19 maj 2020

Od Catona C.D Leah

Dźwięk zamykanych drzwi, jakiego nie przewidziałem, wyrywa mnie ze skupienia. A o skupienie jest cholernie trudno z dwiema opadającymi na raz powiekami. Ledwo powstrzymuję nagłe naburmuszenie i wędruję wzrokiem ku wysokiej blondynce, która, łapiąc moje spojrzenie, uśmiecha się tak szeroko, jakby właśnie występowała w reklamie. Nic nie hamuje mnie przed leniwym oparciem się o kant biurka.

— Witam, czy mogę zabrać panu chwilkę?
— Nawet i trzy. — Uśmiecham się, bez reszty ukazując urok swojej twarzy, byleby odwrócić uwagę od braku chęci do życia i zmęczenia, które powoduje, że chcę bez względu na wszystko paść na ławkę.
— Świetnie. Więc zaczynam — odchrząkuje i zatapia wzrok w pliku kartek — dnia dwudziestego trzeciego września organizowane jest ognisko trzydniowe dla klas czwartych. Chętnych zachęcam do uzupełnienia karteczek już teraz i oddania mi ich, koszty nie są wysokie, bo zaledwie dwadzieścia pięć avarów.
— Och, uwielbiam biwaki, szkoda tylko, że czwartoklasistą byłem parę lat temu — wtrącam się z rozbawieniem, przenosząc spojrzenie na klasę, by odszukać śladowe ilości zainteresowania. Czuję w kościach, że babka nie dostanie wielu kartek, ale kto wie, może ktoś się jeszcze zastanowi i zgodzi się wyjechać na weekend, niż jakby spędzić go na laptopie w pokoju czy na libacji alkoholowej.
— Naprawdę? Mogłabym przysiąc, że pan jest uczniem — zaniosła się śmiechem, do czego sam się delikatnie przymuszam, ale i tak wyszło w miarę szczerze. — Z tego, co wiem, opiekunowie klas to będą wychowawcy, więc nic straconego, panie Wadsworth.
— Dobrze dowiadywać się na końcu — odpieram, śmiejąc się nerwowo i niemal zagryzając skuwkę od długopisu. — Jakieś dodatkowe informacje? Gdzie ten biwak?
— Pozwoli pan, że rozdam karteczki z informacjami. Na broszurach jest miejsce na dane chętnego, gdzie możecie zgłaszać się od razu. — Przecina salę raz po raz, wzdłuż i wszerz, obdarowując każdego kartką z takim uśmiechem, jakby właśnie dawała prezent bożonarodzeniowy. — Biwak jest organizowany za małą mieściną, Willnox, około trzydziestu kilometrów za Avenley. To bezpieczny, wyznaczony do biwakowania teren.
— To, czy będzie bezpieczny zależy w głównej mierze od uczniów, ale myślę, że ci tutaj całkiem-całkiem potrafią się zachować. — Małe kłamstwo. Klaszczę w dłonie i spoglądam wyczekująco na klasę. — Dobra, to krótki temat. Kto nie boi się żywej natury, boreliozy, dzikich zwierząt i siusiania do krzaków?
Szmery przetaczają się szybko po sali, niemal w tempie rozpowiadanej plotki. Na pierwszy ogień rękę podnoszą Tyler z Michaelem, to nic zadziwiającego. W ślad za nimi idzie grupka dziewczyn z prawej strony sali, do tego paru chłopaków spod okien, aż koniec końców zbiera się całkiem pokaźna liczba uczniów, którym kobieta na obcasach rozdaje broszury. Co najdziwniejsze, ale nie mogę powiedzieć, że nie zadowalające, to nasza najnowsza zdobycz Leah Solberg także unosi dłoń. Z neutralnym, wręcz posępnym wyrazem twarzy, ale, hej, kto cieszy się i skacze z radości, zgłaszając się na coś tak oczywistego i naturalnego, jak wycieczka integracyjna? Najważniejsze, że się zgodziła, nieważne co za tym stoi.
Potem dowiaduję się, że opiekunem będę wraz z wysysającą energię profesorką od historii i Flickermanem od biologii, czyli lepsze to niż nic, choć dobrze wiem, że ta pierwsza, która swoją drogą uczyła i mnie, będzie narzekać na wszystko, co się rusza. Nawet na najbardziej normalne nastoletnie zachowania. Warto jednak mieć na uwadze, że wszyscy mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi, ale nie zapominajmy też, że jakieś normy moralne w szkole obowiązują, poza nią, na wycieczkach, również. Po cichu liczę po prostu, że żaden dziki seks nie będzie rozgrywał się obok mojego namiotu ani że nie będę musiał kończyć libacji w środku lasu. Wracając. Do biwaku został niespełna tydzień, bo wyruszyć mieliśmy w piątek, a wrócić w niedzielę.
Kiedy lekcja dobiega końca i wszyscy w pośpiechu wychodzą z sali, ja drepczę do ławki Leah, zanim zdąży ulotnić się stąd jak mgła i nie pozostanie po niej ślad, kiedy zniknie w tłumie uczniów. Tak się składa, że powoli kończymy materiał z pierwszych lat, a to głównie dlatego, że okroiłem go do tego stopnia, by skupiała się głównie na zagadnieniach egzaminacyjnych.
— Leah — zwracam tym jej uwagę i pokazuję wzrokiem na plik kartek w mojej dłoni — tu masz resztę zagadnień. Kiedy wykujesz to perfekcyjnie, będziesz człowiekiem wolnym. — Uśmiecham się zawadiacko. — No, częściowo wolnym, bo dupę będą zawracać ci nowe zagadnienia z aktualnego materiału. Smacznego. — Podaję jej arkusz, który małostkowo przegląda, kiedy opieram się otwartymi dłońmi o jej ławkę.
— Dobrze. Zgłoszę się, gdy przyswoję wszystko — mówi, uprzedzając mnie.
— Poza tym — rzucam nagle — cieszę się, że zgłosiłaś się na biwak. Twoje relacje z rówieśnikami wyglądają bardzo źle, neutralnie, czy już całkiem przyzwoicie? Wiem, że ci nie zależy na tym, ale nadal chcę się dowiedzieć. W końcu taka rola wychowawcy, no nie?
— Czasem porozmawiamy, czasem nie — wzrusza ramionami. — Nie jestem tu po to, żeby szukać przyjaciół, ale to wszyscy wiedzą. Więc przyzwoicie — dodaje.
Unoszę jedną brew.
— Zostajesz w tym mieście, prawda? — dopytuję, ciekawski, za co powinienem ewidentnie trafić do klatki z samym Lucyferem. — Nie przeszkadza ci więc samotność w przyszłości? Twój dystans do ludzi jest po prostu zastanawiający. Nie przyjmuj tego, Broń Boże, źle. Nie to, żebym wykorzystywał bycie nauczycielem jako pretekst do wyciągnięcia z ciebie informacji o sobie. Ale uwierz, to ciekawy sposób, nierzadko skuteczny, więc może i tym razem — uśmiecham się szelmowsko.
W sali zostajemy sami. Ostatnie trzaśnięcie drzwiami i stłumione odgłosy uczniów przemierzających korytarz utwierdzają mnie w tym.
— Kto powiedział, że będę samotna? Mało znajomości utrzymuje się czy po liceum, czy po technikum. Tym bardziej, że wcale nie czuję się samotna. Do kogo nie mam dystansu, do tego nie mam — odpiera.
— Skoro nie czujesz się samotna, to dobrze, nawet bardzo. Po twojej minie nie mogę wiele wywnioskować, dlatego wybacz liczne pytania, ale jesteś jak dla mnie zagadką. — Uśmiecham się pokrzepiająco, tylko w małym tego procencie zawstydzony, nie wiem właściwie czym.
Jest w niej coś, co sprawia, że cały mój mechanizm emocjonalny pracuje jak po zasileniu go łopatami węgla, jakkolwiek to brzmi.
— Więc chyba po sprawie — przestępuje z nogi na nogę.
— Tak, jasne. Uciekaj już. — Wstaję, odchodząc od jej ławki prosto do swojego biurka, gdzie blatu to już dawno nie widziałem, bo zasłania go wszystko, co tylko możliwe.

Tydzień mija jak z bata strzelił. Był dosyć intensywny — dziesiątki nadrabiania spacerów z Flashem, sprawdziany i ogólny areszt w domu, bo przecież ktoś musiał je sprawdzać. Poprawek nazbierała się całkiem spora suma, bo nagle połowa klasy obudziła się, że dwója z poprzedniego testu ich nie satysfakcjonuje — mało zaskakująca rzecz na stanowisku nauczyciela, właściwie od dłuższego czasu już wiedziałem, że koniecznością jest mieć zapas kopii sprawdzianów. Jednego wieczoru drukowałem je na potęgę, mniej więcej na zasadzie „o, Mike pewnie będzie go poprawiał ze dwa razy co najmniej, więc wydrukuję te dwie sztuki więcej. Och, Joselyn to samo, Emma też”. I w efekcie o około dwudziestej trzeciej miałem cały dodatkowy plik kartek, w czasie tego wieczoru spalając ze cztery pety przy otwartym oknie.
Wczesnym, piątkowym porankiem stoję na parkingu, na którym przystanął autokar. Miejsc w nim i tak jest więcej, niż będzie samych osób, ponieważ niektórzy zrezygnowali, ale stwierdzam, że to lepiej dla mnie i innych opiekunów.
Uczniowie ze swoimi wypchanymi plecakami na plecach powoli zbierają się w miejscu zbiórki, ale nadal brakuje paru sztuk.
— Liczyłeś? — pyta mnie Flickerman. Jego okulary tak powiększają mu oczy, że prawie połykam gumę, kiedy staję z nim twarzą w twarz.
— Czternaście. Brakuje trzech. — Rozglądam się w konsternacji.
W oddali widzę, jak przez wpółotwartą bramę szkoły przechodzi panna Solberg.
— Dwóch.

Leah?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz