- Ana otwórz, proszę - z drzemki, którą odbywałam oparta o drzwi obudził mnie głos nieco pijanego Dymitra. Rozejrzałam się dookoła i w ułamku sekundy wszystkie wydarzenia tego wieczoru wróciły do mnie jak bumerang.
- Odejdź! - krzyknęłam. - Nie chcę cię znać.
- Proszę, chcę pogadać, nic ci nie zrobię - brzmiał naprawdę sensownie, ale jaką ja miałam mieć pewność, że nie mówił tego bym po prostu uwierzyła w jego słowa i go wpuściła?
- O czym ty niby kurwa chcesz ze mną rozmawiać?
- Proszę, daj mi wyjaśnić, myślałem że chcesz tego...
- Czego, być zgwałcona przez ciebie? - poczułam jak po moich policzkach lecą gorące łzy.
- Wpuść mnie, porozmawiajmy normalnie - i nic więcej nie powiedział. Zaklęłam pod nosem, naprawdę, o czym chciał rozmawiać? Że to wcale nie tak, po prostu swoim strojem zasygnalizowałam, że tego chcę, a może miałam się odwdzięczyć za ten wyjazd albo coś innego? To wszystko było takie zagmatwane. A co jeśli jemu było mało i chciał więcej? Wiecznie nie mogłam się ukrywać, w końcu wszędzie znajdowali się znajomi Dymitra i prędzej czy później musiałabym stąd wyjść. Chociaż... skoro on chciał teraz rozmawiać to może powinnam zażądać samolotu do domu, a całej reszcie powiedziałby, że wypadły mi bardzo pilne sprawy rodzinne? To miało prawo wypalić w mniejszym lub większym stopniu. Ale żeby przedstawić mu ten plan musiałabym go wpuścić do środka. Drżąc wstałam spod drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Musiałam być w jakikolwiek sposób przygotowana gdyby chciał ponownie mnie zaatakować. Podeszłam do aneksu kuchennego i wyciągnęłam z szafki największą patelnię jaką znalazłam. Dzięki mojemu mniejszemu wzrostowi i sporej zwinności zawsze miałabym minimalną przewagę, gdyby ten chciał się na mnie rzucić. Takie uderzenie w głowę z patelni powinno było go chociaż na chwilę zdezorientować bym ewentualnie mogła uciec z pomieszczenia.
Z niespokojnym oddechem podeszłam do drzwi, przekręciłam kluczem w zamku i pociągnęłam za klamkę, jednocześnie odsuwając się na kilka metrów do tyłu. Z niemałym przerażeniem spoglądałam na Dymitra, który zataczając się i spoglądając prosto na mnie wszedł do pokoju. Pytająco spojrzał na patelnię, a widząc moją minę uśmiechnął się.
- Ana, ja...
- Rano chcę wrócić do domu - wycedziłam przez zęby, starając się brzmieć jak najmniej przestraszona. - Nie wiem, zorganizuj samolot czy coś, panie wpływowy.
- Aha, czyli teraz przechodzimy na per pan? Tak, panienko Padilla? - warknął, na co z nerwów przełknęłam głośno ślinę. Skąd on... czy ja kiedykolwiek mówiłam mu, jak mam na nazwisko? Czemu do kurwy bogatym ludziom jest łatwiej?
- A jak mam się zwracać, co? Wiesz, jak ja się czuję? - ugryzłam się w język, by jeszcze bardziej się nie rozpłakać. - Nie masz kurwa zielonego pojęcia jak się czuję! Czuję się zabawka, jak rzecz którą można się pobawić i zostawić, wiesz?
Dymitr spoglądał na mnie nie do końca wiedząc co ma odpowiedzieć. Jego uśmiech, który znajdował się na jego twarzy przez ostatnie kilka chwil zniknął.
- Nic nie powiesz teraz, co? A tak chciałeś porozmawiać - westchnęłam. Czując na sobie jego wzrok przeniosłam się w stronę aneksu kuchennego, a na blacie odłożyłam nieszczęsną patelnię. Nie miałam już pomysłu co ze sobą zrobić, a tym bardziej zrobić z nim. Zrezygnowana wzięłam głęboki oddech i usiadłam na krześle cały czas spoglądając się na Dymitra.
Dymitr?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz