4 sie 2020

Od Elizabeth CD Jasona

Całe szczęście, że nie zdążyłam nic zamówić. Na widok kobiety uwieszonej na szyi mojego aktualnego obiektu westchnień poczułam ogromne ukłucie zazdrości. To uczucie sprawiło, że brakło dosłownie kilku sekund do powrotu wszystkich posiłków spałaszowanych przeze mnie tego dnia. Czułam narastającą złość, której starałam się po sobie nie okazywać.

- Zobacz, kogo spotkałem – powiedział Jason o mnie, jakbym była jakimś eksponatem w muzeum. Chociaż… czy idąc do muzeum opowiada się o spotkaniu z obrazami? Raczej nie. W takim miejscu wystawę się ogląda, więc jeśli ja zostałam spotkana to w takim razie chociaż przez chwilę poczuć się jak jakaś ważna osobistość. No, gwiazdeczko Jasonie, czas na 5 minut pani fotograf!
- Hej Beth, jejku, gdybym wiedziała że masz wolny wieczór, kazałabym Jay’owi do ciebie zadzwonić – towarzyszka mężczyzny zaczęła się tłumaczyć. Jay’owi?! Mimo, że trochę go poznałam nigdy nie spodziewałabym się, że bez słowa zgadzałby się na takie określenia. Ale skoro się tak do niego zwraca, to między nimi coś musiało być. Beth, na litość boską, jak mogłaś tego wcześniej nie zauważyć? Mia dość często pojawiała się na nagraniach, opuściła tylko jedną sesję zdjęciową i głównie gadała z Jasonem.  Skoro byli razem, to czemu w Internecie nie było żadnej informacji na ten temat? I to nie tak, że jestem jakąś stalkerką, po prostu zawirusował mi się telefon i od jakiegoś czasu ciągle wyświetla mi stronę z informacjami o nim. Tak czy tak, musiałam uciec z tego niezręcznego spotkania i zachowując pełen profesjonalizm na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Tak właściwie, czekam na kogoś – wzrok miałam wbity w tłum ludzi znajdujących się gdzieś dalej. – Przepraszam, muszę do toalety.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję złapałam za torebkę i zniknęłam gdzieś między chmarą śmiejących się i rozmawiających ludzi. Miałam duże szczęście, że gości w restauracji było naprawdę sporo i moi wcześniejsi rozmówcy nie widzieli, że skierowałam się w stronę wyjścia. Starając się powstrzymać łzy wsiadłam do samochodu, zwiększyłam głośność radia i z piskiem opon ruszyłam w stronę marketu znajdującego się niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Wyłączyłam silnik, wzięłam torebkę i chwilę później stałam przed półkami z różnymi winami. Ciężko było mi się skupić nad wyborem, myślami błądziłam wokół Jasona i Mii. Co miała ona, czego nie miałam ja? Bo… bo się dłużej znali? Bo Daniel jest jej wujkiem, a jednocześnie jest bardzo blisko z zespołem i to była jego ingerencja?
- Czy mogę jakoś pomóc? – z zamyślenia wyrwał mnie głos pracownika sklepu. Skoro zagadał do mnie, to chyba musiałam stać za długo i wyglądać co najmniej dziwnie.
- A sprawi pan, żeby pewien mężczyzna dostrzegł, że się w nim zakochałam? – zapytałam smętnie, ale widząc jego minę stwierdziłam, że to nie było odpowiednie pytanie. – Potrzebuję wina. Dużej ilości wina.
Zeszło nam dobre kilkanaście minut, zanim zdecydowałam się na konkretny trunek. Wzięłam trzy butelki, do tego dorzuciłam lasagne do przygotowania w piekarniku i kilka puszek z karmą dla zwierzaków. Colin, pracownik sklepu, jeszcze trochę pokręcił się wokół mnie. Starał się mnie zagadać, pocieszyć, jednak za bardzo się starał. Miarka się przebrała, kiedy zarzucił (tak mi się wtedy wydawało) żartem, że jestem tak piękną kobietą, że dla mnie zostawiłby ciężarną żonę. Może i bym poszła na taką propozycję, jednak nigdy nie kręcili mnie tężsi mężczyźni z myszą twarzą, krzywymi zębami i łysiną, którą mogłabym polerować tą myjką, którą na ogół traktuję swoje samochody. Inną drogą, chyba przydałoby się w końcu je umyć. Ruszyłam w stronę kas, a nawet zrobiłam slalom między alejkami, by z prędkością zawodowego kasjera poprzykładać moje zakupy do tego śmiesznego pikającego urządzenia zwanego kasą samoobsługową. Byłam w nienajlepszym humorze, a próba rozmowy ze strony potencjalnego kasjera spowodowałyby, że prawdopodobnie nigdy więcej nie pojawiłabym się w tym sklepie. Złośliwość rzeczy martwych sprawiła jednak, że bez potwierdzenia pracownika nie mogłam zakupić alkoholu bez nadzoru. Miałam naprawdę ogromne szczęście, że Colin zajął się inną bezbronną kobietą. Zapłaciłam za zakupy, wróciłam do samochodu i wróciłam do mieszkania. Tam przygotowałam sobie jedzenie, otworzyłam pierwszą butelkę wina i zasiadłam na kanapie. Przytuliłam się do Chmurki i wyszukałam na telefonie playlistę z moimi ulubionymi piosenkami. Odpaliłam ją, komórkę odłożyłam na bok i zaczęłam szlochać; łzy smutku i zazdrości kapały na śnieżnobiałą sierść mojej psiej towarzyszki. Z każdą chwilą zawartość butelki się zmniejszała, a kiedy się skończyła otworzyłam kolejną. W końcu mi się należało. Z telefonu zabrzmiała melodia kolejnej piosenki. Kiedy zaczęły lecieć słowa pijackim bełkotem zaczęłam wyć swoją wersję.
- OTWIERAM WINO ZE SWOJĄ PSINĄ – zaśmiałam się. – CHCIAŁABYM ŻEBY TEN CZAS NIE PRZEMINĄŁ, NIGDY NIE PRZEMINĄŁ.
Cmoknęłam Chmurkę w nos, co spowodowało, że zaczęła mi oblizywać całą twarz. Śmiałam się jak głupia, wypite procenty jak i uczucia siedzące we mnie powodowały, że moje humory zmieniały się częściej niż rękawiczki. Czy jak to tam się mówiło. Wyciągnęłam pamiętnik spod poduszki, złapałam za długopis i zaczęłam pisać.

Drogi pamięntniku,
Nie uwierzyż mi, ale JH ma dziewczyne! I on miał czelność zataić tom informacje! Co on sobie wyobrarza? W którym miejscu JA jestem od niej gorsza, co?

- Kurwa – jęknęłam, kiedy chciałam napić się wina lecz użyłam zbyt dużo siły, by przechylić butelkę. Ciecz popłynęła po moim ciele przy okazji brudząc notes.

No właśnie! Ja mam zainteresowańa! No i… no, jak trzeba to umiem zostać w domu, a jak nie trzeba to umiem wyjść do lódzi, no i… no, dla niego to ja bym się nawet gotować nauczyła! Ale skoro on woli niom nie mnie, to się nie nauczę!
Koham, Betch.

Zamknęłam wilgotny pamiętnik. Schowałam go pod poduszkę i wypiłam resztkę wina. Kiedy odłożyłam butelkę w kącikach oczu pojawiły się łzy. Niepewnym krokiem weszłam na balkon, oparłam się o balustradę i spojrzałam w gwiazdy.
- Ciekawe, czy teraz je ogląda z tym babskiem Mią – prychnęłam. Ze mną na pewno lepiej by mu się oglądało, w to nie wątpię. A może on wybrał ją, bo nie wiem, bardziej podoba mu się jej makijaż, czy styl ubierania, czy może charakter? To ostatnie ciężko byłoby mi zmienić, ale przecież zawsze mogę przez jakiś czas pochodzić w sukienkach i się zacząć malować. To chyba nie jest trudne, stracić nie mam co, a zyskać mogę więcej niż mi się może wydawać. Beth, jesteś genialna! Zasługiwałam na kolejną butelkę wina.
- I look up at the stars, Hoping you're doing the same, And somehow I feel closer and I can hear you say – znowu zaczęłam wyć pijackim bełkotem.
- Ciszej, kurwa! Ludzie tu próbują spać – ktoś krzyknął.
- Przepraszam! – odkrzyknęłam i wróciłam do salonu. Położyłam się na kanapie i zasnęłam. Spałam naprawdę źle i krótko. Gdzieś około czwartej otworzyłam oczy i chwyciłam za telefon, z którego dalej leciała muzyka. Wyłączyłam ją, po czym odrzuciłam na bok komórkę, wstałam i ruszyłam do kuchni, gdzie napiłam się wody. Spać mi się już nie chciało, więc uznałam, że przygotuję sobie kreacje na nadchodzące dni. Miałam ogromną nadzieję, że zmiana stylu sprawi, że Jason mnie dostrzeże. Powlekłam się do sypialni i otworzyłam szafę. Wyciągnęłam poukrywane pod samą ścianą sukienki i spódniczki, w których na ogół nie chodziłam. Z przerażeniem chwyciłam za kawałek materiału w kolorze różowym. Obejrzałam ją dokładnie zastanawiając się, skąd taka perełka znalazła się w moim wyposażeniu. Nigdy nie byłam fanką tego koloru, ale może akurat to było to, co przeciągnęłoby szalę zainteresowania Jasona na moją stronę. Przegrzebałam jeszcze kilka innych kupek z ubraniami i w jednej z nich odnalazłam elegancką białą bluzkę z krótkim rękawem. Zadowolona bez ładu i składu wrzuciłam resztę ubrań do szafy i rozpoczęłam poszukiwania pasujących szpilek. Przeniosłam się do sąsiedniego pokoju, gdzie dalej stało nierozpakowane pudełko z moimi wszystkimi butami. Skąd ja miałam aż tyle par? Wysypałam całą zawartość pudełka na ziemię i z wielkim zaangażowaniem zaczęłam szukać czegoś w pudrowo-różowym lub podobnym do niego kolorze. Odnalazłam idealnego buta – był w kolorze jasnobeżowym. Ostatnim zadaniem było odnalezienie drugiej sztuki. Już wyciągałam po niego rękę, gdy nagle wpadła Chmurka; bez słowa złapała za niezbędną dla mnie rzecz i zaczęła uciekać.
- Chmurka – westchnęłam. – Tyle pieprzonych butów tu leży, a ty musisz wziąć akurat TEGO buta. Oddawaj.
W odpowiedzi prychnęła na mnie. Tak się bawić nie będziemy. Udało mi się wynegocjować buta za paczkę ulubionych przysmaków. Niech jej będzie, w końcu cena smakołyków była stosunkowo niska w porównaniu do ceny mojego szczęścia przy boku Jasona. Zadowolona schowałam resztę butów, pasującą parę wrzuciłam do sypialni i uradowana po chwili znalazłam się na dole. Sprawę ubioru miałam załatwioną; makijaż bezproblemowo mogłam zrobić kilka chwil przed wyjściem. Co mogłoby jeszcze sprawić, że szala zwycięstwa byłaby po mojej stronie? A może… wspólne zainteresowania, pasje? Jason pisze teksty. To był świetny pomysł! W końcu w podstawówce udało mi się napisać jakąś piosenkę, więc teraz tym bardziej by mi się udało. Wyciągnęłam pamiętnik i długopis i przewertowałam kilka stron. Zamyśliłam się, a po chwili zaczęłam pisać.

Ty i ja.
Tylko to się liczy,
Nasza iluzja, własna oaza ciszy.
Uciekamy od prawdy do wyobraźni,
Uciekamy drogami własnej fantazji.
Nie ma ostrych codziennych słów,
Tam nie ma
żadnych pretensji, złych intencji.
Nie ma,
Żadnych przeszkód, możemy śmiało iść.
Nad nami tęcza na powiekach, szczęścia łzy.
Prowadzimy się lekko, dłoń w dłoń.
I nie ma strachu, nie ma chaosu.
Przy mnie bądź.
Nasza baśń, fikcja, w którą uwierzyliśmy,
Oszukując zranione wspomnienia, rozległe blizny.
Karmione niezrozumieniem,
Pozostaje nam tylko żyć marzeniem.

Z nieukrywaną dumą czytałam raz za razem napisane przeze mnie słowa. Teraz nie ma szans, że Jason mi się nie oprze! Jay będzie mój! Dochodziła już siódma. Zjadłam śniadanie, pomalowałam się najładniej jak tylko potrafiłam, wypsikałam się moim ulubionymi perfumami i narzuciłam na siebie przygotowane wcześniej ubrania. Byłam niesamowicie ucieszona nadchodzącym spotkaniem z Jasonem, nawet olałam myśl, że będzie Mia i reszta zespołu. Z wielkim uśmiechem na twarzy wsiadłam do samochodu i nucąc napisany przez siebie tekst ruszyłam w stronę studia. Jak zwykle na czas weszłam do pomieszczenia i przywitałam się ze wszystkimi krótkim objęciem, na samym końcu podeszłam do obiektu moich westchnień.
- Cześć, Jason – po przyjacielsku cmoknęłam go w policzka. Na mój widok podniósł brew.
- Hej, Beth – zaczął zaskoczony. – Dobrze się czujesz?
- Czuję się świetnie, dziękuję, że pytasz – odpowiedziałam nieco zdziwiona jego pytaniem. – Próbuję zwrócić na siebie uwagę pewnej osoby.
Mężczyzna chyba nie wiedział co powiedzieć, bo ze zdziwieniem spoglądał na mnie od stóp do głów. Byłam zadowolona, mój plan zaczął się powodzić. Po kilku minutach wpadła Mia, jednak nie sprawiło to, że mój nastrój i zerowa pewność siebie zniknęły, ba, w końcu przyszła moja konkurentka i Jason mógł porównać, która z nas jest lepsza. Gdyby jednak nie był pewien, odpowiedź była jedna: ja.
- Cześć, Mia – zaczęłam wesoło i lekko ją objęłam. Pachniała całkiem ładnie, jednak nie tak ładnie, jak ja.
- Cześć, Beth – zmierzyła mnie wzrokiem. – Świetnie wyglądasz. Zakochałaś się?
- Pozostawię to bez komentarza – uśmiechnęłam się szerzej. – Stwierdziłam, że czas najwyższy zmienić coś w swoim wyglądzie.

* * *

Kolejne tygodnie mijały spokojnie, jednak Jason nie traktował mnie inaczej niż zwykle. W dalszym ciągu byłam jego przyjaciółką, z którą mógł pogadać o wszystkim i wyskoczyć wszędzie. Po dłuższym czasie stwierdziłam, że moje przebieranki straciły jakikolwiek sens i wróciłam do moich ukochanych spodni. Jeśli nie może mnie znieść, kiedy jestem najgorsza, to nie zasługuje na mnie, kiedy jestem najlepsza, czy jak to mówiły te nieszczęśliwie zakochane nastolatki. Nie miałam pojęcia, co to zdanie ma się do mojej sytuacji, jednak uważałam, że jeśli ma mnie kochać, to niech kocha mnie taką, jaką jestem. O ile w ogóle kiedyś mnie pokocha inaczej niż przyjaciółkę.

* * *

Od dwóch tygodni siedziałam w domu. Coraz rzadziej widzieliśmy się z Jasonem poza studiem: wchodził, robił co do niego należało i znikał razem z Mią. Bolało mnie to, więc specjalnie siedziałam po nocach z mokrą głową na balkonie i zachorowałam. Lekarz po dokładnym przebadaniu stwierdził, że dostałam zapalenia oskrzeli i mam się kurować. Niespecjalnie mi to przeszkadzało, w spokoju mogłam narzekać na swój los. Nie miałam pojęcia co mam jeszcze zrobić, by Jason dostrzegł we mnie kogoś więcej niż przyjaciółkę. Od kilku dni siedziałam w tych samych ubraniach, nie myłam włosów i obżerałam się pizzą zamawianą przez Internet. Nawet udało mi się zapoznać z dostawcą i przez pierwsze dni pisał smsy z pytaniem o moje samopoczucie. Co kilka dni nawet robił mi zakupy, żebym nie pogorszyła swojego stanu wychodząc z domu. Jednak tego dnia coś mu wypadło i musiałam sama zebrać się do kupy i kupić coś do jedzenia. Ubrałam się w spodnie, narzuciłam na siebie jakąś bluzę i zjechałam na parking. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam przed siebie, lecz złośliwość rzeczy martwych musiała dać o sobie znać. Auto wydało z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, a następnie zgasło. Spanikowałam. Miałam na tyle szczęście, że samochód stał bardzo blisko pobocza; włączyłam światła awaryjne i wyciągnęłam telefon. Przejrzałam wszystkie kontakty i z rezygnacją wybrałam numer do Jasona. Jeden sygnał, dwa sygnały i połączenie się rozpoczęło.
- Beth? Coś się stało? – czy jeśli ja dzwonię, to musi się coś dziać? Nie mogę po prostu zatęsknić za jego głosem albo coś w tym stylu?
- Moje auto nawaliło, a nikt nie może przyjechać – ktoś pewnie by mógł, ale skoro mam okazję spotkać się z mężczyzną to skorzystam z tego przywileju. – Jesteś moją ostatnią nadzieją.
- Zaraz będę, wyślij mi gdzie jesteś – rozłączył się, a ja z zadziwiającą prędkością wysłałam mu wiadomość z moją lokalizacją. Po kilku minutach Jason pojawił się na swoim motorze i z przejęciem spojrzał na mnie.
- Wiesz co z autem? – wzruszyłam ramionami. Jestem tylko fotografem, nie mechanikiem. – Dobra, otworzę maskę i zobaczę co się dzieje.
Jak powiedział, tak zrobił. Z założonymi rękami opierałam się o bok samochodu i zerkałam na mężczyznę. Chwilę później zadzwonił po lawetę, która zabrała mój samochód do najbliższego mechanika.
- Dobra, wyślę ci adres jak tylko dostanę – kiwnęłam głową. – A teraz chodź, musisz się jakoś dostać do domu.
Jason podał mi kask, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Podrzucę cię – powiedział uśmiechnięty.
Stanęłam jak wryta. Nigdy nie jechałam motorem, a mój pierwszy raz miał być z Jasonem. Na myśl, że to może być jeden z wielu pierwszych razy z Jasonem uśmiechnęłam się delikatnie. Kiedy mężczyzna wsiadł na pojazd, ja usiadłam za nim i objęłam go, by w razie czego nie spaść. Po kilku, może kilkunastu minutach znaleźliśmy się pod moim mieszkaniem.
- Masz ochotę wejść? – spytałam. Po chwili uznałam, że pytanie, które zadałam brzmiało bezsensownie, ale na szczęście mężczyzna wyraził zgodę i chwilę później byliśmy w środku. Zaproponowałam mu coś do picia, a kiedy standardowo wybrał kawę, zaszyłam się w kuchni by przygotować mu napój. Kątem oka spoglądałam na niego i ze zgrozą stwierdziłam, że mężczyzna dziwnie zaczął przyglądać się poduszce, pod którą ukryty był mój pamiętnik.
- Ani mi się waż! – krzyknęłam, ruszając w jego stronę. Jason ze śmiechem złapał za notes, wstał i uniósł go nad głowę.
- Bardzo śmieszne, żyrafo – prychnęłam, podskakując. Mój niewielki wzrost uniemożliwiał mi sięgnięcia mojej własności.
- Nawet nie wiesz jak, karzełku – zaśmiał się. Przerażona patrzyłam, jak powoli zaczął otwierać pamiętnik.
Kurwa.

Pan Hamilton?

+40 PD

(2417 słów)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz