24 cze 2019

Od Milo cd. Naffa

Zmarszczyłem brwi, a kiedy się odwrócił, odsunąłem się od niego i usiadłem na krześle. Przez chwilę zastanawiałem się nad tym dziwnym zajściem. Nigdy nie czułem przymusu do całowania, nawet ten trzeci raz z Naff’em był jakiś przypadkowy. Do tego stwierdził, że mogłem robić to kiedy ze chcę. Przyznam, dziwna, a zarazem miła propozycja, którą nie wiem, czy wykorzystam. Mimo wszystko dalej nie czuje żadnej potrzeby bliskości. Kiedy chłopak zmywał, ja wyciągnąłem telefon i zacząłem w nim grzebać. Z transu wyrwał mnie głos kolegi.
- Będziesz tu jeszcze długo siedział? - zapytał. Nie spojrzałem na niego, ale zwróciłem mu uwagę.
- Grzeczniej – wytarł ręce o ścierkę. - A co?
- Chce już się położyć – skinąłem głową. Schowałem telefon i wstałem, odsuwając krzesło. Zanim jednak wyszedłem, zająłem mu jeszcze chwilę.
- Właśnie. Chce ci się spotykać jutro z matką? - po chwili dodałem kolejne zdanie, nie czekając na jego odpowiedź. - Dobra, nie było pytania. Wyjdziemy do klubu, nie chce więcej widzieć tej jędzy – stwierdziłem. Jeśli miałbym z nią jeszcze raz rozmawiać, stałaby się jej krzywda. Nie mi, tylko jej, a ja potem miałbym przewalone i nie tylko u rodziny i terapeuty, ale także przez organy sprawiedliwości. Tym bardziej, jeśli była kimś ważnym, chociaż dla mnie była warta tyle, co śmierdzący placek na polu.
- To było pytanie? - niby zapytał grzecznie, ale słyszałem w jego głosie kpinę.
- Nie – odpowiedziałem.
- Nie musisz się z nią przecież widzieć.
- Jak to? Przecież jestem twoim C H Ł O P A K I E M, kochanie.
- Z nami koniec! - zaśmiał się do podłogi. Wziąłem się za serce i udałem przerażenie zmieszane z żalem.
- Jak możesz tak mówić?! - zapytałem zaskoczony.
- Do mojego byłego chłopaka? Najwyraźniej mogę! I co ludzie powiedzą! Bylem z tobą tylko dla twojego wyglądu!
- Mmmm mi to pochlebia – powiedziałem dumnie, w końcu przyznał, że byłem piękny. - Ale jak możesz mi tak łamać serce? - wróciłem do poprzedniego tonu, ale nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać.
- Łatwo to powiedzieć, skoro nie widzę. Nie da się złamać czegoś, co nie istnieje, idź już. Umrę zaraz na głowę i nie będzie czego ratować – wymamrotał, humorek mu się nagle zmienił.
- Oj tam, nadepnąłem rottweilerkowi na ogon? - ja jednak postanowiłem dalej ciągnąć tę komedię, bo miałem dobry humorek. Jakimś cudem mi go poprawił, dlatego bez oporu do niego podszedłem i przytuliłem go jak mamusia.
- Boli mnie głowa, stara kiełbaso – wymamrotał.
- Ooo główcia boli? - mówiłem jak do dziecka. - Żeby bolała, trzeba w niej coś mieć – stuknąłem palcem w jego czoło, on się za to rozzłościł.
- Dlatego ciebie to nie zaboli – po tych słowach nie sądziłem, że uderzy mnie w krocze. Nie bolało, ale instynktownie odsunąłem tyłek do tyłu, podnosząc jedną nogę i zakrywając w jakiś sposób swoje miejsce. Przy okazji złapałem go za rękę, by znowu mnie nie uderzył.
- Ej, to cios poniżej pasa – mruknąłem zły.
- Takie tez się trafiają, czy możesz się na coś przydać i albo sobie iść albo załatwić mi apap? - stał bez ruchu. Przewróciłem oczami i go puściłem.
- Migrenę masz? Gdzie masz leki – podał mi namiary na szafkę i po chwili podałem mu tabletkę i szklankę wody. Po tym się z nim pożegnałem i wróciłem do siebie.

*

Kochałem piątki całym swym malutkim i wrednym serduszkiem. Dzień, w którym możesz się schlać i naćpać, nie myśląc o jutrze. Niestety ja musiałem się pilnować, w końcu moim towarzyszem był ślepy facet, który bez psa do akademika nie wróci, a gdyby jeszcze miał mnie za sobą ciągnąć, na pewno wpadlibyśmy oboje pod samochód i to nie przypadkiem. Na szczęście miałem twardy łeb, dlatego nie musiałem obmyślać planu, jak zrobić, by się jednocześnie napić, ale nie upić. Po skończonych lekcjach poszedłem do siebie, a potem przed przyjazdem jego matki, odwiedziłem swojego kolegę. Siedział na krześle i właśnie odpinał psu smycz.
- I co? Idziemy się napić?
- No idziemy idziemy – powiedział entuzjastycznie. Zostawił psa i wyszliśmy na zewnątrz. Po chwili Naff wziął mnie za rękę. Spojrzałem na niego, czułem się dziwnie, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że teraz to ja byłem jego przewodnikiem. Ruszyliśmy w kierunku baru, musiałem ignorować każde spojrzenie, rzucane na nas i nasze dłonie.
- Możesz zdjąć okulary? - zapytałem po jakiejś chwili, kiedy to jakaś matka rzuciła w naszą stronę nieprzyjemny komentarz.
- Po co?
- By ludzie widzieli, że jesteś ślepy – wytłumaczyłem.
- Nie.
- Mam ci je zdjąć? - zapytałem lekko zdenerwowany. - Miałeś być miły – zauważyłem z lekką satysfakcją, w końcu ten argument mógł go zmusić do spełnienia mej prośby.
- Nie. Nie chce ich zdejmować. Nie czuje się komfortowo – i radość zniknęła. Postanowiłem nie naciskać.
- Więc muszę ci przyczepić tabliczkę z tą informacją – stwierdziłem bardziej do siebie.
- A muszą ludzie wiedzieć? Nie możesz mi dać tej nocy? W spokoju? Niech myślą, że jestem po prostu dupkiem – przewróciłem oczami.
- I niech myślą, że jestem gejem. Nie ważne. Zaraz będziemy na miejscu.
- Nie musisz mnie prowadzić.  Po prostu idź wolno obok mnie – nie odpowiedziałem, ale też go nie puściłem. Miałem dać mu się zabić? I chodziło mi o to, że znowu wpadł by na jakiś słup, albo jakiś człowiek wrzucił go pod koła, sądząc, że specjalnie na niego wpadł. Czy bałem się o niego? To raczej była troska o siebie, w końcu to ja z nim wyszedłem bez psa przewodnika. - Czyli ci to nie przeszkadza – odezwał się nagle. Wzruszyłem ramionami i dalej milczałem. Czy mi to przeszkadzało? Nie chciałem o tym myśleć, bo nie znałem odpowiedzi. - Zajebiście. To możesz równie dobrze mi dać w pysk.
- Nie jęcz kurwa i przestań mnie o to prosić – odparłem zły. Teraz nie byłem pewny, o co mi chodziło. W odpowiedzi usłyszałem przeciągły jęk rozkoszy, zerknąłem na niego zdziwiony i się zaśmiałem.
- I przy tym zostańmy – stwierdziłem. Zatrzymałem się i oznajmiłem, że byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka, głośna muzyka, smród spoconych ciał, zapach alkoholu i tytoniu; coś w sam raz dla takiego typa jak ja. Zaprowadziłem nas do baru, tutaj nikt nie zwracał uwagi na to, że trzymaliśmy się za ręce; przynajmniej takie miałem wrażenie i nadzieje, chociaż się domyślałem, że w takich miejscach jest więcej biseksualistów, niż hetero, którzy rzucają się na pierwszego lepszego geja czy lesbijkę. Mimo pozorów, bary były dość tolerancyjnymi miejscami, może dlatego, że zbierała się tu masa ludzi zewsząd?

<Naff?>

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz