15 cze 2019

Od Althei C.D Tyler

Najwyraźniej w świecie ciche szepty mogły być też głosami wypowiadającymi się silniej i dobitniej niż kiedykolwiek. Tyler. Każde jego słowo było ostre niczym żyletka gładząca delikatną skórę, na której występowały już krwawe linie. Łamał mnie. Łamał bez krzty litości, wisiał nade mną niczym kat nad biedną duszą, a jego oczy błądzące za spokojem wyrażały tylko obłęd.
Kolejne słowo i kolejna obraza smagająca ucho, które drżało już od srogich, podłych słów, jakie nigdy dotąd nie padły w moją stronę. Ostatnie zdania ― zdaje się, że najgorsze z najgorszych ― były jak finalny gwóźdź w trumnie. Tyler krótkim wręcz monologiem stworzył sobie ze mnie sponiewieraną lalkę, rzucaną na wszystkie strony, ocieraną o skaliste podłoża i deptaną dziesiątkami stóp.
Zbyt szybko.
Zbyt ostro.
Zbyt boleśnie jak na bezbronną w tym momencie istotę.
A ja nie potrafiłam powiedzieć „stop”.


Przepełniona goryczą chęć na to zamykała się głęboko w moich oczach, które prędko zaszły rozdygotaną ścianą łez. Ich potok sprawił, że mężczyzna rozmazał się przede mną. Wiedziałam, że miał ochotę mówić dalej. Ba ― że dopiero się rozkręcał. Jego spojrzenie odrzucało moją głęboką rozpacz czy błagający o koniec upokarzania zapłakany wzrok.
„Największa życiowa porażka”.
Te słowa ciągle miałam w głowie. Ich wydźwięk. Coś w tym, kurwa, było i Tyler, mówiąc to tak chłodno i bezwzględnie, wepchnął we mnie te stwierdzenie nawet, gdy wcześniej uparcie się przed nim broniłam. Ale powłoka ochronna wokoło mnie zgasła. Szpikulce się przedostały. Zostało czekać na dalszy ból, który nadejdzie prędzej czy później.
- T-tylko ty jesteś teraz osobą, przez którą czuję się jak życiowa porażka. ― Wydusiłam to ledwo. Nie byłam nawet pewna, czy ściśnięte gardło i drżący głos pozwoliły mi wypowiedzieć zdanie bez żadnego wahania.
Ale nie wytrzymałam dłużej.
Ból rozniósł się jak zaraza po całym moim organizmie, a płacz był tego następstwem. Płacz ― bolesne wycie, łkanie, próba złapania pełnego oddechu, który bez ustanku mi uciekał. Nigdy, przenigdy nie wydostało się ze mnie łez, co teraz, gdy próbowałam przez ich ruchomą zasłonę biec w kierunku wyjścia. Serce dygotało mi jak szalone, choć równie dobrze mogło pęknąć, roztrzaskując się na małe kawałki. Drżącą dłonią ledwo złapałam klamkę, a gdy cudem to osiągnęłam, ponagliło mnie wpisanie kodu. Kolejny, pieprzony raz. 
- Gdzie się, kurwa, wybierasz? ― Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do siebie tak, że z mojego gardła wybiegł kolejny bolesny jęk. ― Przecież to po schodach to jedyne miejsce, do którego się nadajesz. ― Parsknął śmiechem. Obrzydliwym i złym do szpiku kości. Nawet wiedząc, że Tyler nie jest do końca dobrym człowiekiem, nigdy nie pomyślałabym, że byłby zdolny mnie w ten sposób potraktować.
Nigdy.
A może po prostu nie zdawałam sobie z tego sprawy?
- Spójrz na siebie. ― Złapał dłonią za moją twarz. Jego kciuk niemal wcisnął się w mój policzek. ― Coś ty z siebie zrobiła? Rozmazałaś się, wyglądasz jak dziwka, która dopiero dostała po pysku. Gdy brałem cię do siebie, wiedziałem, że biorę dziwkę, ale nie sądziłem, że będziesz wyglądać tak żałośnie. ― Przyjrzał mi się z uwagą, tak, że zaryczałam pod nosem jeszcze bardziej. Łzy nie chciały mi przestać płynąć.
- P-proszę ― szepnęłam błagalnie. ― Z-zostaw m-mnie, cz-człowieku.
- Słyszałaś, jak cię, do cholery, nazwałem. Przydaj się w końcu do czegoś. ― Kiedy chciałam już zsunąć się bezradnie po ścianie, jego zaborczy uścisk znów zadecydował o moim losie. Nie przejmując się nawet tym, czy stawiam stopy na kolejnych schodkach, ciągnął mnie w górę. Swój płacz pozostawiłam daleko na dole. Zostało zmęczenie, wewnętrzna rozpacz i niemoc, nad którymi nie miałam panowania. Po paru niezwykle bolesnych sekundach znów dostałam się do sypialni ― miejsca, jakie w moich oczach było niemal zamkniętą klatką. Koszmarem, z którego nie mogę się wybudzić. Szczególnie teraz.
Teraz, kiedy znów czułam się jak ta sama zabawka, niezasługująca na gram szacunku.
- T-Tyler ― wydukałam, próbując zaprotestować temu, jak bez skrupułów rzucił mnie na łóżko i przycisnął do poduszki, która w ciągu chwili przemokła moimi łzami.
- Zamknij się ― warknął z ustami tuż przy moim uchu. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę się nawet ruszyć, przytwierdzona całym jego ciałem do materaca. ― Nie masz prawa nawet otworzyć ust, jeśli nie powiem, że możesz to zrobić. Zadbam o taką karę, żebyś dostatecznie dobrze zrozumiała to, że jesteś nic niewartą szmatą bez celu w życiu. Dochodzi to do ciebie?
Moje usta zacisnęły się na te słowa w cienką kreseczkę. Ze strachu. Z czystej rozpaczy. Ten koszmar trwał i trwał. Zamknęłam jeszcze oczy, wyciskając z nich strużkę łez, i jedyne, co mogłam zrobić, to tylko czekać.
- Zadałem pytanie ― warknął ponownie, z wielką siłą łapiąc za moje włosy i odchylając moją głowę w swoją stronę. Nie powstrzymałam jęku bólu.
- T-tak... ― Tak cholernie bolały te słowa. Bolały jak nic innego.
Ale co miałam powiedzieć, by się chociaż minimalnie uratować?


Tyler?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz