12 paź 2019

Od Izzy cd. Kaia

Nie cierpię mokrych ubrań. Tym bardziej mokrych jeansów. A już najbardziej, to uczucia wody w butach. Na całe szczęście tego ostatniego pozbyłam się przed wejściem do toalety, dlatego stoję teraz na środku w mokrych skarpetkach i zdejmuję z siebie bluzkę, której materiał oblepił moje ciało, jeszcze zanim zacznę szukać jakichś kosmetyków dla siebie. Od razu da się zauważyć, że to typowo męsko urządzona łazienka. Głównie ze względu na ilość rzeczy znajdujących się w niej.
W moim mieszkaniu, gdzie we trójkę mamy jedną toaletę, każda musi obserwować swoją półkę, czy oby nic jej nie zniknęło i nie znalazło się magicznie w strefie tej drugiej.
Rzucam koszulkę na bok i przechodzę do poszukiwań. Niegrzecznie jest grzebać w czyichś rzeczach, ale w końcu dostałam przyzwolenie, więc bez większych pohamowań otwieram szafkę i przeszukuję pierwszą z półek w poszukiwaniu damskich rzeczy. Szczerze mówiąc, w ostateczności użyłabym jakiegokolwiek męskiego żelu, nie ma to większego znaczenia. Spędziłam zbyt wiele mojego dzieciństwa z facetami, by się przejmować, czy pachnę delikatną nutą orchidei połączonej z trawą cytrynową, czy intensywnym, bliżej nieokreślonym zapachem męskiego żelu. Jednak skoro dostałam wskazówkę, iż bardzo możliwe, że jakieś pozostałości po obcej mi kobiecie jeszcze mogą się tu znajdować, nie zamierzam rezygnować z poszukiwań. Ktoś mógłby mi zarzucić, że to niezręcznie grzebać komuś w szafkach, tym bardziej w łazience, ale wydaje mi się, że właściciele mieszkania - a przynajmniej jeden z nich - nie ma nic przeciwko.
Rozglądam się wokół, zamykając w tej samej chwili szafkę i szukam miejsca, gdzie jeszcze mogły znajdować się kosmetyki.
No dobrze. Gdybym była facetem i miała dziewczynę - byłą dziewczynę - gdzie pochowałabym niepotrzebne rzeczy, by nie marnować ich i niepotrzebnie wyrzucać?
Postanawiam sprawdzić w jakiejś kosmetyczce. W końcu bezsensu trzymać nieużywane kosmetyki na półce. W środku faktycznie znajduję końcówkę kobiecego żelu i całkiem sporo szamponu, co dodatkowo daje mi możliwość umycia włosów. A skoro mam okazję, to dlaczego z niej nie skorzystać?
Przygotowuję wszystko sobie pod prysznicem i zdejmuję z siebie resztę przemoczonych rzeczy, odkładając je obok bluzki.
Cholera.
A ręcznik?
Wzdycham przeciągle, będąc już w samej bieliźnie i stojąc na środku łazienki.
- Gdzie są jakieś ręczniki!? - pytam głośno, tak aby chłopak usłyszał mnie, gdziekolwiek teraz się znajdował.
- Weź jeden z wiszących - odwracam się i mierzę jeden z nich wzrokiem - Są czyste - dodaje szybko, więc cofam się do prysznica. Zdejmuję z siebie tym razem już wszystko, rozpuszczam włosy, puszczam wodę, będąc już w środku i oddaję się chwilowej przyjemności.
Szybko kończę brać prysznic, bo jednak nie chcę siedzieć zbyt długo w czyjejś łazience. Co jak co, ale jednak jestem w obcym mieszkaniu, a moja przyjaciółka najpewniej zabiłaby mnie, gdyby dowiedziała się, co robię.
Przewiązuję się ręcznikiem i wtedy dochodzę do wniosku, że co mi po ubraniach, jak moja bielizna jest i tak mokra. Mam wyjść bez niej?
- Rozumiem, że damskiej bielizny nie posiadasz!?
- Przecież masz ubrania - mówi to takim tonem, jakby nie widział w tej sytuacji nic dziwnego.
- Mam tak po prostu wyjść w nich samych?
- Wybacz, ale wszystkie moje staniki są w praniu - parskam śmiechem. Akurat teraz mu się zebrało na żarty, a ja mam tu taki poważny temat, a właściwie dylemat. Nie podejrzewałabym go o taki humor.
- Czy mam zacząć podejrzewać cię o coś? - podchwytuję szybko żart.
- Tylko nie mów Nath'owi, że go zdradzam - śmieję się sama do siebie. Lepiej zakończyć ten tema nim dobrze się nie rozpoczął.
Sięgam po daną mi przez chłopaka bluzę. Przekładam materiał przez głowę, znajdując rękawy, które musiałam podciągnąć niemal do połowy. Moje dłonie w końcu wynurzyły się z otchłani czerni, a ja zaśmiałam się sama do siebie, oglądając w tej perspektywie, jak bluza zamienia się na moim ciele w sukienkę. Wyglądam jak bezdomny w worku, gdy mokre włosy opadły mi na twarz, jeszcze nierozczesane po prysznicu i kąpieli w fontannie. Oblepiły moje policzki, jak wodorosty, więc dłońmi pozbyłam się ich z twarzy i zaczesałam do tyłu. Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu szczotki, ale w końcu mieszka tu dwóch facetów. Prawdopodobnie wystarczy im grzebień, który może nie dać rady moim długim, choć na całe szczęście prostym włosom.
- Czy macie tu jakąś szczotkę albo coś, co nadaje się na długie włosy!? - krzyknęłam z łazienki, czekając na odpowiedź. Usłyszałam jednie szmer w momencie, gdy chwilowo skupiłam się, aby móc usłyszeć cokolwiek.
- A czy wyglądam ci na kobietę? - dostałam odpowiedź, oczywiście nie obyło się bez sarkazmu, który naturalnie zignorowałam.
- To trochę słabo! - zachichotałam, wyobrażając sobie minę chłopaka.
No trudno. Poradzę sobie bez tego. Gorzej, gdy grzebień postanowi ustąpić włosom i się złamać, jak za pomocą muśnięcia niszczycielskiego dotyku.
Kai chyba nie obrazi się, jak spędzę w jego łazience dłuższy czas. Powinien zresztą brać to pod uwagę, zresztą nie wygląda na kogoś, kto narzeka na brak towarzystwa. Powiedziałabym, że wręcz odpowiada mu naturalna indywidualność, nie będąca zmącona towarzystwem kogoś, z kim nie musi spędzać czasu.
Chciałabym naprawdę mówić, że moje włosy są lśniące i absolutnie piękne, jak to w zwyczaju mają pokazywać kobiety w reklamach, ale kołtuny naturalnie powstają po myciu długich włosów, dlatego po jakimś czasie machania ręką w jedną i drugą stronę, zrobiło mi się naprawdę ciepło. A to dopiero jedna strona głowy.
Podczas triumfalnego końca męczenia się jednym grzebieniem, ten jednak nie daje rady w walce z moimi pasmami i pęka.
Krzywię się specyficznie, jakby to był jedyny sposób wyrażenia emocji.
- Ups - gratuluję sobie samej w myślach i zaciskam usta w wąską kreskę.
Kai wspomniał, że nic mam nie zbić, nie mówił o złamaniu. W każdym razie, gdybym mogła przewidzieć jego reakcję, przyszłoby mi łatwiej w obmyślaniu wytłumaczenia, ale to nie jest otwarta księga, z której można czytać na zawołanie.
Odkładam grzebień w dwóch kawałkach na umywalkę i związuję mokre włosy w byle jakiego koka, aby tylko trzymał się jako tako na głowie. Poprawiam rękawy bluzy, które nieco spadły, a kaptur ułożyłam gładko do tyłu. Zabieram z pralki spodnie, ale gdy je tylko rozkładam, powątpiewam w możliwość utrzymania się ich na mojej sylwetce. I wcale nie chodzi o długość, bo parę razy podwinąć i nawet bym się nie przejmowała, ale obwód w biodrach, choć i tak szczupły, powoduje, że spodnie i tak są za duże. Macham jednak lekceważąco ręką i wkładam to, co mi dano.
Wychodzę z łazienki, ze swoimi mokrymi ubraniami w ręce. Zauważam wiszące rzeczy chłopaka na jednym z grzejników, więc dołączam tam też swoje. W końcu do sypialni nikt nie wchodzi tak na co dzień, więc moje rzeczy nie powinny rzucać się w oczy. Wychodzę do salonu. Kai wygląda na rozluźnionego, zajmując miejsce na sofie i kierując całą swoją uwagę na czarny zeszyt, który trzyma w rękach. Szybko jednak podnosi wzrok.
- Pięknie wyglądasz - nuty sarkazmu i rozbawienia mieszają się ze sobą, więc odpowiadam na nie tylko cichym prychnięciem. Sama uważam, że wyglądam przekomicznie. Ważne, abym nie zabiła się podczas chodzenia.
- Mogłeś się zdobyć na ten komplement w szpitalu, od razu podeszłabym do ciebie z innym nastawieniem - chowam dłonie w rękawy bluzy, która mimowolnie opadała za każdym razem, gdy ją podciągnęłam.
- A z jakim podeszłaś? - nie myślę, aby miało to dla niego jakieś znaczenie, ale i tak decyduję się odpowiedzieć.
- Na pewno niecała w skowronkach. I na pewno nie pomyślałam - O, bardzo miły facet.
- Ty też byłaś w niezłym humorze - kwituje, jakby cała zaistniała wtedy sytuacja była z winy obydwóch stron. Nie ulega jednak wątpliwością, że i ja nie miałam wtedy ochoty na rozmowę z kimkolwiek.
- Fakt. Miałam okropny humor, ale teraz już mi lepiej - rezygnuję z odgryzienia się.
- Przekonałem cię do siebie - przez chwilę mierzę go rozbawionym spojrzeniem.
- A co ci się stało? Włączyłeś tryb romantyka?
- Gdybyś lubiła romantyczność, nie poszłabyś ze mną do knajpy, która swoją drogą jest jedną z najlepszych knajp - siadam po drugiej stronie i dosłownie topię się w materiale bluzy, ale jest mi ciepło i zbyt dobrze, bym miała się przejmować tym. Teraz mogę wyglądać jak siedem nieszczęść.
- Nie jestem za grosz romantyczna, ale tę cechę przypisuje się raczej mężczyznom - sięgam po leżący nieopodal kubek Kaia z nieznajomym mi napojem, ale gdy biorę łyka, rozpoznaję smak grzanego piwa. Zbywam jego uważny wzrok uśmiechem.
- Ja też nie - odpowiada po krótkiej chwili ciszy, kiedy przygląda się, jak smacznie wypijam część jego zawartości kubka.
- Czyli co? Piwo, tytoń, wrzucanie ludzi do fontanny i dobre knajpy? - unoszę brew, mówiąc w sposób, jakbym właśnie składała jakąś obietnicę. Brakuje tylko wyciągnięcia ręki, spisania umowy na papierze i przypieczętowania ją atramentem z krwi.
- Prawdziwi z nas buntownicy - sumuje z tajemniczym błyskiem i lekkim rozbawieniem, tak jakby przez ten czas pozwolił sobie na dodatkowe nieskrępowanie.
- Uważaj, bo przyczepię sobie ćwieki do skórzanej kurtki, zrobię sobie wielki tatuaż na plecach i zmienię mój motocykl na harleya. Nie zapominajmy oczywiście o czarnej bandance przewiązanej przez ramię - podkulam nogi na jego kanapie, rozglądając się ostrożnie po pomieszczeniu, aby bliżej zapoznać się z otoczeniem. Mimo wszystko nadal tu jestem obca. Nadal znam tego chłopaka nie dłużej niż kilka godzin - Zmieniłeś opatrunek? - nie daję mu szansy na odpowiedź.
- Już jedną opiekunkę mam, druga mi nie jest potrzebna - zbywam jego słowa cichym westchnięciem i podnoszę się z kanapy.
- Gdzie masz jakąś apteczkę? - pytam, wychodząc przed niewielki stolik - To nie jest prośba w pytaniu. To raczej nakaz. Opatrunek nie może być długo mokry, chyba nie chcesz znaleźć się znowu w tym samym, szpitalnym gabinecie? Uznaj to... za gest wybaczenia ci głupiego i lekkomyślnego wrzucenia mnie do wody - powstrzymuję uśmiech cisnący się na moją twarz i bez większych oporów przechodzę dalej, aby w najgorszym przypadku zacząć grzebać mu po całym mieszkaniu w poszukiwaniu tego, co muszę znaleźć.

Kai?

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz