5 paź 2020

Od Serafiny do Raydena (16+)

 Białe światło oślepiało mnie coraz bardziej. Policjant stał nade mną, jakby nie wierzył mi w żadne moje słowa. Po trzygodzinnym przesłuchaniu nie miałam siły na nic i słowa zaczęły mi się mieszać. Mężczyzna uderzał palcami o stół i pił co chwilę, na pewno już, zimną kawę. 
- Powiedz mi jeszcze raz. Jak to się stało, że się tam znalazłaś? - zapytał i rozsiadł się wygodnie na krześle.


- Mówię już dziesiąty raz, wracałam do domu. Dziewczyna zatrzymała mnie, próbując wskoczyć na maskę. Musiałam się zatrzymać. Otworzyła drzwi i próbowała mnie wyciągnąć z auta, ale zaczęłam się bronić. Wyjęła nóż i zaczęła nim żałośnie wymachiwać. Trafiła mnie raz, na szczęście tylko w dłoń, gdyż złapałam za ostrze i wyrzuciłam broń gdzieś daleko w krzaki. Próbowała jeszcze wbiec do samochodu, lecz zdążyłam ją złapać za włosy i przewrócić, a później po prostu uciekła... to tyle.
- A może chociaż jakiś dokładniejszy rysopis? - zapytał i wyjął kolejną kartkę.
- Yyy... czarne, krótsze włosy, dość niska, chuda, krzywe palce. Oczy miała ciemne, leciutko przymrużone. Nos miała zadarty, a usta małe, w ciemnoczerwonym kolorze. Tyle pamiętam. - powiedziałam i przymknęłam zmęczone ślepia. 
- Dobrze, to by było na tyle... - zamknął zeszyt i schował do torby.
- Mam jeszcze jedną prośbę... Mój samochód jest u was przeszukiwany, czy dałoby radę mnie podwieźć do domu? Jakbym szła na pieszo, to doszłabym jutro. - zrobiłam lekko przestraszoną, ale błagalną minę. 
- Eh... kochana, ja kończę już zmianę, niby mógłbym Cię podwieźć, ale przydadzą mi się pieniądze na paliwo. - uśmiechnął się, podnosząc jeden kącik ust do góry. Miałam zniesmaczoną minę, ale zdecydowałam się, bo nie widziało mi się iść w nocy na leśnej drodze. Mężczyzna otworzył mi drzwi od sali przesłuchań. Czułam jego wzrok tam, gdzie nie powinien on być. Próbowałam o tym nie myśleć i iść przed siebie, aż w końcu wyszliśmy na parking. Wpuścił mnie na tylne siedzenie i ruszył w stronę miasta. Włączył jakąś smętną muzykę, która zupełnie nie wpadała w mój gust. Po chwili facet zjechał w cichą i ciemną. Sierżant Eric Boston zatrzymał się gwałtownie, zablokował drzwi i przesiadł się do tyłu, przechodząc pomiędzy siedzeniami. Usiadł obok mnie i złapał mnie za nogę, przez co od razu się odsunęłam. Próbowałam rozbić szybę, ale okazałam się być za słaba i tylko obiłam sobie pięści. Kiedy się do mnie zbliżał, odruchowo łzy napłynęły mi do oczu. 
- Będziesz grzeczna? - zapytał, po czym naplułam mu w twarz. Wytarł się, cicho śmiejąc. Spojrzał na mnie drapieżnym wzrokiem. Siedziałam w samym kącie, ale w głębi chciałam się zapaść pod ziemię lub zasypiać, wtulona w w kołdrę z psami w nogach, kotami na parapecie i rżeniem koni... Ale nie, teraz siedziałam w jednym samochodzie z obleśnym policjantem, któremu prawie ślina leciała, jak wpatrywał się w moje ciało. Między nami zostało niecałe pół metra. Problem z tym, że odległość zmniejszała się za szybko, a jego ewidentnie podniecał mój strach... Jebany zbok... Razem ze strachem rósł także mój smutek, a łzy same uwalniały się z oczu szybciej i w większej ilości. 
- Zdejmij to. - wskazał na moją bluzkę. Serce zaczęło mi bardzo szybko bić. Pokręciłam głową. Mężczyzna wyjął paralizator, ale nadal mnie nie złamał, przez co sam rozerwał bluzkę. Zakrywałam się dłońmi, ale facet ścisnął moje ręce i zablokował mi jakąkolwiek możliwość ruchu. Chwycił mnie za pierś i zaczął mocno, nieczule ściskać, co skutkowało ogromnym bólem. Po chwili złapał mnie za dłoń i kazał się masować przez spodnie. Zaraz jednak zdjął pasek, rozpiął rozporek i zmuszał mnie, aby robić to samo bez spodni. 
- Czemu jesteś tak smutna? Nigdy tego nie robiłaś? - zapytał, a ja przecząca poruszyłam głową - Eh, nie będę tykał dziewicy... - na chwilę kamień spadł mi z serca - Co nie znaczy, że dam ci spokój. - uśmiechnął się i w przeciągu chwili złapał mnie za głowę. Przybliżył mnie do siebie i opuszczał moją głowę coraz niżej. Zaciskałam mocno usta, ale policjant wcisnął mi na siłę przyrodzenie. Zaczął ruszać moją głową w górę i w dół. Odruchy wymiotne były tak silne, że w pewnym momencie zaczęłam się dusić, ale mężczyzna był za blisko i wsunął się najgłębiej jak tylko dał radę. Usłyszałam tylko przeciągliwe pomruki rozkoszy. Ciepła, gorzko-słona ciecz wypełniła całe moje usta i gardło. Miałam zamiar zwymiotować od razu po fakcie, ale facet chwycił mnie za żuchwę. 
- A teraz ładnie to połknij... - przyłożył mi paralizator do szyi, przez co nie miałam wyboru, połknęłam wszystko z ogromnym trudem - Grzeczna dziewczynka. A teraz wysiadaj. - nie myśląc dłużej zabrałam resztki bluzki i wybiegłam z auta. Rozglądałam się, ale zupełnie nie znałam tej okolicy. Uznałam, że muszę iść przed siebie. Chwilę później znalazłam się na drodze, otoczonej lasem. Jedyne, co oświetlało owy las, było odległe miasto. Nagle chwyciłam się pierwszego, lepszego drzewa i zwymiotowałam. Chwilę później zaczęłam upadać, a jedyną rzeczą, która ten upadek zamortyzowała, był mech. Zupełna cisza, ale jednak - po chwili usłyszałam warknięcie silnika i odgłos hamowania. Odwróciłam się w stronę hałasu. Moim oczom ukazał się tylko zarys sylwetki, po którym można było stwierdzić, że jest to mężczyzna. Po stwierdzeniu tego faktu zaczęłam się czołgać w stronę lasu, jednak facet był szybszy i wziął mnie na ręce. Żałośnie się szamotałam i próbowałam wyrwać, ale nic mi się nie udawało. Mężczyzna położył mnie na przednim siedzeniu i przykrył kocem. Sam natomiast usiadł za kółko. 

Rayden?

858 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz