23 cze 2019

Od Odette C.D Adam

Ciepłe przyjęcie przez rodzinę mojego chłopaka? Lepszego scenariusza nie mogłam sobie wyobrazić, ale mniej pocieszająca myśl mówiła, że z moimi stronami może być trochę gorzej. Zwłaszcza mój ojciec, który uświadomił sobie dawno temu, że jest jedynym facetem w moim życiu i ciężko mu wyjść z tego przekonania. Zatrzymał się gdzieś w momencie, kiedy na zakończeniu gimnazjum stał w tłumie razem z mamą, obserwując jak trofea i dyplomy za ostatni rok szkolny trafiają do córki, z jakiej jest się dumnym.
Z ust uroczej, kochanej kobiety nie kłopotał nawet potok pytań. Każde kolejne wywoływało tylko szeroki uśmiech, a uścisk jej matczynych rąk spowodował, że poczułam się tutaj zupełnie jak w domu — swobodnie, ciepło i z przekonaniem, że jestem tu mile widziana.
- Dziękuję za tak miłe przyjęcie — skwitowałam w końcu, choć żadne słowa w pełni nie oddałyby radości, która nakręcała cały mój umysł. — Właściwie to te walizki są stąd, że następnego dnia chcemy pojechać do moich rodziców, żeby poznali Adama.
Kobieta szczególnie się tym przejęła.

- Adam, musisz się zachowywać dobrze, pamiętaj. — Uśmiechnęła się do niego i prawdopodobnie w jej uśmiechu głęboko krył się żart, bo musiała doskonale wiedzieć, że Adam ma swoje lata i z pewnością nie zachowa się przy moich rodzicach jak skończony dupek.
- Tak, mamo, wiem, nie musisz mi o tym przypominać. — Wywrócił oczami, ale za chwilę dostał w plecy od swojego brata. Tom, który był o krok od pójścia spać, co mówiła piżama, uśmiechnął się radośnie do Adama.
- Kurcze, robi się chyba poważnie. Adam poznaje rodziców Odette. Stresa masz, nie? — Objął go jednym ramieniem. — Obym ja w końcu poznał kiedyś rodziców naszej nowej kelnerki.
- Za wysokie progi jak na ciebie — rzucił bratu. — I stresuję się, bo nie powiem, że nie.
- Będzie dobrze — odpowiedziałam mu, zanim Tom rzuciłby jakieś komentarze, które z pewnością nie podbudowałyby pewności siebie mojego chłopaka.
Mojego chłopaka.
Rany, to brzmiało tak dziwnie, szczególnie że nie jest to żadna książkowa fikcja, jaką niegdyś żyłam. To dzieje się teraz, tutaj, w teraźniejszości i w realnym, mówi się, że i szarym świecie. Ale ten świat był wypełniony milionami barw i jakim trzeba być ślepym, żeby ich nie dostrzegać. Nawet tej jednej, barwnej plamki, która sprawia, że widzimy wszystko zupełnie lepiej, niż się to prezentuje.
Optymistą nie rodzi się każdy.
Dopiero po grze planszowej z Cindy udało nam się wymknąć z salonu prosto do sypialni. W ciągu czasu spędzonego z młodą dowiedzieliśmy się między innymi, że w tym roku specjalne miejsce na ścianie zrobi dla swojego wzorowego świadectwa. Generalnie usta jej się nie zamykały — energia rozpierała jej wręcz malutkie ciałko i gdyby nie nagły rozkaz „do spania!”, to pewnie dalej by z nami gawędziła. Zważywszy na późną godzinę, tylko wzięłam szybki prysznic, zamknęłam się w pokoju z Adamem w gotowości, że z rana, zaraz po śniadaniu, trzeba będzie wyjeżdżać w zupełnie inne dla Lancastera strony.

***

Żadnych „daleko jeszcze?”, tylko zwykła, przyjemna podróż. Nawet rock Adama, który ciągle roznosił się po aucie, przekonywał mnie do siebie bardziej niż tamtego dnia. Było słonecznie, choć kryjące się momentami słońce za chmurami mogło zwiastować szybką zmianę pogody. W lekkim wietrze przemierzaliśmy coraz bardziej puste ulice, które prowadziły na zupełne obrzeża. Za otoczką natury i paru działek znajdowała się mała, acz dobrze zorganizowana miejscowość, w której przyszło mi spędzić całe swoje piękne dzieciństwo. Na obszar domu wprowadził nas zadbany, spory ogród z oczkiem wodnym. Zaparkowaliśmy na podjeździe wyłożonym brukiem. Za oknem, dokładnie za zasłoną, już widziałam uśmiechniętą twarz kobiety.
Moja mama.
Tak dawno jej nie widziałam.
- Jesteś w końcu, skarbie! — Rzuciła się na mnie z niezwykle mocnym, matczynym uściskiem.
- I nie jestem sama — odparła od razu, a z tymi słowami jej uwaga przemknęła wprost na Adama. Najpierw tylko dyskretnie zlustrowała jego postawę, twarz, uśmiechnęła się, jednak zanim cokolwiek zrobiła, by go powitać, Adam za jej zgodą chwycił delikatnie jej dłoń i ucałował lekko.
- Miło mi panią poznać. — Uśmiechnął się pewnie. — Adam Lancaster, chłopak pani córki.
- Och, jaki miły i uprzejmy. — Zdecydowanie ucieszyła się z tego powodu. — Amy Blackwell, również niezmiernie mi miło poznać kogoś, kto w końcu skradł serce mojej Odette.
- Mamo, a gdzie tata? — Nie umknęło mojej uwadze, że nie widzę go nawet we framudze drzwi wejściowych. Zwykle w nich palił swoje cygaro.
- Tata miał tu wyjść. Jak ja pognam tego Claytona, to tylko buty pogubi — zagrzmiała nieco groźnie. Będą dymy. — Chodźcie, odpoczniecie trochę po podróży.
- Moment, bagaże — mruknęłam, idąc z Adamem z powrotem do bagażnika, zaraz po tym jak mama zawróciła twardym krokiem do domu.
- Wiesz co. Twoja mama wydaje się spoko, ale ojcem nadal się stresuję — skwitował mężczyzna, biorąc pod rękę nieduży bagaż. W końcu to miały być tylko dwa dni noclegu i powrót. — Nie wiem, czego się spodziewać.
- Szczerze to ja też nie, ale będzie dobrze. Powtarzaj to sobie, a na pewno tak będzie. — Na mojej twarzy malował się delikatny uśmiech. Grunt to to, że jestem szczęśliwa z Adamem, i wydawało mi się cały ten czas, że to na tym powinno ojcu zależeć.
- Niech ci będzie. — Westchnął głęboko.
Dopiero w salonie dane mi było przywitać się z ojcem. Mężczyzna, nawiasem mówiąc trochę przemęczony, wstał leniwie i uśmiechnął się, uwydatniając tylko delikatne zmarszczki pod oczami. Po krótkiej wymianie powitalnych słów przytulił mnie do siebie, a następnie jego wzrok przesunął się surowo na Adama.
- Dzień dobry. — Mój facet pierwszy zrobił krok. — Jestem Adam Lancaster, chłopak pana córki. To zaszczyt poznać. — Skinął delikatnie głową, ale widać, że wolał znacznie swobodniejsze przywitania i te oficjalne sprawiało mu trochę trudności.
- Witam. Mhm. — Uścisnął jego rękę, ale nie powiedział nic więcej. — I co w związku z tym?
Cała nasza trójka, bo włącznie z mamą, zaniemówiliśmy. Tata wyglądał dokładnie tak, jakby zeskanował Adama od stóp do głów i był gotów na prawdziwe przesłuchanie, na jakie jednak nie pozwoliła moja mama.
- Clayton, nie bądź taki niemiły. — Parsknęła Amy. — Adam, Odette, idźcie na górę się rozpakować, a ja muszę sobie porozmawiać z moim kochanym mężusiem. 
Nawet nie wyrażałam oporów. Na oczach taty chwyciłam Adama za rękę, by zobrazować mojemu ojcu to, że musi się pogodzić z faktami. Schodami zaprowadziłam nas na górę, gdzie znajdował się jeden korytarz z drzwiami do pokoju gościnnego, łazienki i oczywiście mojej sypialni. Od czasów liceum te miejsce przeżyło niezły remont, ale nie ręczyłam za misie i książki, które pewnie jeszcze leżały na biurku albo łóżku. Otworzyłam delikatnie drzwi.
- Witam w moim prywatnym azylu. Chciałeś poznać mój pokój. — Uśmiechnęłam się pod nosem. — Jak ojciec ubzdura sobie, że ty tu nie śpisz, to wznoszę protest.

Adam?

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz