19 maj 2018

Od Alexaviera (do Mallory)

To chyba pierwszy raz, kiedy wątpię w siebie i zaczynam realnie brać pod uwagę słowa niektórych ludzi, że jestem skretyniałym idiotą.
Wchodzę do tego samego baru, gdzie bywam codziennie, sprzedając swoje ciało za marne pieniądze. Jest wieczór, a ja jestem wyjątkowo znudzony - mijam Pascala przy barze, który na mój widok przewraca oczami, mijam paru facetów przy jednym stoliku grających w pokera. Ziewam, zasłaniając dłonią usta. 
Pora się najebać?
Dosiadam się do ziomów, którzy grają w pokera i taksuję ich wzrokiem. Przy stoliku siedzi ich pięciu (włącznie ze mną; sześciu), próbuję sobie przypomnieć ich imiona - Ryan, Ivo, Raphael, Tyson, Dorcey. Podobnie jak ja, stali bywalcy, nic nowego. 
- Och, Alex - mruczy jeden z nich. Prawdopodobnie Raphael, nie da się go nie poznać po tych charakterystycznych brązowych lokach i podobnie charakterystycznych czekoladowych oczach. Mimo wszystko, nie mój typ, chociaż raz się z nim pieprzyłem za kasę. - Grasz z nami?
- Kim dla ciebie jestem, że zwracasz się do mnie zdrobnieniem? - syczę. - Jestem spłukany. Nie masz na co liczyć.
Ivo prycha na mnie, wykładając karty na stół.
- Chłopcy nie wskakują ci do łóżka? Przykre.
Krzywię się. Cholerny homofob na pokaz. Pewnie już nie raz pierdolił się z facetami, ale nie chce się do tego przyznać. Niewielu chce. Łypie na mnie spojrzeniem swoich piwnych oczu. Światło odbija się od tej jego zacnej łysinki, papieros wystaje spomiędzy warg, a ja mam wrażenie, że zaraz mi pieprznie za samo istnienie. Dorcey szturcha go lekko ramieniem w żebra, żeby się opamiętał. 
Rozsiadam się wygodnie, zakładając ręce za głową. Przymykam na chwilę oczy, biorąc głęboki wdech i zakładając nogę na nogę, po czym uśmiecham się złośliwie i uchylam powieki, ale zauważam, że Ivo wrócił już do gry i przestał się mną przejmować.
Wolna muzyka rozbrzmiewa w barze - jakaś laska wygina się na scenie, jest na wpół naga, a napaleńcy krzyczą, żeby się rozebrała. Ryan wyciąga na stół trochę gandzi i częstuje nas, a ja przyjmuję swoją porcję chętnie - muszę się rozluźnić po całym tygodniu, brakowało mi tego. Pascal podchodzi do nas, wykładając na stół drinki na "koszt firmy". Podobno przyjaźni się z Raphaelem, który zresztą podobno ma znajomości w całym mieście, ale ile w tym jest prawdy? Nie mam pojęcia. W pierwszej chwili jestem pewien, że mnie pominie, w końcu raczej nie jestem jego ulubionym klientem, ale on wykłada przede mną na stolik szklankę mojego ulubionego trunku, Jacka Danielsa i mruczy coś do mnie pod nosem, że akurat ma dobry dzień i powinienem go za to całować po stopach.
Mimo, że jestem zjarany, upijam łyka mocnego whiskey.
Wolną muzykę płynącą ze sceny w barze przerywa charakterystyczny dźwięk dzwonka. Wychylam się zza stołu, chcąc zerknąć, kto tym razem nas odwiedził i widzę dziewczynę. Marszczę brwi, milcząc i przez chwilę zastanawiając się nad czymś.
Ostatnio coraz więcej ich tu bywa. Najwyraźniej znajdują się coraz odważniejsze i pyskate smarkule, które myślą, że wejdą do baru i od razu zawładną tym miejscem. Nie mam zamiaru nowym sztukom psuć humoru, że laski tutaj są tylko dla pieprzenia.
Zerkam w stronę sceny, na której dziewczyna (wytapetowana blondi, pełno ich tutaj) już wyje na scenie bez stanika. Wzdrygam się, ponownie zerkając w stronę nowej, która właśnie weszła do baru.
Ta nie wyróżnia się niczym szczególnym. O dziwo, nie jest wytapetowaną lalą, wręcz przeciwnie - ma uroczą, dziewczęcą twarzyczkę, którą okalają ciemnobrązowe, pofalowane włosy. Pokerzyści podnoszą wzrok zza gry, żeby na nią spojrzeć. Przez chwilę jestem pewien, że dziewczyna znalazła się tutaj zupełnym przypadkiem (wygląda zbyt niewinnie, żeby przyleźć tutaj celowo) - do momentu, aż nie zerka w stronę naszego stoliku i nie uśmiecha się złośliwie, jak prawdziwa sadystka, a zadziorne ogniki skrzą się w jej brązowych oczach. Upijam łyk Jacka Danielsa, marszcząc brwi. Jestem zaintrygowany, czuję z nią podejrzane powiązanie. Ten sadystyczny uśmiech, pewna siebie postawa, zadziorne iskry w oczach... Czuję w niej godnego przeciwnika.
Dziewczyna kieruje się w stronę naszego stolika.
- Mogę się dosiąść? - pyta dosadnym głosem.
Nie czeka na odpowiedź, zgarnia krzesło z sąsiedniego stołu i dosiada się do pokerzystów. 
Raphael wydaje się równie zaintrygowany co ja, marszczy brwi, a brązowe loki opadają mu na czoło.
- A możemy poznać chociaż twoje imię? Raczej pojawia się tutaj niewiele dziewczyn, które zjawiają się nie po to, żeby rozbierać się przed przypadkowymi zbokami. 
- Mallory.
Moi kumple przy stoliku po kolei się przedstawiają, ale kiedy nadchodzi moja kolej - jedynie wzruszam ramionami. Mallory prycha z pogardą. 
Chwilę później zaczynają grę od nowa - dziewczyna również chce zagrać. Ivo patrzy się w jej stronę łakomym wzrokiem, prawdopodobnie gdyby mógł, to już by ją rozebrał. Skończony kretyn.
Dopiero kiedy biorę ostatni łyk mojego drinka czuję, że jestem już na maksa zjarany i najebany. Obraz rozmazuje mi się przed oczami, a ja niekontrolowanie zaczynam uśmiechać się głupawo do wszystkich tutaj zgromadzonych. Nienawidzę być naćpany, a i tak to w kółko robię. Idiotyzm, ale czego można się po mnie spodziewać?
Gra się kończy. Mallory zgarnia całą pulę, wszyscy patrzą się w jej stronę zdumieni, kiedy zgarnia kasę, a ja klaskam jej i śmieję się jak skończony idiota.
- Brawo, brawo, brawo, Mallciuś! - mamroczę.
Raphael mruży powieki, momentalnie wyrywając mi z ręki szklankę whiskey.
- Chyba pora przestać, Alex - prycha.
Przewracam oczami, nie przestając się uśmiechać. Nawet kiedy jestem zjarany i nie myślę nad tym, co robię, nie uśmiecham się szczerze, chociaż odczuwam wewnętrzną, nieuzasadnioną euforię. Jestem w pełni zrelaksowany i czuję się, jakbym mógł rozdawać swoją euforię innym. Naprawdę, reszta ziomów przy tym stoliku przy mnie wygląda na naprawdę nieszczęśliwych.
Wychodzę ze stolika, wyjmując telefon z tylnej kieszeni spodni i przeczesuję włosy palcami. Mijam Mallory i resztę, którzy patrzą się na mnie jak na debila, po czym ruszam w stronę sceny, na której już do naga rozbiera się wytapetowana lala, a zboczeńcy jej wiwatują, nabieram w płuca powietrza... I wydzieram się na cały bar.
- Zamknąć ryja!
Szczerzę się z satysfakcją, kiedy wszyscy od razu cichną. Gwiżdżąc, grzebię przez chwilę w telefonie (najnowszy model srajfona), by po chwili podłączyć go do jakiegoś głośnika i na cały lokal puścić Gucci Gang (chociaż zanim rozległ się głos Lil Pumpa, trzeba było przeczekać reklamę tamponów o.b. Mina obecnych w barze bezcenna). 
Zostawiam telefon na parapecie i wskakuję na scenę. Laska, która przed chwilą wywijała się nago, schodzi ze sceny, a ja zaczynam tańczyć jakiś prowizoryczny breakdance, czy co to kurwa jest. W lokalu rozlega się długie "buuu!" widowni, a Pascal wychodzi z baru, wpieprzając się na scenę. Kątem oka widzę, jak Raphael wyłącza muzykę w moim telefonie. Przestaję skakać jak pojebany - jeśli właściciel baru wezwie ochronę, to mam przejebane, chociaż obecnie mam to gdzieś.
- Co tu się, do kurwy, dzieje, Carstairs? - syczy w moją stronę Pascal.
Wstaję, otrzepując spodnie. Uśmiecham się jakże uroczo do chłopaka stojącego przede mną i trącam go w ramię. Jego chłodne, niebieskie oczy przeszywają mnie na wylot. Pascal nigdy nie umiał się dobrze bawić.
- Oooo, Pasuuuuś, skarbie! Słuchaj, sprawę mam... - zaczynam, co kilka słów przerywając sobie śmiechem. - Umiesz grać w szachy? - Nie czekam na jego odpowiedź. - To zwal mi konia jednym ruchem!
I wybucham śmiechem, podobnie jak połowa obecnych w barze, ale oni raczej śmieją się ze mnie i z tego, jaki jestem żałosny. Pascal zaciska dłonie w pięści i wysuwa dolną szczękę. Jestem pewien, że z nerwów zaraz mnie walnie, a ja wręcz mu się nadstawiam, uśmiechając się jak idiota.
A potem ktoś nam przerywa.
Mallory wchodzi na scenę i pretensjonalnie chwyta mnie za rękę, ściągając mnie z niej. Zatrzymuje się na chwilę, lustrując wzrokiem to tłum zebrany wokół nas, to Pascala, aż w końcu sama postanawia się odezwać:
- Ja się zajmę tym kretynem.
I wyprowadza mnie z baru.

A potem budzę się w swoim własnym mieszkaniu, cuchnący papierosami i wódką, z potwornym bólem głowy i z mdłościami, a obok mnie śpi znajoma nieznajoma dziewczyna - Mallory. W jednym łóżku ze mną.
Z wrażenia spadam na podłogę z głośnym hukiem.

Mall? XD
+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz