichotała, siadając na swoim nastoletnim łóżku. - Myślisz tylko o jednym.
     - Ja? - Z udawanym zdziwieniem wskazałem na siebie. - Skądże znowu, ja jestem grzeczny. - Usiadłem obok niej, by chwilę później położyć się całym ciałem na jej łóżku. - Ciasno tu, jak my się tu niby mamy pomieścić? - Zadałem retoryczne pytanie i przymknąłem oczy, zakrywając rękami swoją twarz.
     - Położę się na tobie. - Usłyszałem głos Odette, a chwilę później poczułem na sobie znajomy ciężar. Nie musiałem nawet otwierać oczu, by bezproblemowo stwierdzić, że była to moja dziewczyna. Mimo wszystko jednak odkryłem swoją twarz i uchyliłem powieki, by spojrzeć na jej uśmiechniętą twarz. Była blisko mojej, więc bez większego wysiłku mogłem dosięgnąć jej ust swoimi. Jej dłonie zacisnęły się na mojej koszulce, a ja podniosłem się do siadu, by objąć ją rękoma w pasie i przyciągnąć jeszcze bliżej siebie. Pogłębiłem pocałunek, na co Odette zareagowała cichym zduszonym jękiem.
    W tym samym momencie usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Jak mogłem się domyślić, to dziewczyna również, bo od razu ode mnie odskoczyła, prawie upadajac na podłogę, a po chwili razem, jednomyślnie spojrzeliśmy razem na uchylone drzwi, w których stał jej ojciec.
    Mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego tym, co zobaczył. Można nawet powiedzieć, że zaczęła nim władać wściekłość, którą zdołał szybko zdusić w zarodku. Przynajmniej potrafi panować nad swoimi emocjami i dosyć szybko mnie nie pobije. Jednak jednego byłem pewnien.
    Nieźle się wjebałem.
     - Adamie - zaczął, przeszywając mnie swoim mrążącym krew w żyłach wzrokiem na wskroś. - Chciałbym z tobą porozmawiać.
    Podniosłem się powoli z łóżka swojej dziewczyny. Jak mogłem zauważyć kątem oka, ta również wstawała na nogi. Prawdopodobnie chciałą pójść ze mną, jakby chcąc dodać mi otuchy, jednak jej ojciec szybko jej to uniemożliwił.
     - Na osobności - dodał dosyć ostro, racząc córkę swoim niezbyt zadowolonym spojrzeniem, na co dziewczyna zareagowała zastygając w bezruchu. Ostatecznie delikatnie pocałowała mnie w policzek, szepcząc do ucha ciche "powodzenia", a następnie oddała mnie w ręce swojego ojca.
    Westchnąłem ciężko i powolnym krokiem ruszyłem obok pana Claytona. Mam nadzieję, że dobrze zapamiętałem ojca mojej dziewczyny. Chociaż patrząc na to, że zapoznała mnie ze swoimi rodzicami, a ja ją ze swoimi, to nasz związek musi być poważny. Naprawdę bardzo poważny.
    Szególnie, że ja przez całe swoje życie miałem do czynienia tylko z przelotnymi romansami.
    Mężczyzna wporwadził mnie do swojego gabinetu, a zaraz potem zasiadł za wielkim dębowym biurkiem, wskazując miejsce na przeciwko siebie. Kiwnąłem w odpowiedzi głową i bez słowa zasiadłem na pustym krześle. Przez chwilę siedzieliśmy w zupełnej ciszy, by zaraz potem przerwał ją charakterystyczny dźwięk obijanych kieliszków. Ze zmarszczonymi brwiami wpatrywałem się w to, jak mężczyzna wyciąga z barku butelkę whiskey.
     - Chcesz trochę? - Wskazał na butelkę w swojej dłoni, a jego wzrok ponownie utknął w mojej osobie, a ja delikatnie pokręciłem głową.
     - Wolę nie pić, w razie, gdyby pan kazał mi się stąd wynosić. - Zażartowałem, uśmiechając się delikatnie, na co mężczyzna pokiwał głową, drapiąc się po brodzie.
     - Ano słusznie, byłbym do tego zdolny - zauważył, chowając jeden z kieliszków z powtorem do barku. W tym też momencie delikatnie się zestresowałem, jednak mężczyzna kontynuował. - Powiedz mi cos o sobie - zaczął, zerkając na mnie przelotnie.
    Odchrząknąłem, by chwilę poźniej zacząć mówić:
     - Jestem właścicielem rodzinnej restauracji, przejąłem nad nią pieczę, w dalszym ciągu mieszkam z rodzicami.
     - Z rodzicami? - przerwał mi, uśmiechając się kpiąco. - Ile masz lat?
     - Jestem przed trzydziestką.
    Mężczyzna wybuchnął śmiechem.
     - Tylko nieudacznicy w tym wieku mieszkając z rodzicami.
     - Nie rozumiem co pana śmieszy. - Przyjąłem poważny wyraz twarz i oparłem się dumnie plecami o krzesło. - W tym domu mieszka większość mojej rodziny. Dziadkowie, rodzice, kuznynka z dziećmi, moje rodzeństwo - zacząłem wymieniać, - niektóre z nich również mają dzieci. Więc nie wiem dlaczego nazywa mnie pan nieudacznikiem.
    Tą odpowiedzią dałem radę go zagiąć, gdyż ten przestał się śmiać i wrócił do swojej poprzedniej postawy.
     - Poza tym - zaczął, nalewając sobie do kieliszka whisky, - nie uważasz, że jesteś za stary dla mojej córki?
     - Nie jest za stary - usłyszałem głos Odette, która gwałtownie weszła do pokoju.
    W tym samym momencie i ja i jej ojciec popatrzyliśmy na nią ze zdziwieniem.
    Przynajmniej w jednym jesteśmy ze sobą zgodni.

< Odette? c: >

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz