26 cze 2020

od Jake'a

Kolejny dzień w swoim cudownym warsztacie. Dziś ma do sprawdzenia trzy samochody i jeden motor z obluzowanym przednim kołem. Dla takich jak ja to istny dzień w raju, nie przeszkadza mi codzienna rutyna - kocham to co robię. Praca z samochodami to najlepsze co odziedziczyłem i nie zamierzam tego zmieniać na nic innego. Po pierwsze uprzątnąłem legowisko psa, znajdowały się tam resztki okruchów po karmie i zapewne ciastek, musiał je podkraść z szuflady. Wziąłem jego materac i porządnie wytrzepałem na tyłach budynku. Piesek musi mieć zawsze odświeżone posłanie inaczej jak to będzie wyglądać? Jak Sully będzie się czuł? O nie, wszystko musi być idealnie zrobione.
- Czas do pracy - powiedziałem do owczarka, który przeciągnął się na mój widok.
Założyłem strój mechanika i po drodze ze stolików lub półek przechwyciłem śruby, wkrętaki, imbusy i inne małe części, które pomieszczą się w kieszeniach. Na pierwszy rzut wybrałem Chevroleta Impale z 1960 roku, cud, że ten stulatek jest na chodzie i dostępny gdzieniegdzie na giełdach. Niektórzy kolekcjonerzy bija się o takie cacka, tym bardziej w tak znakomitym stanie. Spojrzałem w dokumenty, ahh tak wymiana opon i wyczyszczenie klimatyzacji - pestka.
- Tylko nie uszkodzić lakieru - doczytałem na dole mniejszym druczkiem - wedle życzenia - westchnąłem.

Przyturlałem cztery opony Continental, które dowiózł właściciel impali. Facet musi być fanem ostrej jazdy, bo wypatrzyłem zatarcia na krawędziach, drifty zapewne. Szybko rozprawiłem się z oponami i zatargałem stare na miejsce gdzie trzymałem nowe i przykryłem folią, żeby się nie zakurzyły.
- Jeszcze klima i przerwa na śniadanie, co nie? W końcu 8 rano a ty głodny biedaku - uśmiechnąłem się do Sully'ego, jego wyraz pyszczka cały czas powodował u mnie uśmiech i ciepło na sercu.
Chwyciłem tubę z pianką używaną tylko do klimatyzacji starszych samochodów. Wsiadłem do wnętrza, wygodnie mi się zrobiło, czerwone skórzane siedzenia o idealnie gładkiej powierzchni. Właściciel musi o niego solidnie dbać. Wpuściłem pianę do klimatyzacji i pozostawiłem do wyschnięcia. Środek ma właściwości grzybobójcze i poprawia zapach w aucie więc klient będzie na pewno zadowolony. Spojrzałem na zegarek, idealnie za 20 minut chevrolet będzie odebrany i zwolni się miejsce na kolejny pojazd. A tymczasem trzeba zjeść śniadanie. Pupil od razu wiedział co się szykuje, zabrał w pysk swoją miskę i podążył do drzwi w chatce obok warsztatu. Otworzyłem drzwi i od razu poczułem zapach kurzu i benzyny zmieszanych razem, czyli normalka. Chwyciłem worek z karmą, potrząsnąłem nim i jedzenia starczyło jedynie na teraz. Trzeba iść do miasta, pomyślałem. Wsypałem resztkę kulek i dodałem kilka plasterków szynki, bo i tak je spali jak zrobimy spacer do sklepu i z powrotem, a przynajmniej zasmakuje coś innego, pysznego. Zrobiłem sobie kanapki z serem i pomidorem z puszki, zabrałem talerz oraz miskę na stolik przed warsztatem, oczywiście był takiej wysokości aby Sully mógł dosięgnąć. Jeszcze 5 minut i przyjdzie właściciel, super poranek się zapowiada.
- Dziś wyjątkowe urozmaicenie - powiedziałem, ale pies był zbyt pochłonięty szynkom - widzę, że ci smakuje żarłoku.
Zaśmiałem się, gdy wylizywał miskę na błysk, żeby nic nie zostało. Po chwili wyglądała jak świeżo wypolerowana, musiało to być bardzo smaczne.
- I jak? - spytałem
Owczarek oblizywał się z lewa na prawo machając przy tym ogonem, a potem położył się obok wtulając mordę pod moją dłoń. Zwykle tak okazywał wdzięczność, ale dziś był szczęśliwy. To było cudowne uczucie. W tej chwili podjechał srebrny nissan z dwoma pasażerami. Jeden wysiadł, oczywiście kierowca impali.
- Wszystko gotowe? - spytał z uśmiechem i przywitał się z Sully'm
- Oczywiście, już wyjeżdżam
Wyciągnąłem kluczyki z szuflady i ponownie wsiadłem do wnętrza. Odpaliłem silnik, całkiem ładny przestrzenny dźwięk. Wyjechałem powoli przed warsztat, zaciągnąłem ręczny i pożegnałem się z wygodnymi siedzeniami.
- Koła mam spakowane na tyłach, w każdej chwili można je zabrać - wyjaśniłem
- Syn po nie podjedzie z przyczepą, świetny zapach - zajrzał do wnętrza
- Jeśli mogę spytać, skąd taki zabytek i jakim cudem ma taki dobry stan? - spytałem
- Skupuje takie na giełdach, takie perełki to dziś MEGA zarobek - podkreślił - jestem kolekcjonerem i niektóre oczywiście zostawiam, a tydzień temu zdobyłem tą impale od mojego zaufanego kupca, który ma wszystkie samochody w idealnym stanie
- Podziwiam, bo taki okaz dziś to rzadkość
- Pański warsztat to też rzadkość w dobrym znaczeniu, do zobaczenia z następną perełką - pożegnał się i wręczył mi pieniądze
- Do następnego - odpowiedziałem
Obydwoje odjechali i teraz mogłem iść kupić karmę dla psa. Następny odbiór jest za 3 godziny więc mam sporo czasu i mogę iść z Sully'm do parku, żeby trochę rozruszał łapy.
- Idziemy na spacer? - szepnąłem
Pupil uniósł głowę i prychnął zgadzając się. Zabrałem tylko portfel z plecaka, zwróciłem uwagę na foliową torebkę z białymi tabletkami leżącą na dnie.
- Nie dziś - mruknąłem i schowałem plecak do szuflady - na pewno nie
Szliśmy boczną ścieżką obok ulicy, do początku miasta mieliśmy około 400 metrów w linii prostej, pies szedł obok mnie bez smyczy, nie trzeba mu żadnych uwiązań skoro jest taki kochany i posłuszny. Minęliśmy pierwszy dom, weszliśmy do cywilizacji gdzie jest duży ruch. Nie przepadałem za tym ani za hałasem, odkąd tu przyjechałem - przeszkadzał mi. Z racji tego mało przebywałem pośród ludzi i wysokich budynków. Chodziłem tu tylko i wyłącznie jeśli zabrakło mi danej rzeczy, której nie znajdę nigdzie indziej niż w centrum, jak np. jedzonko dla psa.
Szliśmy główną uliczną, był dziś większy ruch niż wcześniej. Mijali nas jeszcze nieznane twarze, ale miałem wrażenie, że są całkiem w porządku. Często kobiety obracały się i uśmiechały na widok owczarka idącego bez niczego obok mnie. Jakiś mały piesek po drugiej stronie chodnika zaczął wściekle ujadać jakby był najodważniejszy. Sully nic sobie z tego nie robił, po ataku innego agresora stał się bardziej spokojny i nie czepiał innych psów bez powodu. Trzymał sie blisko mnie, bo wiedział, że go obronie w każdej chwili.
Dotarliśmy do sklepu, właścicielka bardzo mile nas traktowała i mogliśmy wejść obydwaj do środka. Półka z karmą, tu jest, pomyślałem. ściągnąłem z góry dwie paczki.
- To wołowina - wskazałem na pierwszą - a ta z jagnięciną - pokazałem drugą
Pies obwąchał to jedną, to drugą, pachniały pewnie wspaniale. Ostatecznie machnął łapą na paczkę z jagnięciną, w porządku jego wybór. Zapłaciłem i na pożegnanie psiak został wygłaskany przez sprzedawczynie, jakie to miłe. Wróciliśmy na ulice, prosa droga do domu, teraz zajmę się naprawą silnika w Skodzie, podobno coś w nim lata jakby kamienie.
Układałem sobie powoli plan gdy z naprzeciwka szli dwaj Azjaci, jeden z nich wyglądał na przerażonego. Nie wiedziałem czy to z powodu mnie czy psa, dziwnie wyglądał, ale na wszelki wypadek kazałem przejść psu na moją lewą stronę.
- Nie powinien mieć smyczy? - odezwał się ten przerażony
- Nie ma takiej potrzeby - wzruszyłem ramionami
Drugi z nich kichnął dwa razy. Uniosłem brew, mieli problem, bo pies szedł bez smyczy?


(Yunlan? Yilong?)
+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz