28 cze 2019

Od Milo cd. Naffa

Dlaczego los ciągle chciał mnie do niego zbliżyć? Dlaczego jego siostra, postanowiła wyjść za mąż za dwa tygodnie, kiedy normalni ludzie planują ślub mniej więcej rok? Dlaczego musiała zaprosić także mnie? Dlaczego musiał powiedzieć, że jestem jego facetem? I dlaczego byłem taki miękki, żeby się na to wszystko zgodzić?! Chyba nawet Hans mi nie pomoże w odnalezieniu odpowiedzi na te kilka pytań. Byłem też ciekaw, jaki będzie Naff, w końcu musiał przestać być dla mnie takim dupkiem, skoro miałem z nim iść na to wesele. Do tego, miał dwa tygodnie, by nie zepsuć znowu naszych relacji, albo się skłócić i dzień przed przeprosić i wyprosić mnie o przebaczenie. Stawiałem bardziej na drugą opcję, była bliższa prawdy. Mimo to nadal się zastanawiałem, po co to wszystko?
- Jeśli nie będziesz dupkiem, to nie dostaniesz – powiedziałem w końcu delikatnie się uśmiechając. Jak to możliwe, że ten czub w jednej chwili potrafił mi działać na nerwy do takiego stopnia, że chciałem mu rozkwasić nos, a po paru sekundach wywołać na mojej twarzy uśmiech? Jak dobrze, że miałem dzisiaj spotkanie z terapeutą…

*

Spotkanie z terapeutą miałem po południu, zaraz po wykładach. Do pokoju zaszedłem tylko się przebrać i zostawić rzeczy, po czym pojechałem do niego metrem. Od Hansa nie dużo się dowiedziałem. Stwierdził, że dobrze, że znalazłem sobie „przyjaciela” i żebym się nie martwił tym, że biorą nas za parę – gdyby tylko wiedział, że niby nią jesteśmy, zapewne szykowałby dla mnie długi monolog o tym, że kłamstwo jest złe i prawda wyjdzie na jaw i tak dalej – i żebym dalej mu pomagał, czy coś. Powiedział także, że moje zmiany nastroju mają jakieś podłoże psychiczne związane z otworzeniem się przed kolegą, czy coś podobnego. Nie za bardzo chciałem mu wierzyć w te wszystkie bzdury, bo były za bardzo naukowe, a ja z doświadczenia wiedziałem, że teoria nigdy nie idzie w parze z praktyką. Potem tego samego dnia spotkałem się z ojcem, który miał dla mnie dobrą informację; auto było gotowe i za tydzień miało zostać przetransportowane do Avenley. Byłem prze szczęśliwy, nareszcie mogłam siąść za kółkiem i trochę pośmigać, a nie jeździć przepełnionymi autobusami trzydzieści na godzinę. Przy okazji wiedziałem też, że podwiozę nas na ten ślub, bo nie miałem zamiaru się gnieździć z obcymi ludźmi w pociągu czy czymś tak. A co do samego wesela, nic nie powiedziałem rodzicom, bo nie wiedziałem co dokładnie. Idę na wesele z moim udawanym chłopakiem, z którym jestem tylko po to, by mógł utrzeć nosa swoim rodzicom - chociaż gdy to powiedziałem, brzmi całkiem sensownie… dla mnie. Przecież mój ojciec nie zacznie mi truć o tym, że prawda najważniejsza, a kłamstwo ma krótkie nogi, zamiast tego, dałby mi wskazówki, jak mam się zachowywać, by ich wszystkich poniżyć – kochany ojczulek.
Pod wieczór poszedłem do Naff’a, by sprawdzić, czy postara się ze mną skłócić, czy będzie się zachowywał w miarę normalnie. No i musiałem mu też oznajmić, że pojedziemy moim autem. Zapukałem w drzwi i nie czekając na odpowiedź, wszedłem do jego lokum.
- Czego? - usłyszałem typowy ton chłopaka. Zdjąłem buty i pogłaskałem psinę, witając się z nią. - A to ty – jego głos dobiegał z kuchni. Wstałem z ziemi i poszedłem tam, akurat starał się przyszykować sobie zupę w proszku, którą właśnie zalewał.
- Ohyda – stwierdziłem siadając na krześle. - Dla mnie też masz?
- Przecież nie będę cię częstował taką ohydą – powiedział zjadliwie. Wstałem i zacząłem sobie przygotowywać herbatę. - Przyszedłeś po coś konkretnego?
- A co? Znowu jesteś zmęczony i chcesz iść spać?
- Tak – powiedział krótko, dodając, żebym mu także zrobił coś do picia. Wyjąłem drugi kubek i wrzuciłem do niego saszetkę.
- Przyszedłem zobaczyć jak się miewa mój c h ł o p a k  - stwierdziłem spokojnym głosem, pozbawionym uszczypliwości czy sarkazmu. W końcu skoro on miał się jako tako zachowywać, musiałem mu się odpłacić tym samym.
- No tak, a już prawie zapomniałem o tobie.
- Czyli muszę częściej przychodzić? Nie ma sprawy – zalałem kubki gorącą wodą, posłodziłem i postawiłem na stole.
- To przynoś ze sobą jakieś dobre żarcie – zaczął jeść swoją niby zupkę, kiedy ja siorbałem napój. Widziałem kątem oka, jak szuka swojego kubka po stole. Przez chwilę oglądałem jego poczynania, aż prawie nie wywalił zawartości. Wziąłem jego rękę i położyłem na uchu kubka. - Długo ci to zajęło.
- Lubię patrzeć jak się męczysz.
- Twoje sadystyczny hobby?
- Jak najbardziej – wtedy do kuchni wszedł jego pies, który grzecznie położył się przy nogach swojego pana, a Naff go nawet nie kopnął. Uśmiechnąłem się. - Miło oglądać, jak już się nie znęcasz nad psem – powiedziałem miło.
- Ta – napchał usta makaronem. - Chociaż on coś zyskał z tego zakładu.
- Czyli mój buziak nie poszedł na daremno – i pierwszy raz poczułem, że wcale nie żałowałem tamtego czynu. - Tak w ogóle, za tydzień będę miał samochód, więc na wesele nim pojedziemy – oznajmiłem w końcu.
- Nie zabijemy się po drodze?
- Nie wiem, miesiąc nie jeździłem – wzruszyłem ramionami.
- Chociaż nie będę tego widział.
- Ale poczujesz, jak spadniemy w przepaść.
- To nie będzie moja wina – po jakimś czasie chłopak skończył swój posiłek, ale kiedy wstał, zapomniał o zwierzęciu, które leżało przy jego stopach. Gdy wykonał jeden krok, od razu się o niego potknął i zaczął lecieć do przodu. Na szczęście mieszkanie jego nie było duże, więc stolik w kuchni był na tyle mały, że musiałem siedzieć obok niego. Szybko złapałem go rękę i postawiłem do pionu. Mruknął jakieś podziękowania.
- Tylko nie wyzywaj psa – ostrzegłem. Widziałem zdziwienie i tez lekką złość na jego twarzy, ale się posłuchał, nie odezwał się, pewnie strzelając wyzyskami w pupila w myślach. Potem umył naczynie, które jakimś cudem udało mu się utrzymać w dłoni i usiadł, dokańczając herbatę.
- Nie miałem takiego zamiaru – powiedział po chwili. Zerknąłem na niego.
- Co?
- Nie miałem zamiaru wyzywać psa.
- Yhym – nie chciało mi się mu wierzyć, ale nie drążyłem tematu. - Znowu będę zmuszony spotkać twoją matkę? - powiedziałem z lekkim oburzeniem i załamaniem w głosie. Już widziałem jej wzrok, mówiący mi, że ona wszystko wie i nasze starania są na nic. No cóż, chociaż oszukamy jej rodzinę, wtedy nie będzie się mogła nikomu zwierzyć.
- I resztę rodziny – mówiąc to nie był zadowolony. Poklepałem go po plecach.
- Tak właściwie, jaka jest ta twoja siostra?

<Naff?>

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz