31 paź 2019

Od Izzy cd. Candice

Snow to Snow. Niewinna buźka, słodki uśmiech i każdy naiwny twierdziłby, że taka urocza istotka nie mogłaby skrzywdzić nikogo. Poza tym sam fakt, że Candice nagle zainteresowała się skrzypcami i nauką gry na nich... jakoś trudno mi w to uwierzyć. Z jej natłokiem zajęć i wszystkich innych rzeczy, których się podejmuje, to jak zabranie sobie piątkowego wieczoru i zrezygnowaniu z filmów puszczanych z Netflixa przy paczce popcornu. A akurat znam moją przyjaciółkę i musi mieć konkretny powód, aby zdecydować się na taki krok.
Rezygnuję z dalszej analizy i skupiam się na prawie skończonej kolacji. W końcu jedzenie to podstawa. Czekam tylko, aż woda zagotuje się i będę sobie mogła zalać swoją ulubioną herbatę na wieczór. Odpowiadam szybko na sms-a od matki Gustova - chłopca, którym opiekuję się co jakiś czas, tym samym zarabiając parę groszy. Kobieta daje znać, że jutro nie muszę przychodzić, co oznacza dla mnie wolne popołudnie tuż po zajęciach na uczelni.
Patrzę w kierunku pokoju Candy. Z miejsca, w którym siedzę, widzę skrawek jej pokoju, więc nie uchodzi mojej uwadze, że dziewczyna uśmiecha się do telefonu jak głupia. Szybko go odkłada i znowu zatapia się w swoim laptopie. I tak co chwila.
Podejrzane?
Oczywiście, że tak.
Może najwyraźniej mam niezrównoważoną psychicznie przyjaciółkę.

*Następnego dnia*
Wchodzę do mieszkania, zaskakująco pustego i cichego. Z tego, co się orientuję, tego dnia Candy ma krócej zajęcia i zawsze, odkąd pamiętam, była szybciej. Rozglądam się wokół, zdejmując buty, zaglądam do jej pokoju, ale brak żywej duszy. Przechodzę przez mieszkanie z impetem, ale cisza.
Jestem sama.
Wzruszam ramieniem, bo najwyraźniej jej coś wypadło. Przecież nie musimy wiedzieć obydwie wszystkiego, choćby o najmniejszej zmianie planu. Wypakowuję zakupy, które zrobiłam po drodze, bo nasze zapasy zaczynały maleć, lodówka świeciła pustkami, a ja lubię posiadać zawsze w zanadrzu coś do zjedzenia. Poza tym musiałam sama zadbać o ilość cukru w swojej szafce, toteż kupiłam wszystko, co uznałam za słuszne i potrzebne.
Puszczam z telefonu listę swoich ulubionych kawałków na tydzień i zabieram się za gotowanie obiadu. Uznaję, że w tym czasie rudowłosa zdąży już wrócić. Mija tak następna godzina, podczas której zdążyłam zrobić sobie posiłek, zjeść i jeszcze pozmywać. Przydałaby się nam zmywarka, tak odchodząc od tematu.
Po Candy ani śladu. Telefon nie odezwał się, prócz paru powiadomień od znajomych z uczelni i tych mniej ważnych rzeczy. Wmawiam sobie, że wytrzymam, ale ciekawość bierze górę, więc chwytam urządzenie i piszę szybkiego sms-a z pytaniem, czy zamierza wrócić do mieszkania. Odpowiedź przychodzi niemal natychmiast.
Ruda bananówka pasożyt: Będę nieco później. Nie czekaj na mnie. Kocham ♥
Cóż za wyznanie miłości. Normalnie się wzruszyłam. Skoro tak, to zjem wszystko sama.
Wzruszam ramieniem i zagłębiam się w lekturze - spisie wierszy, które niedawno wypożyczyłam w bibliotece, w której pracuje Candice.
A właściwie to gdzie ona jest?
Świrnięta Umbonia: A z czystej ciekawości, mogę spytać, gdzie jesteś?
Ponownie odkładam telefon, tym razem bliżej siebie, żeby bez problemu po niego sięgnąć. A gdy słychać dźwięk przychodzącego powiadomienia, chwytam go w dłonie i odczytuję.
Ruda bananówka pasożyt: Nie :)
Wzdycham głośno, przewracając przy tym oczami i podkulam jedną nogę na krzesełku, zajmując się jednocześnie obiadem i książką.
Mija tak następna godzina, podczas której wciągnęłam się w analizę i interpretację lektury, ale przez cały czas obserwowałam zegar. Zmrużyłam oczy, gdy dochodziła pełna godzina i po raz kolejny w dłoniach miałam telefon. Zaczęłam pisać wiadomość, gdy nagle drzwi się otworzyły. Do środka weszła zmęczona Candice, cała rozpromieniała i szczęśliwa. Wyglądała, jakby właśnie wróciła z jakiegoś maratonu. Zdejmuje szal i zawiesza kurtkę na wieszak.
- Czeeeść - woła z daleka i siłuje się z butami.
- No cześć - odpowiadam, czekając w tym samym miejscu, aż podejdzie bliżej - Jestem jak czekająca matka na swoje dziecko, które wraca po północy.
- Przepraszam, coś mi wypadło i musiałam szybko to załatwić - omijająca odpowiedź. Brak konkretów, ale jednak powiedziana. Sprytnie, ale ja jestem sprytniejsza.
- Mhm, "coś ci wypadło" - powtarzam, robiąc cudzysłów w powietrzu palcami. Candice marszczy brwi i spogląda na mnie pobłażliwie.
- Ostatni zachowujesz się, jakbyś miała okres, albo inne rozterki kobiety cierpiącej - o mało nie zakrztusiłam się swoim sokiem. Odkładam szklankę na blat i zaczynam się śmiać.
- Masz szczęście, bo nie - uspokajam się - Nie zostawiłam ci nic z obiadu - mówię i uśmiecham się słodko.
- Przyjaciel rzucający się w ogień za drugim normalnie - prycha dziewczyna, ale gdy wchodzi do kuchni i widzi talerz z jedzeniem, posyła mi urocze spojrzenie wraz z uśmiechem.
- Tak, wiem. Jestem kochana - macham ręką, zanim rudowłosa zacznie wywód, że jestem najlepsza na świecie. Jakbym tego nie wiedziała.
- Akurat w to nie wierzę, ale dziękuję - kontynuuje nasze przyjacielskie zaczepki słowne. To chyba takie nasze hobby, bo ja je dosłownie uwielbiam. Candy twierdzi, że w ten sposób rzucam się na każdego, ale ja po prostu lubię sprawdzać, czy druga osoba potrafi ze mną rozmawiać. Przejść rytuał. Zaliczyć test wstępny. I takie inne bzdety, pierdelety.
Candice siada obok i bierze pierwszy kęs mojego makaronu z gotowanymi warzywami i sosem majonezowym.
- Jak ci minął dzień? - pyta, zaczynając najbardziej normalną rozmowę na świecie. To jak zapalnik do tego, żebym gadała non stop.
Unoszę spojrzenie ku niebu i jęczę głośno.
- Wyobraź sobie, że mam z pięćdziesiąt kartek do nauczenia się na za tydzień. I to wszystko z anatomii. Czasem żałuję, że nie wybrałam się na jakiś kierunek medyczny, bo tam mają tylko człowieka. A ja? Pies, kot, koń, świnia, krowa... każde z nich ma inny układ, jeden ma taką kość, drugi jej nie ma, trzeci ma ich aż trzy, a czwarty w zastępstwie coś innego. Pod koniec zrobił nam sprawdzenie. Biedny Andrew o mało nie stracił serca, bo przed wypił energetyka. Wiesz... po imprezowym wieczorze wyglądał jak trup. Albo gorzej. Jak trup, to ja wyglądam codziennie rano, on był jak zombie połączony z odwiniętą mumią.
- A czy odwinięta mumia to nie taki zombie w wersji... bardziej egzotycznej?
- Trzeba to ustalić. W każdym razie wiesz o co chodzi - kontynuuję - Całe szczęście, że dzisiaj nie musiałam lecieć i zajmować się Gustovem.
- Właśnie zdziwiłam się, że napisałaś. Myślałam, że będziesz u państwa Simone.
- A tobie jak minął? - pytam, udając, że wcale nie oczekuję sprawozdania z tego, co robiła.
- Spokojnie - wzrusza ramieniem i to jedyne co mówi.
Wbijam w nią spojrzenie, ale zanim zdąża się odwrócić i posłać mi to samo, próbując mnie naśladować, jej telefon wibruje. Rzuca się na niego, jak głodny wilk na jelenia i odczytuje wiadomość.
- Wybacz, ale... napisali do mnie z uczelni, muszę się do nich wybrać - mówi i jednocześnie odpisuje.
Dobra, ewidentnie mi coś tu nie pasuje.
- Pyszny obiad, zjem później - wstaje z szerokim uśmiechem - Do zobaczenia później - posyła mi buziaka, ubiera szybko kurtkę, buty i wychodzi.
Oglądam się za nią nieco skonsternowana. O co tu do cholerci chodzi?
Chwytam swój telefon i szybko idę po buty. Zakładam je w trybie natychmiastowym, zarzucam niedbale sweter na bluzkę, kurtkę i wychodzę. Przekręcam kluczyk w drzwiach i wciskam guzik windy.
Teraz mogę dziękować światu za to, że Candy nie posiada żadnego środka transportu i preferuje spacer, bądź komunikację miejską.
Po raz kolejny zostaję agentem specjalny, sił moich własnych. Tym razem działam na rzecz dowiedzenia się, co tak bardzo absorbuje moją przyjaciółkę, że nagle zrobiła się taka tajemnicza. Czuję, że zabiera mi profesję, bo to ja zazwyczaj trzymam ludzi w niewiedzy, co ostatnio zaczęło robić się nader uciążliwe.
Idę za dziewczyną, aż widzę, że przebiega przez ulicę na drugi koniec. Chowam się za jednym z aut stojących przy krawężniku, nie zważając na patrzących się na mnie ludzi.
Chwila, ja znam to auto...
Opada mi szczęka.
- Nie wierzę... - mówię do siebie z szeroko otwartymi oczami, gdy Candy podchodzi do opierającego się o swoje auto Nathaniela.
Wskazuje zamaszystym ruchem na nasze mieszkanie i po chwili obydwoje się śmieją.
Nie no kuźwa, teraz czuję się urażona.
Po chwili obydwoje wsiadają i odjeżdżają. Wtedy dopiero prostuję się i patrzę w kierunku, w którym znika auto.
A więc to tak? Tak się bawimy? Moja przyjaciółka-zdrajczyni. I to z moim rodzonym bratem bliźniakiem?!
Wracam do mieszkania, rzucam klucze na blat i podpieram się w bokach.
Tak być nie będzie. Nie pod moim nosem. Nie bez mojej wiedzy. A tym bardziej zgody! Ja im dam błogosławieństwo, cholibka, popamiętają.
Spokojnie Izzy. Najpierw musisz się dowiedzieć. Ustalić co się dzieje. Gdzie są. Co robią. Wszystko.
Wyciągam telefon i wybieram numer kogoś, kto może mi pomóc ustalić te rzeczy. Słyszę sygnały, a po trzecim męski głos w słuchawce.
Gabriel: Zanim zaczniesz na mnie krzyczeć, to nie ja połamałem ci półkę w pokoju, przysięgam! ~ marszczę brwi, bo nie mam pojęcia, o czym on mówi.
Ja: Półkę? - powtarzam głośno, a gdy mnie olśniewa, na moment zapominam, po co właściwie dzwonię ~ Moją półkę nad łóżkiem!? Jak mogłeś połamać moją półkę!? Gabriel!
G: Mówię, że to nie ja! To bliźniaki, nie wiedzieliśmy, że dostali się do twojego pokoju! Przysięgam. Nie zabijaj mnie.
Tylko spokojnie. Wdech, wydech.
J: Później pozabijam was wszystkich, na razie jest ważniejsza sprawa ~ przybieram silniejszy ton głosu.
G: Czyli... nie dzwonisz w sprawie półki? Myślałem, że się dowiedziałaś. To po cholerę ja gadałem!
J: Gabe, skup się. Na razie pieprzyć półkę. Dowiedz się, gdzie jest Nathaniel. A jak już to zrobisz, napisz mi. Spotkamy się przed tym miejscem. Ubierz się jakoś w miarę niezauważalnie, czy to potrafisz zrobić?
G: Poczekaj, za dużo rzeczy naraz, nie jestem kobietą. Po co mam się dowiadywać, gdzie przebywa Nate?
J: Bo coś knują.
G: Kto?
J: On i Candy. Widziałam ich dzisiaj, jak razem odjeżdżali. Candice dziwnie się zachowuje. Myślę, że oni ze sobą kręcą.
G: I co w związku z tym?
J: Ja cię nie proszę, ja ci mówię. Po prostu ustal, gdzie są i tam się widzimy. Oficjalnie zostajesz moją prawą ręką, agentem, zwał jak zwał. Pomóż mi, a zapomnę, że moja półka znalazła się w rozsypce. Jakoś.
G: Okey... a czy będziemy mogli o tym porozmawiać?
J: O półce czy...?
G: O twojej paranoi spowodowanej domniemanym związkiem własnego brata i przyjaciółki?
J: Gabriel, bo poważnie zastanowię się, czy zapominać o tej półce. Wchodzisz w to, czy nie?
G: Mam się narazić tobie, czy bratu? Trudna decyzja, ale chyba wolę oberwać od Nathaniela, niż od ciebie. Poza tym, bycie agentem to dobra zabawa, co nie?
J: Najlepsza.
G: Zaraz ci ustalę wszystko. Widzimy się na miejscu.
Rozłącza się, więc ja też odsuwam telefon od ucha i wkładam go do kieszeni. Zamierzam ustalić, co się dzieje i nie spocznę, dopóki oni sami nie powiedzą mi tego. Jak już będę miała twarde dowody. Poza tym nie dopuszczę, aby do czegokolwiek doszło między moim bratem a przyjaciółką. Taka sytuacja nigdy nie kończy się dobrze. Nigdy.

Candice?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz