11 paź 2019

Od Rosalie c.d. Michaela

Rzadko zdarza mi się znaleźć tak potrzebne ludziom do funkcjonowania rzeczy pozostawione w kawiarni. Zazwyczaj mam wtedy przed oczyma obraz kogoś starszego, nie przywiązującego tak ogromnej uwagi do urządzeń elektronicznych, które dla pokolenia mi bliższego stanowią one nieodzowne elementy życia, jakby ich brak odcinał dopływ tlenu do płuc. Nie można jednak powiedzieć, że sama zostawiam telefon w domu. Oczywiście towarzyszy mi w torebce jako środek koniecznego kontaktu, lecz tylko do tego. Mój bardzo specyficzny sposób komunikowania się i funkcjonowania w społeczeństwie powoduje, że nie mam wielu osób, z którymi kontakt zajmowałby mi wolny czas. Mam bardzo mało przyjaciół. Oprócz tych w pracy, tylko na uczelni, na której właśnie mam zajęcia, o czym informuję właściciela telefonu i napominam, gdzie może mnie znaleźć. Wracam do akademickiej rzeczywistości z delikatnym uśmiechem na ustach. Sama myśl o spotkaniu ponownie osoby, której spotkanie uczyniło mój dzisiejszy poranek lepszym i przyjemniejszym powoduje, że chyba po raz pierwszy w historii mojej wyższej edukacji nie mogę się doczekać aż skończą się moje zajęcia. Trwa to jednak chwilę, jak euforyczne uniesienie. Później odkładam telefon do swojej torby i rozglądam się po sali.



Na lewo wszyscy malują.
Na prawo niektórzy jeszcze szkicują.
Nie odwracam się za siebie, a przez mój wzrost nikogo nie mam przed sobą. Wokół panuje względna cisza, a na pewno całkowity spokój. Wszyscy są pochłonięci cichymi rozmowami i próbą odtworzenia na płótnach zapiętych na sztalugach, ułożonej przed nami kompozycji.
Wzdycham z zadowoleniem.
Moja przygoda z Akademią Sztuk Pięknych zaczęła się bardzo dawno temu. Sam rysunek był ważnym elementem mojego życia, szczególnie zaraz na początku szkoły, kiedy tłum innych dzieci przytłaczał moją cichą naturę i niepokoił zazwyczaj niezmącony umysł. Kolorowe kredki, mieszanka ich kolorów, odtwarzanie kształtów na miarę kilkuletniego dziecka, pochłaniały moją percepcję do granic możliwości. Wprawne oko nauczyciela wychwyciło ten moment i w ten sposób zostałam delikatnie popchnięta w stronę dalszego kształcenia moich umiejętności, które podobno rozwijały się w zawrotnym tempie. Sama nigdy tego nie dostrzegłam w tak dramatycznym świetle, chociaż progres z latami stawał się coraz wyraźniejszy. Pieniądze w domu się kończyły, często nie było kilku groszy na kartki dla mnie, abym mogła rysować. Lubiłam wtedy chodzić do bibliotek, ponieważ tam zawsze znalazł się ktoś, kto dał mi upragniony kawałek papieru. Później dostałam stypendium, Gavin zabrał mnie ze sobą do nowego mieszkania i nigdy nie odmówił mi zakupu pomocy malarskich. W końcu nigdy nie poprosiłam o nic wartego więcej niż kilkadziesiąt Avarów, czyli na miarę naszych finansowych możliwości.
Problem zaczął jednak narastać w miarę zbliżania się do końca szkoły średniej. Widmo pracy zaraz po jej ukończeniu wiązałoby się nie tylko z frustracją finansową, ale również psychiczną. Moim marzeniem było ukończenie szkoły wyższej, a z którego to marzenia nie wierzyłam, że mogłabym zrezygnować. Zawsze chciałam być jak Gavin. Silna, zdeterminowana, potrafiąca przełożyć potrzeby innych nad swoje. Gavin chciał zostać policjantem. Wiem, że widząc moje rysunki i jak bardzo kocham to robić, zrezygnował z tego. Nie mogłam mieć do niego za to pretensji, ponieważ była to jego dobrowolna decyzja, przykro mi było, że ja go do tego zmusiłam, ale on sam uspokajał mnie i zapewniał poprawności tego wyboru. Wyboru, którego nawet nasza mama nie zaakceptowała... ale jak to mówią czasem trzeba poświęcić wszystko dla marzeń, ja tak zrobiłam, czy żałuję? Ze względu na relacje z matką tak, tylko z tego względu.

Kiedy po zajęciach wychodzę przed wydział, wśród tłumu niemal od razu zauważam Michaela, który jednak ze względu na swój wiek i dosyć pokaźny wzrost. Pochodzę do niego wolnym krokiem, szukając w międzyczasie jego własności. Wyszukuję telefon spomiędzy moich notatek i szkiców, po czym wyciągam do mężczyzny przede mną dłoń, w której trzymam to urządzenie.
- To chyba twoje... jak już ustaliliśmy - uśmiecham się łagodnie.

Michael?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz