6 paź 2019

Od Taylor C.D Isabelle

środa, 10:19
     Zajęcia były, jak to zajęcia, zwyczajne. Przychodząc tutaj, wcale nie oczekiwałam fajerwerków pokroju spotkania ze światowego formatu gwiazdą, która zaproponuje nam rolę statystów w jakimś shilienowskim przeboju tej zimy, nie oczekiwałam też skutecznej nauki gry aktorskiej, rzadko kiedy bywa tak, że przypadkowego przechodnia nauczysz tej sztuki w ciągu godzinnej lekcji. Także nie miałam nawet czym się rozczarować, moje oczekiwania były na poziomie, nie oszukujmy się, zerowym, toteż moje nastawienie pozostawało neutralne przez cały ten czas trwania spotkania. Jedyne, co starałam się robić, to wykrzesać z siebie resztki entuzjazmu, byleby nie wyjść na oburkniętą nastolatką, chociaż obawiam się, iż nie wyszło mi to za dobrze. Paradoskalnie czy nie, aktorki ze mnie nie będzie, przynajmniej tak to postrzegałam do tego momentu.
     Mam w planach wyjść z tego budynku i udać się, najlepiej, w okolice starego miasta, po raz drugi, ponieważ miasto jest na tyle irytujące, nudne i nijakie, że po paru latach przebywania w nim kończą się już pomysły, a, niedługo potem, i pieniądze. Dodatkowo, nie lubię chodzić po mieście samotnie, już nie mówiąc o przesiadywaniu w fast-foodowych restauracjach, gdzie zazwyczaj przesiaduje się w większej grupie, nie w pojedynkę. Chcąc przeczekać falę zalewającą drzwi wyjściowe, opieram się o kanapę stojącą pod lewą ścianą pomieszczenia, dla pewności, iż ta nie odjedzie, w przeciwieństwie do krzesła. Mijają kolejne sekundy, ludzie, jak to zwierzęta, przepychają się między sobą, idąc na raz, jakby na rozkaz, chociaż, gdyby poczekali dosłownie krótką chwilę, przepuścili kogoś przed sobą, nic wielkiego by się stało, żadna duma by nie ucierpiała, a korek zniknął. Najwyraźniej mało kto wpada na tę błyskotliwą myśl.


     Już mam się podnosić, zauważając swoją okazję, kiedy ktoś mnie zaczepia. Ktoś — na początku nie dostrzegam twarzy kobiety, ponieważ podchodzi do mnie od tyłu, dopiero po odwróceniu się o sto osiemdziesiąt stopni staję twarzą w twarz z szatynką, która prowadziła minione zajęcia.
     — Ty jesteś Taylor, tak? — upewnia się, a ja kiwam delikatnie głową, na znak potwierdzenia. — Bardzo dobrze sobie radziłaś na warsztatach i chciałabym ci zaproponować udział w amatorskim kółku teatralnym, prowadzonym przeze mnie. — Podaje mi kartonik, jej wizytówkę i adres, pod jakim odbywają się spotkania owego kółka teatralnego. — Nie musisz się na to zgadzać, ale nie zaprzeczam, fajnie by było, gdybyś spróbowała — dodaje jeszcze, po czym odwraca się, z zamiarem odejścia.
     Właściwie to przez pierwsze, wydawałoby się, sekundy, tkwię w miejscu, przyglądając się wizytówce. Karminowa z białymi wstawkami, dosyć atrakcyjna dla oka, jeżeli chodzi o wykonania.


KÓŁKO TEATRALNE DLA SYMPATYKÓW AKTORSTWA
Zapraszamy wszystkie zainteresowane osoby do Teatru “Mennica”, znajdującego się
w Old Channer, na ulicy Bellow Route. Zajęcia trwające dwie godziny zapewniają
wszystkim mnóstwo zabawy płynącej z nauki sztuki aktorstwa, wiele pozytywnych
wrażeń związanych z tą dziedziną artystycznych umiejętności, a także poznanie
 nowych osób i poszerzenie swoich własnych horyzontów. Sukcesy będą z pewnością
doceniane wystawianiem najlepszych osób podczas sztuk. Kółko teatralne swoje spotkania
będzie miało w każdy wtorek i piątek o godzinie szesnastej. Zachęcamy do odwiedzenia nas!


     Wsuwam kartonik do tylnej kieszeni i, nareszcie, opuszczam przeludniony budynek, myślami wciąż będąc w chwili, gdzie Isabelle oznajmiła, iż radziłam sobie świetnie. To jest, nigdy dotąd nie interesowałam się grą, także temat jest dla mnie niesamowicie obcy. Pomimo tej pochwały, mój stosunek niewiele się zmienił — ta godzina raczej nie zmieniła mojego życia na tyle, abym była pod wrażeniem. Nie widzę w tym zajęciu czegoś, co mogłabym wykonywać przez następne czterdzieści lat, aż do usranej śmierci, czyli nawet i sześćdziesiąt, chociaż wolałabym aż tak nie szaleć. Ale pójdę na spotkanie tego kółka, oczywiście, że na nie pójdę, bo dlaczego miałabym tego nie robić? Muszę czerpać radość z każdej chwili spędzonej poza tym domem wariatów, z którego Fallon z pewnością niedługo się wyniesie. Mam nadzieję, że Avenley River nie oczarowało jej na tyle, żeby wrócić tu ze swoim chłopakiem i synem w przyszłym miesiącu. Tego nikt by nie chciał.
     Wyjmuję telefon, którego nie ruszałam od sześćdziesięciu minut. Trzy nieodebrane połączenia i zawalona przez Ethana poczta na Rivengerze.
     Ethan: Taylor, gdzie jesteś?
     Ethan: Kiedy wrócisz?
     Ethan: Zaraz zwariuję, możesz się pospieszyć?!
     Ethan: Tay
     Ethan: Lor
     Ethan: Taaaaaaay
     Ethan: Proszę cię…
     Ethan: Ja pierdolę
     Ethan: Kłócą się od jebanych czterdziestu minut
     Ethan: Dobra, idę stąd
     Ethan: Gdyby tata pytał, jestem u JK.
     Ethan: Pożyczysz mi dwadzieścia avarów?
     Ethan: ...potraktuję to jako tak
     Ethan: Możemy się spotkać?
     Ethan: Już nieważne, JK pożyczył mi pieniądze
     Nie czuję zbytnich wyrzutów sumienia, iż pozostawiałam go bez odpowiedzi przez tak długi czas. Mogę to usprawiedliwić przebywaniem na zajęciach aktorskich, czyli kształceniem kulturowym. Równie dobrze mogliśmy rozmawiać o narodowych sztukach teatralnych, dokształciłabym się nieco. Nie wątpię, iż na spotkaniach kółka teatralnego to będzie niemalże wymagane, a przynajmniej znajomość tych najważniejszych i najbardziej rozsławionych. Jedyne, co przychodzi mi do głowy to Wiosenna piosenka i Ogród różany, które, tak czy tak, są spektaklami bazowanymi na powieści jednego autora (jak widać, bardzo lubił naturę). Z czystej ciekawości wchodzę na internet i wpisuję hasło brzmiące najsłynniejsze spektakle teatralne. Pojawiają mi się tytuły pokroju Karmel, Serca dwa, Astra. Coś mi świta, jednakże wciąż nie wiem, o czym mogłyby opowiadać. Z westchnieniem chowam telefon.

czwartek, 12:53
     — Gdzie ona jest? — pytam, wchodząc do kuchni po raz pierwszy od wczorajszego poranka.
     Tata opiera się o blat i spuszcza głowę.
     — Wyjechała — odpowiada cicho. — Złożę papiery rozwodowe. I pójdę do pracy, żebyśmy mieli za co żyć — dodaje.
     Spodziewałam się tego, wiedziałam, że prędzej czy później to się stanie. Sęk w tym, iż istnieje ogromne ryzyko, że znajdziemy się w dole finansowym, zapewne niedługo dojdzie do sprzedania naszego domu, kupienia nowego, czterokrotnie mniej kosztownego, mniejszego, byleby przeżyć i nie jeść najtańszego jedzenia ze śmietnika, jakkolwiek absurdalnie to brzmi. Nie ukrywajmy, że cała nasza trójka przyzwyczaiła się do luksusowego życia, które umożliwiały nam wysokie zarobki Fallon, wsparcie jej rodziców oraz pomniejsze oszczędności na koncie taty. Zawsze mieliśmy coś na zaś, na czarną godzinę, gdybyśmy jakimś sposobem stracili źródło zarobku.
     Tata ma wyższe wykształcenie. Wierzę w to, że znajdzie sobie jakąś pracę. Musi tylko pokonać lenistwo i, kto wie, może nareszcie założy swoją własną firmę, o której zawsze marzył? Z drugiej strony, to dość ryzykowny ruch, w końcu zazwyczaj otwieranie własnej działalności równa się z jakimś tam zagrożeniem.
     Do diabła, Taylor, od kiedy tak martwisz się swoim losem?
     Ach, od momentu, w którym jestem dorosła i powinnam odciążyć ojca, podejmując się jakiejś pracy.
     — Damy radę, tato. — Podchodzę do niego. — Znajdę jakąś pracę, porozmawiam z Ethanem, będzie dobrze.

piątek, 15:58
     Mennica jest naprawdę ogromnym teatrem. Wielka scena, mnóstwo miejsc, dwa balkony po lewej, prawej stronie oraz naprzeciw i echo niosące się po całej szerokości sali teatralnej, o ile właśnie tak to się nazywa. Swoje fotele zajęło już dużo osób, pokaźne grono. Większość z nich usadowiła się dosłownie u podnóży sceny, gdzie z pewnością wpierw wystąpi, wypowie się, czy zrobi cokolwiek interesującego Isabelle Miller. Ja, jak to mam w zwyczaju, zasiadam gdzieś z tyłu, dokładnie w piątym rzędzie, pustym, co niespecjalnie mnie dziwi. Rozglądam się dookoła, podziwiając wnętrze teatru — rozmiary zapierają dech w piersiach. Aż dziwne, iż zezwolono na prowadzenie prostego kółka teatralnego w takim miejscu, wydawałoby się, niezwykle cennym. Kontynuując, przyglądam się paru osobom, na przykład dziewczynie w moim wieku albo kobiecie koło czterdziestki z pomalowanymi na niebiesko włosami.
     Nawet nie zauważam, jak na scenę wchodzi Isabelle.
     — Witam wszystkich na warsztatach aktorskich. — Leniwie obracam głowę w jej stronę, gdy zaczyna mówić. — Chciałabym powiedzieć, że bardzo cieszy mnie widok tak licznej grupy już dziś. Jest to drugie spotkanie w tym roku, więc chciałabym, żebyśmy przedstawili się jeszcze raz, ponieważ dołączyło do nas całkiem sporo nowych twarzy. — Patrzy, zgrozo, na mnie. Odwracam wzrok. — Zacznijmy może od prawej strony, zapraszam pierwszą osobę. Śmiało!
     Przenoszę spojrzenie na mężczyznę, na oko lat dwadzieścia pięć, który podnosi się ze swojego miejsca i kieruje w stronę sceny. Przeskakuje schodki, po czym ustawia się na samym środku sceny.
     — Dzień dobry. Jestem Kaden, mam dwadzieścia trzy lata, na co dzień pracuję w firmie drukarskiej. Uwielbiam teatr, wychowałem się na różnorakich spektaklach, na przykład Karmel. — Och, czyli jednak jest znany. — Mam nadzieję, że poznam tutaj wspaniałe osoby, może nawet kogoś, kogo serce podbiję. — Posyła Isabelle flirciarskie spojrzenie, co zauważam natychmiastowo. Parskam pod nosem, na tyle głośno, aby usłyszała to większość sali. Właśnie ta większość odwraca się w moją stronę, niektórzy gromią mnie wzrokiem, inni wyrażają swoje rozbawienie szerokim uśmiechem. — Powiedziałem coś zabawnego? — zwraca się do mnie Kaden, przyjmując pewną siebie postawę.
     — Nie, po prostu… — odpowiadam, wciąż rozbawionym tonem. Macham dłonią przed swoją twarzą. — Nie na tym polega podrywanie. Zapytaj ją, czy pójdzie z tobą na kawę, ale po zajęciach.
     — Dobrze, skończmy ten temat — przerywa nam Miller. — W takim razie zapraszam cię na scenę, Taylor. A tobie, Kaden, bardzo dziękujemy.
     Mruczę coś pod nosem i niechętnie wstaję. To nie tak miało wyglądać, niespecjalnie rwałam się do odpowiedzi, nieprawdaż? Jasne, prawdaż. Odprowadza mnie parę zainteresowanych spojrzeń, nazbyt zainteresowanych, czymś, co wcale interesujące nie jest. To nic innego, jak zbliżająca się fala wstydu i niezręczności.
     W przeciwieństwie do poprzednika, staram się nie stawać na środku sceny, chociaż czuję, że ta cała Isabelle wręcz mnie tam popycha, tyle że wzrokiem. Odchrząkuję, w myślach przeklinając fakt, iż nie mam o co się oprzeć, bo, tak, opieranie się o coś jest zdecydowanie bardziej komfortowe, niż stanie prosto w jednym miejscu. Chodzić po scenie nie mogę, ponieważ to zazwyczaj robię, gdy mam do powiedzenia coś więcej, niż “Jestem bezrobotną laską, która polega na ojcu”. Zdecydowanie.
     — Nazywam się Taylor Hathaway — rzucam, trochę od niechcenia, byleby zakończyć ten cyrk zwany przedstawianiem się. Nie po to tutaj przyszłam. Z drugiej strony, powinnam okazać jakąkolwiek dojrzałość i nie zachowywać się jak zidiociała nastolatka, która, jak sobie postanowiła, tak zrobi.
     Panienka Miller zachęca mnie jakimś dennym zdaniem.
     — Mam dziewiętnaście lat. Coś jeszcze jest tak bardzo istotne?
     Widzę, jak pan Kaden uśmiecha się pod nosem, widząc moją nieporadność.
     A pierdol się, panie Kadenie.
     — Ja, w przeciwieństwie do niektórych tutaj zgromadzonych, przyszłam się dobrze bawić i nauczyć co nieco o sztuce teatralnej, a nie szukać kobiety, w moim przypadku mężczyzny, na noc czy dwie. To nie jest aplikacja do randek albo klub — dodaję z niemałą dozą złośliwości. Te dwa zdania zwieńczam szerokim, wręcz podłym uśmiechem skierowanym w stronę z deka zdezorientowanego jegomościa. — Dziękuję. — Kłaniam się delikatnie i wracam na swoje miejsce.

Isabelle?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz