1 sie 2020

Od Yunlana C.D Leona

Kupiłem karmę dla kota w najbliższym możliwym sklepie. Nie sprawiło to jednak, żeby moje myśli wróciły na inne tory. Zastanawiałem się nad tym, co zobaczyłem. Cóż, nie każdemu było dane posiadać dobrych i kochających rodziców, to pewne. W końcu też jestem tym przypadkiem. 
Po powrocie do domu najpierw zająłem się swoimi zwierzakami. Dopiero po tym, usiadłem sobie spokojnie, aby wszystko przemyśleć. Właściwie nic tu nie było do przemyślenia. Stało się i tyle. Przynajmniej byłem dzisiaj miły. Dla ilu ludzi bywam miły? Na pewno dla małej garstki. To był jakiś wyjątek. 
Następnego dnia dokładnie o tej samej godzinie, co wczoraj, zobaczyłem tamtego chłopaka. Przez moment zawiesiłem się, myśląc, czy powinienem do niego od tak podejść. W końcu nie znaliśmy się... właściwie, byliśmy wciąż dla siebie obcymi ludźmi. W jego wyglądzie jednak było coś, co kazało mi podejść. Wyglądał gorzej niż wczoraj. 
— Pamiętasz mnie? — zapytałem, jak już się odpowiednio zbliżyłem
Wyglądał, jakby udawał, że mnie nie słyszy.
— Wyglądasz jeszcze gorzej. Może mi się wydawać, ale wątpię. — Przyjrzałem mu się. — Widziałem wielu ludzi, którzy byli chorzy. Wiesz, niektórzy byli nieuleczalnie chorzy. Ty wyglądasz, jakbyś miał gorączkę. I problemy z oddychaniem. 
Dopiero wtedy się na mnie spojrzał. Jego oczy wyglądały, jakby zaszła je mgła. 
— Może masz racje.
Oczywiście, że ją miałem. Przecież to widzę.
— Może zamiast do domu, pozwolisz, że zabiorę cię na kawę? Mam do ciebie parę pytań. To też nie powinno zająć dłużej niż godzinę. 
Kiwnął ostrożnie głową. Pewnie pomyślał o tym, że znów może spotkać go to samo, co wczoraj. I raczej nie miało to związku tylko ze mną. Jego dom to musiała być istna kopalnia wariatów. 
Poszliśmy razem do kawiarni, która akurat była niedaleko. Pozwoliłem sobie za wszystko zapłacić, żeby nie martwił się jeszcze o to. To tylko kawa, nie jest droga. 
— Przyszedłeś na zajęcia chory. — Zauważyłem. — Dlaczego?
Wydawało mi się, że wzdrygnął się na to pytanie. 
— Czy to ze względu na twoich rodziców? Słyszałem trochę. 
Znów kiwnął głową. 
— Można powiedzieć, że trochę cię rozumiem. — Wzruszyłem ramionami. — I znowu zacząłeś ciężko oddychać.
To był jeden z objawów tego, że miał gorączkę. Może nawet dosyć wysoką. 
— Zakładam, że nie nosisz ze sobą żadnych leków. — Dopiłem kawę do końca. — Wypijaj swoje i się stąd zwijamy. Załatwię ci jakieś przeciwbólowe. Powinienem mieć je u siebie. — Spojrzałem na niego. — O ile mi ufasz i chcesz ze mną pójść. 
Widząc jego wzrok zaśmiałem się cicho. 
— Spokojnie, spokojnie. To przecież i tak będzie lepsze niż powrót do domu, prawda? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz