20 wrz 2020

od Jake'a do Veronici

Cieszyło mnie to, że mogłem jej pomóc. Niby zwykła wymiana części od samochodu, czynność, którą robiłem już od lat i znałem na pamięć nawet, gdybym miał zamknięte oczy. Stanąłem w drzwiach warsztatu i odprowadziłem różowe lamborghini wzrokiem, aż nie zniknęło za drzewami. Ten głos silnika, to jest cudo dla uszu każdego miłośnika wyścigowych samochodów. Zawsze jak usłyszę tę melodię to czuje się odprężony, a nawet spełniony, tak po prostu.
Poczułem na nodze delikatne szturchanie, spojrzałem w dół.
- Co chciałeś? - spytałem
Dojrzałem w jego pysku piłkę tenisową, no tak to był czas na zabawę. Spojrzałem za warsztat, a może tak popływać w jeziorze? Była dziś ciepła pogoda, słońce świeciło, a temperatura wskazywała 24 stopnie, wręcz idealny dzień na skoczenie do chłodnej wody. Skierowałem się do domku obok i zdjąłem strój jednoczęściowy, którego używam do pracy. Niech sobie odpocznie, pomyślałem wieszając go na oparciu krzesła. Otrzepałem go trochę z kurzu, gdzieniegdzie widniały małe plamy po oleju, ale to normalne w warsztacie. Zrobiłem krok do tyłu, wbiłem mój nieobecny wzrok w kostium, od razu w głowie powstał mi zarys z młodszych lat.
Był to przeddzień świąt bożego narodzenia, za oknem masa śniegu, która sięgała pod parapety okien. Siedziałem z ojcem przy stole i co chwile mój wzrok wędrował na prezenty pod choinką. Przychodziły mi niesamowicie różne pomysły odnośnie ich zawartości,ale wszelkie nadzieje pokładałem na strój mechanika. Tak się właśnie stało - największe pudło miało w sobie mój wymarzony kostium, od tej chwili mogłem naśladować ojca. Każda kieszeń była wyładowana innymi rozmiarami kluczy, zapasowych śrub, nawet małego młotka. Teraz jak się na niego patrzy to można powiedzieć, że to zwykła zdarta szmata nadająca się na śmietnik, ale dla mnie to była jedyna pamiątka z dawnego życia.
Zaraz po tym nadleciały kolejne myśli i wspominki, tego nienawidziłem. Chciałem mieć choć jeden dzień bez natrętnych myśli. Odruchowo sięgam ręką do szafki z whisky, mrużę oczy, dlaczego one nie odejdą tylko drążą mi dziury w mózgu? Nalałem pół szklanki, poczułem lekko ostry zapach napoju i po chwili wypiłem na raz. Rozluźnij się, no dalej, pomyślałem. Przetarłem twarz, chciałbym cofnąć czas i przekręcić tą kierownice, aby uniknąć tej całej męczarni co mam teraz. Wypiłem jeszcze jedną szklankę i schowałem wszystko do szafki na swoje miejsce. Oparłem się o poręcz krzesła i chwilę odsapnąłem, prostując przy okazji plecy. Usłyszałem nagle ciche skomlenie.
- Już idę, moment - powiedziałem cicho
Sully stał w drzwiach ze swoją piłką i najwidoczniej czekał na mnie, aż pójdziemy popływać, a ja jak zwykle zamyślony. Założyłem tylko krótkie spodnie i bluzkę bez rękawów. Dodatkowo zabrałem pływającą pluszową kaczkę do aportów.
- Idziemy pływać - poinformowałem psa i zamknąłem drzwi
Ten zaczął skakać na boki i popędził na tyły warsztatu, został jedynie dym kurzu. Parsknąłem na widok jego szczęścia, czasami dziwiłem się, że psom tak niewiele potrzeba do radości. Poszedłem jego śladami i złapałem po drodze ręcznik, był troche zakurzony od piachu więc strzepłem go aż odzyskał swój kolor. Sully w tym czasie rzucał się na wodę jakby polował na coś na dnie, przyjemny widok. Dołączyłem do niego wskakując od razu na głębszą część. Woda była niesamowita i odświeżająca, piesku, to był dobry pomysł na relaks. Zanurkowałem aż mogłem dotknąć dna, uwielbiałem to, szczególnie w głebszych zbiornikach i jeszcze jakby coś znaleźć na przykład skarb albo starą rzecz. Wypłynąłem na zewnątrz i zauważyłem piłkę obok mnie,
- Sully, gdzie jest piłka? - spytałem zachęcająco
Pies natychmiast nastawił uszy i obserwował przedmiot w mojej ręce. Teraz nie miał zamiaru spuścić wzroku. Rzuciłem mu na sam środek zabawkę, a on wybił się z brzegu i pofrunął za nią. Ochlapał wszystko naokoło, ale jego to nie obchodziło. Kłapnął pyskiem po czym przypłynął do mnie żeby pochwalić się swoją zdobyczą.
- Kochany psiak - przytuliłem go
Kilka razy jeszcze rzuciłem mu piłkę, ponurkowałem i w pewnym momencie poczuliśmy zmęczenie. Usiadłem na krześle i wytarłem troche włosy, reszta wyschnie w najbliższych minutach.
Przypomniało mi się o spotkaniu z Veronicą, może później napiszę...? Wybrałrm jej numer i miałem wprowadzić wiadomość, tylko co ja mam napisać? Zacząłem głęboko myśleć, im dłużej się wahałem to tym bardziej się stresowałem. Stwierdziłem, że później spróbuję i wymyśle coś. Tak, to był dobry pomysł. 
Rozłożyłem się wygodnie na krześle, poczułem swobodę na ciele, a promienie słońca niewinnie padały zza niewiwlkich chmur. W tym momencie zadzwonił mi telefon, ktoś zapomniał odebrać samochód? Coś źle zrobiłem? Miałem ze sto obaw co do jednego połączenia. Spojrzałem na ekran, numer wyświetlił się jako nieznany, nowy klient? Nacisnąłem zielony przycisk. 
- Halo? - spytałem 
- Cześć chuderlaku - odezwał sie niski głos z wyraźną chrypką - słyszałem, że znalazłeś sobie fajne miejsce na odpoczynek 
Ten gość jest członkiem gangu narkotykowego, u którego kiedyś kupowałem towar za duże pieniądze, miałem nadzieje, że już nigdy go nie usłysze, a przecież wszystko mieliśmy uregulowane między sobą. 
- Szef ci nie mówił, że jak sie kupi to trzeba płacić pełną sumką? 
- Ile razy mam ci powtarzać, że wszystko jest kwita.... Nauczysz się w końcu liczyc? 
- W porównaniu do ciebie to potrafie - powiedział to prawie śpiewająco, ale po chwili spoważniał - odwiedze cię dziś wieczorem i lepiej żebyś miał kase, bo szef osobiście złoży ci wizyte
Po tym rozłączył się i nastała cisza. Według tego palanta miałem zaległości koło 20 tysięcy, ale nic takiego nie istniało, może ktoś zakosił pieniądze dla siebie i skłamał, że nic nie dałem. 
Teraz miałem problem, bo z Veronicą miałem iść na wieczorną przechadzkę, a tak będę musiał znosic towarzystwo tego głupka. 
Wybrałem wiadomości, może zgodzi sie na spacer jutro, miałem cichą nadzieję, że tak. Napisałem jej tak w treści i wysłałem. Teraz tylko czekać na jej odpowiedź, a w międzyczasie uszykuje kij od baseballa, gdyby się rzucał, na wszelki wypadek. 



(Veronica?) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz