30 paź 2019

Od Althei C.D Tyler

Tyler nie powinien wiedzieć, że zgubą był naszyjnik, jaki od niego dostałam. Sentyment, więź? Nic z tych rzeczy. Ładnie wyglądał, wydawał się drogi i moje sumienie nie dawało mi spokoju, bez przerwy przywracając myśli o tym, że tak drogocenna rzecz walała się gdzieś w mieszkaniu i nie należała już do mnie. Przeszłość nauczyła mnie, by szanować wszystko, i właśnie tak zamierzałam zrobić.
— To coś ważnego dla mnie — wyjaśniłam zwięźle i tajemniczo. — Sama poszukam, to kwestia paru minut.
Mężczyzna na moją odpowiedź podniósł kącik ust w lekkim uśmiechu. Zadowolenie emanowało od niego niczym aura, którą wcześniej rozsiewały jego mokre od pocałunków usta. Moje myśli chcąc nie chcąc zawsze powracały do tego zdarzenia, jakby nie miały lepszego momentu na to.
Dlaczego tak bardzo mnie ciągnęło do tego dupka?

— A cóż takiego ważnego to może być? — Oparł się przedramieniem o blat tuż obok pustej szklanki po whiskey. Kostki lody niemal rozpuściły się do reszty przez panującą w barze duszność.
Przekrzywiłam głowę odrobinę, szukając w niej pomysłu na zgrabną, wymijającą odpowiedź, ale takowa nie chciała zabarwić tej jakże wyjątkowej konwersacji.
— Nic, co może być sprawą życia i śmierci. Nie przejmuj się tym. — Pościerałam do reszty blat ze smug alkoholu i odłożyłam wymięty materiał na bok. — Tak po prostu pojedziemy tam do ciebie?
Tyler nie musiał się wysilać, żeby pochwycić mój wzrok zaglądający mu mało dyskretnie przez ramię, wprost na egzystującą wśród tamtych mężczyzn Audrey. Gdyby żaden z nich nie należał do dobrego towarzystwa Tylera, prawdopodobnie dawno leżeliby z kulkami w czaszce i nie miałoby znaczenia to, że to bar, miejsce publiczne.
— Nie przejmuj się nią — parsknął. — Chyba nie sądzisz, że ona mnie kontroluje?
— No nie wiem. Wydaje się, że to całkiem twarda babka, która nie ugina się pod poleceniami faceta. Mam rację?
— Jest trochę problematyczna. — Poprawił rękaw i rozluźnił się. — Ale to zerowy problem. Ustawię ją do pionu, nawet gdyby to miało oznaczać zabicie jej kolejnego kochanka. Najlepiej na jej oczach.
Uniosłam brwi.
— Żyjecie w wolnym związku?
— Mniej więcej.
— Dobra. — Wykonałam ostatni wymach ścierką po lśniącym już blacie i rzuciłam mężczyźnie wymowne spojrzenie, które padło potem w kierunku wyjścia. — Możemy się już zbierać.
— To samo miałem na myśli. — Westchnął.
— Ja też. Nie lubię się guzdrać — przyznałam, ściągając sprawnym ruchem fartuch służbowy z logiem firmy.
— To nie należy do moich ulubionych zajęć, ale z tobą zawsze. — Zaczął czarować mnie swoim uśmiechem.
Moją jedyną reakcją było szybkie wywrócenie oczami. Prędko udałam się w stronę wyjścia, nie narażając się na wzrok grającej w pokera grupy. Głowę miałam spuszczoną w dół, nie zastanawiałam się nawet, czy ktoś taki jak Audrey nagle zobaczy, że wychodzę z jej narzeczonym z lokalu. Nie miałam pojęcia, co do siebie czują i czy w grę wchodzi jakiekolwiek przywiązanie, ale wolałam być ostrożna w razie, gdyby miała dostać zazdrosnego pierdolca.
Mogło też jej to przejść koło nosa.
Moje wspomnienia szybko zarejestrowały drogi samochód Tylera zaparkowany tuż przy lokalu. Wsiadłam na miejsce pasażera i bezzwłocznie zapięłam pas, oglądając jak mężczyzna ubrany w czarną koszulę i spodnie od garnituru wędruje obok maski, by ostatecznie dołączyć do mojego boku. W niezmąconej żadnym dźwiękiem ciszy przekręcił klucz w stacyjce. To już dźwięk wywołało — a raczej potężny, charakterystyczny ryk silnika.
— Nadal mieszkasz w tym samym miejscu? — wymamrotałam, wpatrzona w przednią szybę.
— No tak. Pytasz, jakby minęły lata od naszego ostatniego spotkania — parsknął rozbawiony.
— Mam takie wrażenie — wytłumaczyłam się. — Ale to dobrze. Nie będę musiała długo szukać.
— Mhm. Co to takiego, że tak bardzo chcesz to znaleźć? — Uniósł brew.
— Odpowiedziałam ci już na to pytanie. — Wzruszyłam ramieniem. — Więcej nie musisz wiedzieć.
Pokręcił głową, unosząc ledwo jeden kącik ust. Nie dopytywał, nie dociekał. Skupił się na drodze, byśmy bezpiecznie dotarli pod sam parking, umiejscowiony pod sporym apartamentowcem przeznaczonym wyłącznie dla Owenów.
Rozglądając się badawczo po placówce, zatrzymałam dłoń na drzwiach auta i pogrążyłam się we wszelkich myślach, jakie nasuwały mi się przy obserwacji ścian. Widziałam ogród. Balkon. Balkon zapadł mi w pamięci najbardziej, zaraz obok kuchni, w której czarne wspomnienia musiały rozchodzić się niczym echo. Włosy same jeżyły mi się na rękach, kiedy stałam nad tą myślą dłużej niż paręnaście sekund.
— Gotowa, czy nadal zamierzasz patrzeć w ściany, jakby były czymś najzajebistszym na świecie? — Z rozmyślenia wyrwał mnie głos Tylera.
— Znudziły mi się — rzuciłam. — Chodźmy już. — Na moje słowa Tyler skinął głową i udał się bezpośrednio do wejścia. Schody i korytarz wiodący do zaszyfrowanych drzwi dały nie jedno i nie dwa wspomnienia. Myśli przeplatały się ze sobą praktycznie z sekundy na sekundę. Oddech przyspieszył kilkukrotnie, jednak udało mi się go uciszyć do stopnia, w którym staje się niesłyszalny dla innych.
— Zacznij swoje poszukiwania. — Jego ręce opadły bezwiednie wzdłuż ciała. Nie chciał się w to mieszać i te słowa były niczym wyryte w jego obojętnej twarzy. Zaraz utwierdził mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej, wysuwając z kieszeni cygaro i zapalając je zapalniczką.
Niesiona przypuszczalnymi myślami, że przedmiot znajdę na górze, ruszyłam tam schodami. Powolutku i cicho, w międzyczasie starając się o dokładne ułożenie okoliczności w głowie. Naszyjnik mógł być wszędzie. Ale z szyi nic nie zrywa się ot tak. Zajrzałam do sypialni. Moje oczy skupiły się na materacu, ale zanim zajrzały pod starannie ułożoną kołdrę, sprawdziłam skrupulatnie każde miejsce. Dywan. Pustkę, jaka panowała pod łóżkiem, oprócz pojedynczych kłębów kurzu. Szafki w komodzie. Rogi pokoju.
Wepchnęłam dłoń pod materac. Najpłytsze miejsca nie wskazywały na żadne zguby. Powędrowałam dłonią bliżej poduszki. Macałam pustkę. Nieskończoną pustkę. Aż wypchnęłam palce dalej i nagle poczułam zastrzyk strachu, słysząc głęboki głos za sobą.
— Tego szukasz? — Tyler wymamrotał z chrypą.
Objęłam go spojrzeniem, wstając z kolan jak poparzona. W jego dłoni wisiała moja zguba. Przecież ją dostałam, więc jest moja, prawda?
— Oddasz mi to? — Oszczędziłam sobie trybu rozkazującego, bo dobrze wiedziałam, że nic nie da w starciu z Owenem. — Proszę. To dla mnie ważne.
— Naszyjnik ode mnie jest dla ciebie ważny? — Uniósł jedną brew sceptycznie, jakby uważał moje słowa za kłamstwo.
— Potrzebuję tego.
— Jak bardzo?
Wzruszyłam ramionami. Zbliżył się o krok bądź dwa, choć poczułam, jakby przeskoczył o pięć, bo powietrze zgęstniało. Przekrzywiłam głowę, podejmując próbę przejrzenia jego zamiarów.
— Daj mi to. Wiesz, że nie kłamię — mruknęłam.
— Wiem, że nie kłamiesz — przyznał. — Wiem, że to dla ciebie ważne. Pytanie tylko dlaczego? To zwykły wisior za dwa tysiące avarów. — Podniósł kącik ust. Dobrze wiedział, że mnie to rozjuszy. Dla niego to błaha cena, ale co ma powiedzieć barmanka, która dostaje tyle wypłaty, że byłaby w stanie kupić zaledwie jeden taki.
Tym razem przełknęłam ślinę i ścisnęłam emocje w dłoni. Zbliżyłam się o kolejne parę kroków tak bardzo, że moje usta musnęły jego ucho. Oczywiście nie zapomniałam unieść się na palcach u stóp, inaczej dotknęłabym tylko jego szyi.
— A gdybyś tak raz ze mną nie igrał? Byłabym wdzięczna. — Uśmiechnęłam się tak lekko, że na mojej twarzy nic nawet mogło się nie zmienić.
Odwzajemnił to szybko, wzdychając pod nosem. Przy odpowiedzi poczułam delikatny uścisk na mojej talii, który był niczym źródło rozprowadzających się po moim ciele dreszczy.
— Prosisz o zbyt wiele — skomentował. — Nie lubię sobie odbierać rozrywki.
— To dla ciebie rozrywka?
— Doprowadzanie cię do skrajności? Oczywiście, że tak. Tęskniłem za tym. — Buchnął mi dymem w twarz. Kiedy tylko skrzywiłam się i zaczęłam dłonią wachlować zanieczyszczone powietrze, roześmiał się cicho.
— Doprowadzasz mnie do skrajności w niewłaściwy sposób. — Uniosłam brew, siląc się na to, by się nie uśmiechnąć.
Ciekawe, czy zinterpretuje to w prawidłowy sposób.

Tyler?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz