13 maj 2020

jak to się zaczęło, czyli...

...drugie urodziny Avenley River.


     Każdego dnia ktoś obchodzi urodziny. Niektórzy celebrują je bardziej, niektórzy za nimi nie przepadają, bo znajomi pamiętają o nich tylko dzięki Facebookowemu przypomnieniu. Znacie nas — nie zignorowałybyśmy trzynastego maja, siłą rzeczy to pewnego rodzaju święto, jak czystka, podsumowanie, a może nawet ważniejsze, w końcu... gdyby nie to, nie byłoby niczego. Dotychczas starałyśmy się robić większe akcje, jak zeszłoroczna z rysunkami, jednak w tym roku postanowiłyśmy postawić na coś innego. Każda z nas napisała parę słów od siebie.



⸻⸻⸻

Season 5 supernatural dean winchester GIF - Find on GIFER

„HOME IS NOT A PLACE, IT'S A FEELING.”

Powiem wprost: nie ma bardziej godnej podziwu rzeczy w blogosferze niż to, że blog obchodzi drugie urodziny. Avenley River od dziś jest staruszką... czy staruszkiem, a my, zebrane w nim jednostki, możemy być z siebie dumni, gdyż wszyscy jesteśmy jedną, wielką, dysfunkcyjną rodziną, którą kocham. Kochani, to właśnie my stworzyliśmy to, co dzisiaj obserwujemy, pomimo spadków wyświetleń. Nie ja, nie Lou, nie Brooke, nie pan Andrzej z naprzeciwka, tylko my — cała blogowa społeczność. Nie jesteśmy już tą samą grupą, co kiedyś, nie da się ukryć, jednak to nie zmienia niczego. Pomimo tęsknoty za starymi partnerami w zbrodni, dziękujemy również wam, nowi członkowie, a także wielka brawa należą się stałym bywalcom, bo bez nich nie byłoby niczego. Nie wiem nawet, od czego zacząć. To wielka okazja dla mnie, by móc już po raz drugi podziękować wam za wszystko. Za motywację, jaką dajecie, i jaka nie pozwalała zamknąć bloga, co ukazuje również wasz niesamowity upór i walkę. Za liczne rozmowy, głupie i mądrzejsze, za wiele uśmiechów i za poważniejsze tematy, za gry w nigdy przenigdy, w których wychodziły brudy nawet najczystszych osób! Dziękuję ogromnie za zaufanie, bo rozmawiacie i słuchacie o rzeczach, które powierza się przyjaciołom — my, administratorki, również to robimy. A ja sama z pewnością mogę stwierdzić, że dzięki temu kawałkowi internetu odnalazłam naprawdę bardzo wartościowe, cudowne osoby, z którymi mam kontakt do teraz, pomimo iż nie wszyscy już są częścią Avenley. Nie umiem podziękować każdemu z osobna — ten post kieruję do wszystkich. Do moich kochanych współadminek, do was, członków, ponieważ wszyscy dołożyliście cegiełkę do mojego życia oraz niewątpliwie do życia bloga. Jest mi niezmiernie miło, że mogę po raz kolejny pisać ten post, dziękować wam, a przede wszystkim polepszać z wami nasze wielkie dzieło.  Pamiętam każdy lepszy i gorszy okres tego bloga, każdą dodaną postać, nowego członka, także wiem, na jak wiele nas stać i czego możemy jeszcze dokonać, bo, uwaga, na tym roku nasza kadencja nie zamierza się kończyć. Trzymajcie się zdrowi, silni, napełnieni weną oraz szczęśliwi. Liczę, że trzeci roczek również nam wybije. I pamiętajcie — bez was Avenley jest niczym. ♥

hey lunatic discovered by You Must Love Me! on We Heart It

Całuski od Candice

⸻⸻⸻

   Kto by pomyślał, że to już dwa lata, odkąd został otwarty blog, który tak wiele wniósł do mojego marnego życia? Podpowiedź, na pewno nie ja, bo jestem człowiekiem, który nie ogarnia swoim niewielkim umysłem istoty prędkości płynącego czasu. A jednocześnie należę do tego rodzaju osób, które potrzebują w swoim życiu takiego małego, bezpiecznego kąta, w którym mogą bez przeszkód wyrażać siebie i nie obawiać się, że zostaną zjechane za to, kim są oraz z czego czerpią radość.
   Tym właśnie stało się dla mnie Avenley River. Moją prywatną ostoją, miejscem, gdzie każdego dnia zaglądałam z uśmiechem na twarzy i cieszyłam się z tego, że mogę być częścią tej cudownej społeczności. Jako osoba zaangażowana w to wszystko od początku, czułam radość, widząc, jak blog się rozwija i zbiera pozytywny odbiór osób z zewnątrz. Przez te dwa lata poznałam tu naprawdę wspaniałe osoby. Części z nich już z nami nie ma, niektórzy dzielnie trzymają się na tym statku dalej, ale wspomnienia o każdym z nich z pewnością zostaną ze mną na długo. Chociaż nie zawsze można było spotkać mnie aktywną, zawsze czuwałam i starałam się brać udział w dyskusjach, wpierw na chacie, później discordzie. Czułam, że jestem częścią tego bloga. Do tej pory pamiętam wszystkie plany na postaci, których zawsze było jakoś zbyt wiele na moje możliwości, jakże oryginalne shipy, memy, które były jednym z głównych filarów naszego discorda, nowych członków, z czego każdy pozostawił po sobie jakiś ślad. I chociaż rzeczy się zmieniały i nawet mi zdarzyło się odejść od Was na pewien okres czasu, nigdy nie przestałam tęsknić za tym miejscem i zrozumiałam, że to mój dom. Może i w ostatnim czasie jest mniejsza aktywność, ludzi trochę ubyło. I co z tego? Takie momenty się zdarzają i nieważne, co jeszcze się zadzieje, ja zawsze będę wspominać Avenley River pozytywnie. Jako coś więcej niż zwykły, kolejny blog z rzędu. Przewinęłam się przez wiele z nich i rzadko kiedy przywiązywałam się do jakiegoś. W tym przypadku jest inaczej. Zrozumiałam to niejednokrotnie. Wiem, że nie jestem w stanie kiedykolwiek opuścić tej małej rodzinki ani tego wyrzuconego daleko w przyszłość świata, bo niezmiernie mi na nim zależy. Kocham to miejsce. I skoro po dwóch latach nadal mam tę możliwość, aby przy Was trwać, to jest to czas, aby wyrazić moją wdzięczność, bo jest ona ogromna.

Dziękuję.

Za wszystko. Naprawdę. Za zarówno piękne, wywołujące we mnie śmiech i radość chwile, jak i te, w których nie czułam się za dobrze. Za wszystkie wątki, nawet te niezrealizowane czy przerwane, których planowanie było naprawdę cudownym doświadczeniem. Za shipy, którymi dosłownie żyłam i za to, że w każdej chwili mogłam wejść na chat, discord, i poczuć się bardziej jak w domu niż w tym realnym. Dziękuję wszystkim członkom, byłym, obecnym, razem i z osobna za dokładanie własnych cegiełek do stworzenia tego miejsca, Domu przez duże D. Nieważne, przez jaki okres czasu, ale wszyscy byliśmy razem rodzinką i dziękuję za to, że mogłam przez cały ten czas liczyć na Wasze wsparcie. Dziękuję za wszystkie rozmowy, które rozjaśniały mi dzień, za memy, za wspólnie spędzony czas. Za to, że byliście. Że jesteście nadal. To tu spędziłam dwa lata, z początku będąc tylko głupią gówniarą, jak często lubię powtarzać, a później wyrastając na osobę, która naprawdę wiele lekcji wyciągnęła z tego, co ją tu spotkało. Naprawdę nie ma we mnie słów, które byłyby w stanie wyrazić moją wdzięczność za wszystko, co tu razem przeżyliśmy. Liczę na to, że jeszcze wiele wspólnych, cudownych momentów przed nami, a nasz skład nie rozpadnie się tak szybko, a wręcz powiększy. Nie stańcie się zbyt szybko somebody that I used to know.
   Na koniec, mój największy szacunek należy się naszym adminkom, które przez kawał czasu wspólnie dbały o bloga, starały się, by było Wam tu jak najlepiej i nie dopuściły do jego upadku. Rozwijały to miejsce, pilnowały porządku i poświęcały swój czas, by być tu z Wami. Dziękuję Wam za to, że nie poddałyście się nawet w chwilach kryzysu i nadal dzielnie trzymacie swoją wartę.
   Nie lubię wytykać palcami, ale w tym wypadku chyba należy mi wybaczyć. Bezsprzecznie na największe podziękowanie zasługuje osoba, bez której to miejsce nigdy by nie powstało. Lou, czy jakkolwiek chcesz, by cię teraz nazywano. Wiesz, że zawsze wierzyłam w Avenley River i w to, że będzie ono twoim sukcesem. Dziękuję, że mimo wahań zdecydowałaś się otworzyć to miejsce i włożyłaś w nie całe swoje serce, tworząc przestrzeń, którą tak wiele osób pokochało i nazwało swoim domem. Możesz być z siebie dumna, tylko spójrz na to, co osiągnęłaś. Dziękuję za możliwość bycia częścią tego. Naprawdę.
   Dziękuję Wam wszystkim raz jeszcze.

Kocham Was wszystkich razy 3000.

~Oczywiście, że Brooke


Ian Mikey GIF | Gfycat

⸻⸻⸻

     Teraz moja kolej, parę słów na koniec.
     Gdyby policzyć, ile razy zabierałam się za napisanie tego krótkiego, aczkolwiek, według pierwotnego zamysłu, bogatego w treść tekstu, prawdopodobnie brakłoby mi palców u ręki i musiałabym wesprzeć się drugą, a jeśli i to byłoby za mało, liczyć, o zgrozo, w pamięci. Obsesyjnie poprawiam szyk w zdaniu, zmieniam powtarzające się wyrazy, pilnuję, czy nie uciekł mi gdzieś przecinek, koniec końców wrzucę to w internetową korektę, tak dla pewności, czy wszystko jest w porządku. I wiecie co? To nie powinno być nic dziwnego, w końcu robię to od lat, post za postem, pisząc dla Was o tym, ile postów opublikowaliśmy, jaki event przewidujemy na następny miesiąc, kto wyświetlał naszego bloga. A jednak… nie jest tak łatwo, jak się spodziewałam. Nie będziemy płakać, nie wyjmujcie chusteczek, nie będzie Wam przykro, macie moje słowo.
     W zeszłym roku dziękowałyśmy wszystkim z osobna. Mimo że dzisiaj nie zobaczycie podobnego wywodu, chcę, żebyście wiedzieli, iż to, co mówię, co powiedzą dziewczyny, kierujemy do każdego z Was — z małym stażem, z dużym, starszych, młodszych — każdego, kogo noga przekroczyła umowny próg Avenley River, kto zatracił się w tym świecie albo nie wciągnął tak mocno, jak my, to nie jest istotne. Dajcie mi światło, błysk reflektorów, mikrofon i pozwólcie zwięźle udowodnić, że nie znajdziecie osoby, która tak mocno by Was kochała, jednocześnie prawie Was nie znając.
     Blogi są dziwnymi miejscami, powiedzmy to sobie wprost. Wchodzisz, siedzisz na nich chwilę, a potem, kiedy chcesz wyjść, okazuje się, że minęło siedem lat i nie ma odwrotu, że nie potrafisz zostawić tych wszystkich ludzi, których dane ci było poznać na przestrzeni wielu, wielu miesięcy. Czekacie na zwrot akcji, ale, szczerze, w przypadku Avenley River nie było inaczej, w żadnym wypadku. Ba!, było jeszcze gorzej, ponieważ na zżycie się z pierwszymi członkami potrzebowałam… ilu? Paru tygodni? Miesięcy? Nie, właściwie nie, to była chwila. Zanim się obejrzałam, była już dwudziesta trzecia, a ja śmiałam się z Waszą szóstką z obwodu koła, spódnycy, kamyli i wszystkich tych absurdalnych rzeczy, które na dłuższą metę nie miały sensu, ale bawiły nas jak diabli i wiecie co? Nadal się uśmiecham. Wracam do tego przy okazji każdego posta, więc jestem w stanie zrozumieć, że to może być niezręczne dla tych, którzy dołączyli do nas w ubiegłym, 2019 roku. Dlatego zmieniam repertuar.
     Wszyscy wiecie, kim jestem i że chociaż tego nie lubię, czasami czuję potrzebę powiedzenie czegoś o sobie, opowiedzenia o rzeczy, która tkwiła we mnie i tkwiła, czekając na odpowiedni moment. To chyba ten moment, czas wysiąść z bezpiecznego autobusu prowadzącego do krainy odcinania życia wirtualnego od rzeczywistego i podziękować Wam wszystkim za to, że jesteście. Po prostu. Za Waszą obecność na blogu i na Discordzie, za to, że byliście, jesteście i, mam szczerą nadzieję, że będziecie. Dwa lata, patrząc obiektywnie, to nic. W ciągu tych dwóch lat autorzy na Avenley zmieniali się jak w kalejdoskopie, raz była nas garstka, raz cała armia, ale zawsze żywiłam wobec wszystkich taki sam szacunek i byłam najzwyczajniej w świecie szczęśliwa, iż jeszcze nie rzuciliście tego w cholerę, pomimo wszystkich niesnasek na liniach autor-autor albo administrator-autor. Do czego właściwie dążę? Wiecie, jak to ze mną bywa, leję wodę, żeby jak najpóźniej dotrzeć do sedna sprawy. Ale tak naprawdę wiemy, o co chodzi.
     Siłą rzeczy, to, co działo się tutaj przez te dwa lata, w pewnym sensie ukształtowało moją osobowość. I cieszę się, że to właśnie Wy mieliście na to wpływ.
     Bez wahania przyznam, że gdyby nie znakomita większość z Was, nie byłabym tym, kim aktualnie jestem. Zapewne miałabym lepsze poczucie humoru, ponieważ to z każdym postem, gdzie na siłę starałam się wpychać swoje nieśmieszne żarciki, stawał się coraz gorszy, byłabym jeszcze bardziej nieodpowiedzialna, niż jestem aktualnie i nie wiedziałabym wielu, wielu rzeczy, o których zwykliście mnie uświadamiać, kiedy się myliłam i w dalszym ciągu mylę. Wiele Wam zawdzięczam, nie tylko tym kilku literkom ułożonym w nicki, tylko osobom siedzącym po drugiej stronie ekranu.
     Mogliście odnieść mylne wrażenie, ale tu nigdy nie chodziło o cyferki. Liczba postów w danym miesiącu to tylko ozdoba, z której możemy być dumne, jeśli osiągnie określoną wartość, nic poza tym. Liczba członków, autorów, to też funkcjonuje, jednak w praktyce… w praktyce nie do końca się liczy. To, co cenię w blogach najbardziej, to obecność i rozmowy, bez względu na to, czy między dwoma, trzema autorami, czy nawet dziesięcioma. Wspaniałe wątki — po to tu jesteśmy, żeby planować, pisać i na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości, z taką myślą otwierałam Avenley River i z tą samą piszę dla Was te słowa.
     Chciałabym powiedzieć coś jeszcze, zanim skończę, zanim się rozejdziemy i wrócimy do swoich zajęć. Zastanawiałam się, w jakiej formie to zrobić, w końcu obiecałam rajd na administrację, ale wszyscy wiemy, że obrażam Altheę i Brooke cały bity rok. Dlatego dzisiaj będzie miło.
     Alth (Candice…), bo od Ciebie chcę zacząć, jesteś wspaniała. Po prostu. Siedzisz tu z nami drugi rok i wytrzymujesz, to powinno mówić wszystko. Masz cierpliwość, kiedy mówię, że coś zrobię, a tego nie robię, dbasz o nas wszystkich, aktualizujesz te rzadko kiedy odwiedzane zakładki i, cholera, zasługujesz na awans i podwyżkę, ale nie ma już nic wyżej. Nie jesteś tylko administratorem. Jesteś naszą przyjaciółką, która wprowadziła nas w magiczny świat Fitnessek, osobą, która zawsze wysłucha i pocieszy, jeśli zajdzie taka konieczność, przyszłą matematyczką, utalentowanym grafikiem i świetnym fotografem. Jesteś kimś, bez kogo nie byłoby Avenley River. Mówiłam Wam, że nie wiem, jak to powiedzieć i w dalszym ciągu mam z tym problem.
     Ps. nie oszukujmy się, dla mnie zawsze będziesz Althyą, a nie jakąś Candice.


     Brooks, ty gorsza trzecia połowo (co?) administracji, dla równowagi świata muszę Ci trochę posłodzić, żebyś się nie obraziła. Tak na poważnie, wiesz co, ja tak gadam i gadam, ale bez Ciebie n a p r a w d ę nie byłoby Avenley River. Pomijając fakt, że gdybyś się nie pojawiła, najpewniej nigdy nie wpadłabym na pomysł stworzenia takiego bloga, to Ty przekonałaś mnie, iż warto spróbować jeszcze raz, pomimo kilku dosyć... nieudanych prób. Popatrz, minęły już dwa lata, odkąd na blogu pojawiła się Kelly i Mallory, które w przyszłości miały stworzyć coś dziwnego z Jonathanem i April. Kupa czasu. Pamiętam, jak betowałaś nam tu na początku, adminowałaś parę miesięcy, a później przepadłaś jak kamień w wodzie, z jasnych dla większości powodów. Od kwietnia mamy Cię tu z powrotem, jako administratora i… tak. Robisz swoje, wszyscy robimy swoje, wszystko jest w porządku. Ty też jesteś wspaniała i mówię to z trudem, te słowa ledwo przeszły mi przez gardło, ale nie ma nikogo oszukiwać — nie dość, że świetnie piszesz, to jeszcze robisz wszystko, co w Twojej mocy, żeby Avenley żyło i miało się naprawdę dobrze.


     Avenley River, to do Was wszystkich, każdego z osobna. Jesteście najwspanialszymi ludźmi na świecie i nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej, bo to nieprawda. Bez względu na to, do jakiej grupy społecznej należycie, co lubicie, jakiej muzyki słuchacie albo jakich filmów nie lubicie, wiedzcie, iż gdzieś w sieci jest miejsce, w którym będziemy Was wspierać bez względu na wszystko. To tylko blog, tylko nasz mały serwer na Discordzie, ale wykorzystajmy fakt jego istnienia jak najlepiej.
     Kocham Was najmocniej na świecie.
     Keep going, zobaczymy się za rok. Jeszcze nie wiem, jaką formę przybierze przyszłoroczny post, ale to problem Lou, Alth i Brooks z przyszłości.


ja

2 komentarze: