5 sie 2020

Od Jake'a do Veronici

Wzruszyłem ramionami, ale ostatecznie pokiwałem głową na zgodę. Czemu nie, raz na jakiś czas można z kimś pogadać i spędzić miło czas, w sumie obojętne mi to było czy chodzę na spacery sam, z psem albo z drugą osobą. Nigdy nie odczuwałem żadnej przyjemności z przechadzką u boku człowieka, a co innego ze zwierzęciem. Jednak czasami miałem potrzebę przebywania pośród ludzi, bo po prostu coś mnie do nich ciągnęło nawet bez powodu. Spojrzałem na dziewczynę obok, na pierwszy rzut oka wydawała się bardzo sympatyczna i pewna siebie, jakby wiedziała na czym polega życie, sunie prosto przez nie omijając wszelkie kłody ułożone pod nogami. Jednak w jej oczach zauważyłem coś, co jej sprawiło przykrość, taki sygnał, że coś jej się przytrafiło w przeszłości.
- Jesteś tu czy gdzie indziej? - spytała po chwili.
Otrząsnąłem się z myśli, no tak znowu odpłynąłem.
- Tu, właśnie dopijam kawę - potrząsnąłem papierowym kubkiem z resztką kawy na dnie.
- Nie kojarzę cię, od dawna tu mieszkasz? - przekrzywiła głowę.
Zamyśliłem się na chwilę, właśnie  uświadomiłem sobie, że nie pamiętam kiedy tutaj przyjechałem. Ile to było?
- Z kilka...lat temu - nie byłem pewien swojej wypowiedzi, ale zgadzało się to, że wprowadziłem się tu kilka lat temu, nie kilkanaście ani więcej.
W tej chwili zza krzesła wychylił się Sully, oczywiście, że nie zostawiłem go samego w taką pogodę w domu. Biedny siedziałby w kącie i szukał jakiegoś ratunku, a mnie by nie było. Pogłaskałem go po brodzie, nigdy bym cię nie zostawił psiaku, pomyślałem.
- Nie masz nic przeciwko psom? - spytałem, przypominając sobie, że naprzeciwko mnie ktoś siedzi.
- Skąd, mam w domu kota i konie, ale psami nie gardzę - uśmiechnęła się do owczarka.
  Akceptuje psy, jeden plus. Czy ona mówiła, że ma konie? Dawno żadnego nie widziałem, a tym bardziej nie głaskałem po pysku, mają taki mądry wyraz pyska...
Nawałnica wciąż nie dawała za wygraną, padało raz to mocniej raz to mniej, ale padało i grzmiało jakby trwała wojna na zewnątrz. Huk grzmotu był niczym wybuch bomby, a błyskawice jak...wystrzeliwanie rakiet. Moja wyobraźnia znowu tworzyła swoje fantazje.
Sully zaskomlał cicho i spojrzał mi w oczy, wystraszył się grzmotu.
- Choć no tu - powiedziałem cicho i pozwoliłem mu usiąść na kolanach
Dziewczyna zaśmiała się na nasz widok.
- Zupełnie jak z małym dzieckiem.
- Boi się burzy - wyjaśniłem łagodnie - mieszkamy sami więc wzajemnie się o siebie troszczymy, prawda? - spytałem owczarka, który wtulił się we mnie - biedaku
Okryłem go trochę bluzą na zadzie, Veronica przypatrywała mu się w pyszczek - pewnie zrobił swoje wystraszone oczy pełne strachu.
- Wciąż nie znam twojego imienia - zauważyła
No tak, przedstaw się.
- Jake, wybacz - spojrzałem na moment w okno obok stolika po czym wróciłem wzrokiem na dziewczynę - to jest Sully - wskazałem na psa


Veronica?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz