16 cze 2019

Od Neala c.d. Candice

Właściwie to muszę się przyznać, że nie spodziewałem się od niej tak szybko odpowiedzi, a na pewno nie zaproszenia do siebie. Kręcę głową uśmiechając się do telefonu i już nawet nie próbuję udawać przed dwójką moich najlepszych przyjaciół, że z kimś piszę... a lepiej to ujmując z kimś na kim mi zależy. W przeciwnym razie nie byłbym cały taki roześmiany i pozytywnie nastawiony, szczególnie że kompletnie mi dzisiaj nic nie wychodzi. Poszedłem na skałki to tylko dzięki doświadczeniu nie spadłem, ponieważ mój dzisiejszy partner mnie źle zabezpieczał, a teraz siedzę w moim mieszkaniu, które ku mojemu niezadowoleniu jest aż szare od dymu papierosów... mam nadzieję, że tylko papierosów i próbuję nie rzucił moją gitarą o ścianę. Cała nasza paczka teoretycznie ogląda mecz siatkówki, jednak dobrze znajdę sobie sprawę z tego, że Benny i Adrien przyglądają się tylko mi. Jasne jest to, że chcą odpowiedzi, ale ich dziwne skrycie przed resztą delikatnie zaczyna mnie martwić. Zazwyczaj nie mają oporów przed ośmieszeniem  mnie przed całą naszą grupą i to uznaję za normę, za zachowanie, które jest regularne, a odstępstwo od niej oznacza albo kłopoty albo jakąś tragedię. Rozglądam się po pokoju ogarniając wszystkich wzrokiem, powoli przesuwam spojrzeniem po Benny'm i nie boję się utrzymać z nim kontaktu wzrokowego. W końcu wzdycham i przewraca oczami.
- No dobra panowie - blokuje telefon i miękko rzucam go na stolik kawowy, cała resztą odwraca się od projektora w moją stronę. - O co chodzi?
- Coś ci się wydaje Neal, nam o nic nie chodzi - odpowiada szybko Adrien, trochę za szybko.
- Dziwne... bo zapytałem patrząc na Bena, a ty akurat odpowiedziałeś. Zresztą bardzo szybko, pewnie - przecieram dłonią czoło i pochylam się, aby móc oprzeć łokcie na kolanach. Splatam palce dłoni i delikatnie opieram o nie podbródek. Patrzę to na jednego, to n drugiego. W pokoju słychać tylko cichy krzyk publiczności wyświetlanego meczu.
- Ha, to już jest całkiem paranoiczne, przecież... - zaczyna Adrien, ale Ben przerywa mu uniesieniem dłoni. Nie ma co, ale ten facet robi wrażenie. Uciszył go jak szczeniaka.
- To nie ma sensu Adrien - mówi spokojnie i oblizuje usta. Zastanawia się wlepiając we mnie to swoje spojrzenie. Spojrzenie nadopiekuńczego starszego brata, które chyba aż zbyt dobrze znam. - Nie wiem, czy chodzi nam o to samo... - zaczyna, jakby szukając odpowiednich słów - ale przynajmniej ja, chciałbym wiedzieć, czy osoba, z którą pisanie sprawia ci tyle radości, to ta osoba, o której myślę.
- Tak - odpowiadam bez zawahania. Kłamstwo w jego przypadku nie ma najmniejszego sensu. Wzruszam ramionami. - Czy to coś złego?

- Złego? Nie sądzę. Jednak uważam, że to coś prawdopodobnie niebezpiecznego, nie tyle dla ciebie jako człowieka, w sensie fizycznym, ale dla twojej stabilności emocjonalnej - spuszczam głowę gdy to mówi. Nienawidzę, kiedy ktoś wspomina o takich rzeczach, jak tamten ciemny, brutalny okres, kiedy dowiedziałem się, że rodzice się rozwodzą, że nie będę miał tak naprawdę nikogo i zawsze będę musiał wybierać, nawet między nimi. - Wiesz, że nie mówię tego złośliwie. Po prostu nie chcę, aby to się stało po raz drugi, tak?
- Wiem - mówię cicho. - Ale ja z nią naprawdę rozmawiałem wczoraj - odpowiadam podnosząc na niego wzrok. - To wcale nie tak, jak pewnie myślicie, albo Adrien myśli i tobie mówił - posyłam drugiemu chłopakowi chłodne spojrzenie i odwracam się z powrotem do Bena. - Ona naprawdę jest całkiem miła dla mnie i dobrze mi się z nią rozmawiało, czy teraz pisze i owszem moja przeszłość ma tutaj znaczenie, jednak tak naprawdę, jeśli to nie jest ta Candice, którą znałem, to to nie zmieni tego, że wczoraj znowu poczułem chęć do spotykania się z kimś, chęć do zaufania komuś.
- Masz rację - kiwa głową. Wtedy odwraca ode mnie wzrok. Wiem, że patrzy na Adriena. - Dla mnie nie ma tutaj żadnego powodu, żeby którykolwiek z nas miał się w to mieszać.
- Co? To jest tylko wytwór jego wyobraźni, czy ty tego nie widzisz? Ubzdurał sobie, że tamto wspomnienie z dzieciństwa i ta laska, którą dopiero co spotkał to ta sama osoba i nie potrafi ocenić tej sytuacji obiektywnie - krzyczy z wyrzutami, co powoli powoduje, że krew zaczyna się we mnie gotować. Poziom adrenaliny się podnosi, jak za każdym razem kiedy ktoś ocenia we mnie coś, o czym niestety, ale nie ma zielonego pojęcia. Z niemałym trudem zmuszam się do usiedzenia w miejscu.
- Nie słyszałeś, że powiedział, że zależy mu na niej jako osobie, nie na Candice, którą znał w dzieciństwie jak sam to przed  chwilą określiłeś? - dziwi się Ben, chociaż ja w jego głosie wyczuwam już lekkie poirytowanie. Jak dobrze, że nie tylko ja się tak czuję w tym momencie.
- Myślisz, że wcześniej było inaczej? Tak samo jest za każdym razem, a później patrzymy na niego jak cierpi i tęskni za kimś, kto pewnie już dawno nie żyje! - wtedy raptownie wstaję. On wstaje też, ale w jednym kroku jestem tuż przed nim i mam ochotę skręcić mu kark.Dlaczego? Sam nie jestem pewien. Czuję tylko gniew, żal, czuję, że przekroczył tymi kilkoma słowami granicę, do której nawet nie powinien się zbliżać. Nawet Ben tego nie robi, a on? On za takie zuchwalstwo może jedynie zginąć przed uduszenie przeze mnie.
- Neal! - krzyk Bena powstrzymuje mnie od podniesienia ręki. Zamykam oczy i robię kilka głębokich wdechów. Tylko spokojnie.
- Ben - mówię nadal z zamkniętymi oczami. - Klucz zostaw u sąsiadki, tej z naprzeciwka. Jak wrócę - dopiero wtedy otwieram oczy - to ma was tutaj nie być. Żadnego - odwracam się wtedy z mojego miejsca, łapię za kluczyki i wychodzę.
- Dokąd jedziesz? - słyszę za sobą głos. Huk w uszach z adrenaliny, która dopiero zaczyna opadać powoduje, że nie rozpoznaję go.
- Jadę do domu - odpowiadam i znikam za drzwiami. Szybkimi krokami idę do windy, żeby zdążyć zniknąć, jeśli któremuś strzeli do głowy iść za mną. Wciskam przycisk i opieram czoło o ścianę obok. Czemu mój umysł jest tak bardzo skomplikowany. Sam się w nim mieszam, jakbym nie potrafił rozróżnić co jest realne, a co powinienem zostawić w przeszłości i zamknąć do jasnej cholery ten rozdział. Wiem, że tylko jedna osoba może mi w tym momencie pomóc i o ironio, jest to mój młodszy brat. Niewiele wiedzący o świecie i zwyrodnieniu rzeczywistości, ale znającym prawdziwe, proste i czyste uczucia. Bez fizyczności, bez skomplikowania, zdrad i tego całego jebanego brudu. Myśli przerywa mi te cichy, a jednak mimo to irytujący dźwięk windy. Drzwi się otwierają i wsiada do środka. Nikt nie wyszedł. Pewnie Ben ich zatrzymał. Albo nie. Może nikomu na mnie nie zależy tak jak myślałem. Wszystko zaczyna wyglądać dla mnie jak jedno wielkie bagno. Wydaje mi się, że już nic nie wiem. Niczego nie jestem pewny. Waham się pomiędzy zaufaniem do nich, moich przyjaciół od tak dawna, że ledwo pamiętam jak się poznaliśmy, a uczuciem. Uczuciem! Wreszcie wypowiedziałem to w myślach i nie wiem jak inaczej to określić. Ja coś czuję do tej Candice. Coś w jej spojrzeniu, ruchach i tym jak swobodnie się przy niej czuję powoduje dziwne skręcanie w moich brzuchu i ekscytację kiedy chociażby do niej pisze, już nie mówiąc o myśli spotkania z nią. Jest to jednak trochę mdłe, jakby zamglone, ponieważ przykryte już nie tęsknotą, a poczuciem winy, że wszystko to się dzieje tylko przez myśl, że to ta sama dziewczynka, która kiedyś została porwana z podwórka obok.

*  *  *

W domu nie oczekuje żadnego przywitania. Właściwie nawet nie jestem pewien, czy któreś w moich rodziców zauważy, że tutaj byłem. Zostawiam buty przy wejściu i jakoś naturalnie kieruję się do kuchni, gdzie z lodówki wyjmuję wodę butelkowaną, która wiem, że musi tam stać. Zawsze stoi. To dziwne jak bardzo normalny wydaje mi się ten dom, kiedy wiem, że nic w nim nie jest już normalne i w porządku. No może oprócz czystości i ogólnego ładu. Matka zawsze była w pewnym stopniu pedantką. Do wysokiej szklanki wrzucam kila kostek losu z zamrażalnika i dopełniam do niemalże samej górnej granicy wodą. Nie ruszam się od blatu, tylko odwracam się, opieram się o niego plecami jedną rękę zakładam, krzyżując nią klatkę piersiową i patrzę. Oglądam z uwagą cały ten piękny dom. Otwarta kuchnia daje mi całkiem dobry widok na niemalże połowę parteru. Widać stąd również wejście, salon i jasno brązowe, drewniane schody na piętro. Powoli sączę moją wodę i myślę. Co mam mu powiedzieć. Hej młody pomożesz mi zrozumieć dlaczego jestem taki popieprzony? Taka jest prawda, jednak przecież nie powiem tak do sześciolatka. W ogóle jestem dosyć słaby w tym całym mówieniu. Przyszło to do mnie jakoś tak naturalnie, jakby z rozwojem zanikała mi mowa i zawsze mi to przeszkadzało. Nigdy jednak dotąd nie znalazłem kogoś, dla kogo chciałbym coś z tym zrobić. Po wczorajszym wieczorze wreszcie chyba znalazłem. Z tą rudowłosą dziewczyną, o ciętym, trudnym charakterku wszystko co się wczoraj zdarzyło wydawało się mi jakieś naturalne. Proste. Czy to dobrze, czy źle, skoro wynika ze złych pobudek? Odstawiam szklankę na blat. Niech chociaż tak poznają, że tutaj byłem.
Wchodzę cicho po schodach i kieruję się prosto do pokoju naprzeciw mojego. Czyli do pokoju Mike'a. Nie pukam. Nigdy nie miałem tego w zwyczaju i z tego co pamiętam, nikt tego w tym domu nie praktykował. Prawie zamazuje mi się to w pamięci i nie jest to najprzyjemniejsze uczucie. Wchodzę do pokoju i zauważam, że mój brat siedzi jakby nigdy nic przy laptopie i gra w FIFĘ. Typowe. Podchodzę do łóżka i kładę się na nim. Wpatruję się w sufit, a ręce podkładam sobie pod głowę.
- Dawno cię tutaj nie było - zauważa Mike.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - pytam z niemałym podziwem i przenoszę na niego mój wzrok, a on nadal nie odwraca się od ekranu.
- Bo mama by powiedziała, żebym brał się za lekcje, a tata by zapytał, czy chcę pokopać z nim w ogrodzie. Ty za to tylko wchodzisz tutaj i rzucasz się na łóżko - wzrusza ramionami. Wzdycham.
- Mówił ci ktoś kiedyś, że sprytne z ciebie dziecko? - zapytam, a on w odpowiedzi tylko kiwa głową. - Mam problem.
- Zawsze przychodzisz jak masz problem - mówi. - Ostatnio tylko wtedy.
- Wiem... Ale wiesz, że to nie tak, że nie chcę cię odwiedzać, prawda?
- Prawda. Po prostu się boisz jak ja i boli cię ta sytuacja, tak powiedział mi tata... - mówi, a w moim sercu pojawia się dziwna gorycz i żal - ale to nie zmienia tego, że jestem wtedy tutaj sam.
- Czujesz się samotny, bo rzadko przychodzę?
- Czuję się samotny, bo nikt o mnie nie pamięta - wyjaśnia.
- Ja o tobie pamiętam - zapewniam. Wtedy się wreszcie odwraca od ekranu i patrzy na mnie.
- Czasami tego nie widać Neal.
- Co powiesz więc na to, żebym wziął sobie tydzień wolnego, skoro nie mam zajęć i... i pomieszkałbyś u mnie? Hmm? Ja, ty, Skittle i FIFA - słysząc to wyrywa się z jego ust chichot.
- Tata musi się zgodzić.
- A mama?
- Mamy bardzo często nie ma na noce - mówi, a ja smutno kiwam głową. - Myślisz, że długo im to jeszcze zajmie zanim jedno się wyprowadzi?
- Nie wiem. To ciężka sytuacja.
- Jak twój problem? - przypomina mi wtedy o tym, po co tutaj pierwotnie przyszedłem.
- Tak.
- To jaki masz problem? - wydaje się być coraz bardziej zainteresowany.
- Lubisz jakąś dziewczynkę w szkole? - pytam, a on spuszcza wzrok. - Czyli lubisz. A ładna jest?
- Tak - mówi. - Tak jak ta dziewczynka ze zdjęć w twoim pokoju - zauważa, co wywołuje u mnie szczery i łagodny śmiech.
- Dlaczego ją lubisz? - wzrusza ramionami.
- Bo jest miła?
- A jakby ona zniknęła, ale pojawiła się druga dziewczynka, bardzo podobna do niej, to też byś ją lubił? - ponownie wykonuje ten sam gest, jednak tym razem zastanawia się dłużej zanim wreszcie odpowiada.
- To zależy czy byłaby miła. Jakby nie była miła to dlaczego miałaby być moją koleżanką? - pyta, a tym razem to ja wzruszam ramieniem.
- Nie wiem - odpowiadam. - Dziękuję.
- Pomogłem ci? - odpowiada zdziwiony, a na kiwam głową z uśmiechem.
- Tak. Pomogłeś - potwierdzam. - Co powiesz jakbyśmy razem pograli na dole? - pytam, a jego oczy nagle świecą się jak reflektory.
- Tak! Proszę Neal!
- No to leć na dół i wszystko szykuj, a ja zawsze przyjdę - mówię, a kiedy wybiega z pokoju śmieję się pod nosem i wyciągam telefon z kieszeni. W duszy cicho błagając, że jakoś wybaczy mi to, że nie odpisałem jej wcześniej.
N: Ty, wino, dobry film i lody? Niczego więcej nie chcę. Przepraszam, że zostawiłem cię na czekaniu, ale musiałem coś pilnie załatwić. To o której mogę przyjść?

Candice?

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz