30 paź 2020

od Jake'a do Serafiny

Rozglądnąłem się po sklepie zoologicznym, jak ja uwielbiałem ten zapach karm, siana, ciastek i legowisk zmieszanych razem. No dobra, gdzie są kości do gryzienia?, pomyślałem. W pamięci miałem miejsce ze stoiskiem przy oknie po prawej stronie, ale znów ktoś je przeniósł. Poszukiwania kości czas zacząć. 
Minąłem dział z karmami, pomyślałem oczywiście czy jeszcze mam w domu karmę, ale uspokoiłem tą myśl, bo dopiero co dużą paczkę kupiłem, kolejny dział ze smyczami i obrożami, tego nie trzeba, zabawki i środki do pielęgnacji, w sumie może wezmę szczotkę? Ta co mam jest jeszcze ok, tylko, że zbiera mało włosów i Sully gubi ich niemiłosiernie dużo. Chwyciłem w ręce opakowanie ze szczotką, która miała metalowe zęby. Z tyłu przeczytałem krótki opis, który zapewniał o swojej doskonałości i skuteczności. Czemu nie, pomyślałem, wypróbuje. 
Minąłem jeszcze dwa działy i w końcu znalazłem stoisko z gryzakami. A więc teraz tutaj będą stały... Do wyboru były trzy rodzaje: drobiowe, wieprzowe i wołowe. Zastanawiałem się nad dwoma ostatnimi, Sully raczej wybredny nie jest, ale ja staram się mu dawać najlepsze rzeczy. Zabrałem kość wieprzową i udałem się do kasy. Będzie miał cały dzień zajęcia i nic innego go nie będzie interesować. Zapłaciłem za obydwie rzeczy i wzrok mi utkwił na wizytówce ze zdjęciem schroniska. Czy to przypadkiem nie ta młoda dziewczyna je tutaj zostawiła? Odwróciłem kartkę, a tam był adres i dojazd na miejsce. Rozczuliłem się na zdjęcie smutnych psich pyszczków za kratami. Od razu przypomniał mi sie widok mojego psa, którego znalazłem na ulicy, miał identyczny wyraz mordy jak te na zdjęciu. Może jednak by pojechać i spotkać się z tymi biedakami? Chociażby pobyć pośród nich i uszczęśliwić pieszczotami, znając mnie to wszystkie bym przygarnął bez wyjątku. 
Wrzuciłem zakupy do plecaka i wyszedłem ze sklepu, trzymałem w dłoniach tą wizytówkę i chciałem domyślić się w międzyczasie gdzie się znajduje schronisko. Kątem oka dostrzegłem tą dziewczynę.
- Pracuje Pani w schronisku? - spytałem nie odrywając wzroku od małej karteczki.
- Tak... zbieram chętnych na zwierzaki, ale cisza... Może pan chciałby pojechać, obejrzeć, może coś by się panu spodobało?
Pogłaskałem Sully'ego po głowie i pochwaliłem za cierpliwe czekanie. Ten od razu wyniuchał coś dobrego w plecaku, spryciarz. 
- To jest daleko stąd? - spytałem
- Dokładnie za miastem.... pierwsza uliczka w lewo i cały czas prosto - wyjaśniła 
Miałem wrażenie, że się mnie boi, pewnie przez mój wyraz twarzy, nic na to nie mogłem poradzić. Mogła sobie myśleć w tej chwili o mnie wszystko, miała prawo, bo była z dobre 10 lat młodsza. 
- Chętnie przyjadę i mnie oprowadzisz - schowałem wizytówkę do kieszeni
- Dziękuje - uśmiechnęła się lekko - piękny owczarek - dodała
Wystarczyło, że spojrzała na psa miłym wzrokiem to ten już podszedł i z merdającym ogonem nastawił jej tyłek do drapania. Nie odmówiła mu tego i całego wygłaskała, aż położył się na plecach. Mił było patrzeć na szczęśliwego zwierzaka. Schowałem dłonie w kieszenie i obserwowałem ich pieszczoty, dziewczyna musiała naprawde darzyć uczuciem zwierzęta, skoro same do niej idą. 
- Przepraszam, ale jest taki kochany i nie umiem odmówić żadnemu... - powiedziała wciąż drapiąc Sully'ego pod brodą
- Nie mam nic przeciwko - powiedziałem   
Jeszcze przez parę sekund dostarczyła mu pieszczot i wstała na proste nogi.
- W takim razie widzimy się w schronisku - podsumowała i uśmiechnęła się
Chciałem odwzajemnić jej uśmiech, ale nie umiałem, coś mnie blokowało albo zwyczajnie wszelkie emocje we mnie wygasły na dobre. 
- Do zobaczenia - powiedziałem jedynie 
Może by tak wziąć drugiego psa? Mam duży teren, jezioro na tyłach, piesek miałby się dobrze, tylko czy Sully nie będzie zazdrosny... Postanowiłem, że pojedziemy tam razem i być może z którymś się zaprzyjaźni. 
Wróciliśmy do domu i sprawdziłem spis aut do naprawy - dziś akurat nic nie miałem do roboty, dopiero jutro dowiozą mi części na sprzedaż i trzy auta do naprawy. Ze spokojem mogłem jechać do schroniska i przyglądnąć się cudnym mordkom. 
- Sully chcesz mieć kolegę? - spytałem 
Pies przekrzywił głowę ale po chwili zaczął machać ogonem. 
- Miałbyś swojego przyjaciela, gdyby mnie nie było w domu
Podszedł bliżej i oblizał się, to był jeden z jego sygnałów, że chce ciastko. Przypomniałem sobie o kości w moim plecaku, tak mnie pochłonął temat o schronisku, że zapomniałem o zakupach. Wręczyłem psu gryzaka, a ten natychmiast pobiegł na swoje legowisko na końcu warsztatu i zaczął ostrzyć na nim zęby. Ja w tym czasie wziąłem gazetę i poczytałem o wydarzeniach na świecie.
Jakieś 30 minut później Sully wziął w pysk na wpół zjedzoną kość i schował na dolną półkę obok swojego materaca, pewnie na później. 
- Gotowy na odwiedziny w schronisku? - spytałem 
Ten pomachał ogonem i nastawił uszy, to na pewno oznaczało ''tak''. 
Zabrałem plecak, w który wrzuciłem kilka przysmaków dla psów, wodę, telefon, klucze i portfel, a także na tylne siedzenie samochodu koce na chłodniejsze dni i zabawki typu piłki czy też pluszaki. Na pewno im się przydadzą bardziej niż żeby leżały w kącie i się kurzyły. 
Otworzyłem drzwi od kierowcy i pierwszy jak zwykle wskoczył Sully siadając na miejscu pasażera. Przypuszczam, że nie wytrzymałby na tyłach. Zasiadłem za kierownicą, pojawił mi się urywek wspomnienia, gdy ojciec siedzący za kółkiem stracił panowanie i nastąpiło zderzenie. Zamarłem, wpatrując się w puste pole naprzeciwko siebie i tylko oddychałem. Gorzej bym się czuł siedząc na miejscu pasażera, ale będąc teraz tutaj mogłem wczuć się kolejny raz w rolę taty i zobaczyć co on czuł w chwili wypadku. Całe to zdarzenie przelatywało mi przed oczami za każdym razem, kiedy wsiadałem do samochodu, z tego powodu nigdy nie siadam na fotel obok kierowcy, bo moge dostać ataku paniki.
Przekręciłem klucz i ruszyliśmy z miejsca, chwyciłem w rękę wizytówkę z dokładnym planem dojazdu. Za miastem, pomyślałem rozglądając się na boki po opuszczeniu wszelkich budynków. Kilka metrów dalej zauważyłem uliczkę w lewo i później cały czas jechać prosto, tak też zrobiłem. Z prawej strony powoli zaczęła się ujawniać brama i napis ''schronisko'', w tej chwili wiedziałem, że dotarłem na miejsce. Zaparkowałem naprzeciwko wjazdu i wysiedliśmy z auta. Od razu na wejściu przywitały nas dwa śliczne kundelki biegające luzem po terenie, ten widok sprawił, że lekko się uśmiechnąłem. Sully powoli się z nimi obwąchał, ale chyba mu nie pasowały, bo były zbyt ruchliwe. Dziewczyna, którą poznałem przy sklepie zoologicznym otworzyła nam drzwi i wpuściła do środka.
- Miło, że przyjechaliście - zawołała radośnie
- Nie odpuściłbym okazji 
Spojrzałem w dół, a te dwa kundelki obskakiwały mi buty ze szczęścia i chciały być kochane przez każdego, kto tu przyjeżdża. Wziąłem jednego na ręce, a ten natychmiast się we mnie wtulił.
- Nie przedstawiłam się, jestem Serafina 
- Jake, a to Sully - wskazałem na owczarka
Podrapałem kundelka pod brodą, chyba zasnął z wrażenia, że ktoś go przytulił, miłe uczucie naprawdę. Drugi pobiegł gdzieś na drugą stronę schroniska pozaczepiać inne psy. 
- Oprowadzę was - zaproponowała - możemy zacząć od tej strony - skierowała się w kierunku kojców ze średnimi psami 
Sully na razie nie był nikim zainteresowany, tylko szedł za mną i ewentualnie powąchał się z kimś przez 3 sekundy po czym odszedł. Nagle mój wzrok utkwił w wychudzonym i wystraszonym młodym pitbullu, był koloru kremowo-białego, a po oczach od razu zauważyłem strach. Spojrzałem wyżej na kartkę z jego danymi: suczka Holi, uratowana z rozpadającego się domu po pożarze, 1,5 roku. Im dłużej to czytałem to miałem coraz bliżej łzy w oczach. Popatrzałem jeszcze raz na sunie, ale teraz była mnie ciekawa i powoli przysuwała się coraz bliżej. Zaskoczyła mnie zmiana jej podejścia, nie chciałem tego przerywać i usiadłem przy kratach jak najbliżej. Sully siedział obok i również obserwował wszystko z zaciekawieniem. Holi była już prawie przy nas, zrobiła jeszcze kilka kroków i mogłem w pełni zobaczyć jej niemal wszystkie wystające żebra z kręgosłupem. Wolontariusze na pewno o nią dbają i starają się aby wróciła do pełni sił i wyglądu. 
- Ona pierwszy raz zbliżyła się do kogoś obcego - usłyszałem za sobą głos Serafiny
Sully obwąchał się z nią i zaczęli machać końcówkami ogonów, chyba znaleźliśmy naszego nowego przyjaciela. 
- Wezmę ją - podniosłem się z ziemi i podałem dziewczynie śpiącego kundelka 
- Mam coś więcej o niej powiedzieć? - spytała - nie zawsze się dogaduje z innymi psami, ale widzę, że z twoim już się zaprzyjaźniła... Jest jeszcze młoda i wymaga treningów na posłuszeństwo
- Jej raczej trzeba zaufania i miłości - powiedziałem i pogłaskałem ją po szyi, podobało jej się



(Serafina?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz