5 sie 2020

Od Anastasi CD Dymitra


Jak to miałam w zwyczaju, swój dzień rozpoczęłam od wstania o nieludzkiej dla niektórych ludzi godzinie. Słońce wisiało już nad horyzontem, a ja starałam się przygotować śniadanie dla rodzeństwa, jednocześnie nie budząc ich. Nie było to łatwe zadanie, każda szafka inaczej reagowała na mniejszą lub większą siłę. Musiałabym kiedyś je naprawić, jednak pieniądze były ciągle potrzebne na aktualne wydatki. Może wyjściem byłby napad na bank albo rozkręcenie jakiegoś nielegalnego biznesu. 

Nie ukrywałam, że mój blog przynosił mi zysk, ale co mi z niego, jak wykarmienie ośmiu gęb nie należało do najtańszych inwestycji; przy okazji musiałam pamiętać o indywidualnym guście dzieciaków. Do tego dochodziły uczulenia, nietolerancje czy też zalecenia lekarzy ze względów na jakiekolwiek inne schorzenia. Starałam się w swoich posiłkach zawierać jak najwięcej składników odżywczych, by pomóc w odpowiednim rozwoju młodych. Dlatego też bez wahania pokroiłam żytni chleb, każdą kromkę posmarowałam niewielką ilością naturalnego, białego serka, na nim położyłam po plasterku drobiowej wędliny i chwilę później na talerzu znalazła się spora piramidka złożona z pieczywa. W międzyczasie zaparzyłam herbatę i przygotowałam warzywa: wypłukałam sałatę, pokroiłam pomidory, ogórki i awokado. Powkładałam je do osobnych miseczek i poukładałam je wszystkie na rękach niczym rasowa kelnerka. Ułożyłam je na stole i wróciłam się po dzbanek z herbatą. Odległość do pokonania nie była zbyt wielka, jednak naczynie było bardzo ciężkie i musiałam naprawdę uważać, by nic nie rozlać. Jeden krok, drugi, piąty, już było naprawdę niedaleko do mojego celu. Nagle rozległo się głośne tupanie.
- MULIER! CITRIO! Mam tu dzbanek z gorącą herbatą i jak nie zwolnicie to zaraz wyląduje na podłodze – krzyknęłam. Chłopcy jak na zawołanie zwolnili i zaczekali aż dotrę do stołu.
- Co się stało, że od rana takie krzyki? – mruknął zaspany Adrius wchodząc do kuchni. Przetarł oczy i starając się nie wpaść na młodszych braci usiadł przy stole. Chwilę później przyszły ubrane już Livia i Rufia, a zaraz po nich Petrus i Romanus. Dosiadłam się do nich i w głośnej atmosferze wspólnie zjedliśmy śniadanie.
Zawsze doceniałam takie błahe rzeczy jak rodzinny posiłek. Życie jest wielką zagadką i nigdy nie wiadomo kiedy mogłoby tego zabraknąć. Wypadki chodzą po ludziach, jednak ja wierzyłam, że razem dożyjemy starości. Jak zwykle panował beztroski nastrój: rozmowy i śmiechy. Tylko Adrius jak zwykle zapatrzony był w telefon.
- Z kim tak romansujesz? – uśmiechnęłam się do niego, starając się jakoś zagadać brata.
- Czytam właśnie informacje – mruknął, przegryzając kanapkę. – Przez najbliższy tydzień twoja siłownia jest zamknięta, Ana.
- To wybiorę się do innej, w mieście jest więcej niż jedna – westchnęłam. – I tak od jakiegoś czasu zamierzałam zmienić lokum.
Do końca śniadania Ad się nie odezwał. Od pewnego czasu starał się poderwać jedną dziewczynę i poświęcał jej naprawdę sporo czasu. Po cichu kibicowałam mu, chciałam, żeby w końcu znalazł swoją drugą połówkę.

* * *

Dzień bez ćwiczeń był dla mnie dniem straconym. Pogodziłam się z myślą, że dotychczas moja ulubiona siłownia miała jakąś przerwę techniczną. Chwyciłam za torbę i spakowałam do niej najważniejsze rzeczy: czarne legginsy, pomarańczową bokserkę, czyste skarpetki i buty sportowe. Nie zabrakło oczywiście czystego ręcznika i butelki wody. Sama przebrałam się w ubrania do wyjścia, poinformowałam rodzeństwo o nadchodzącej mojej nieobecności i chwilę później byłam w drodze na siłownię. Tam wykupiłam tygodniowy karnet i zniknęłam w szatni. Przebrałam się w strój do ćwiczeń i wychodząc z pomieszczenia złapałam za matę, którą rozłożyłam w wolnym miejscu na podłodze. Rozpoczęłam od rozciągania. Zawsze uważałam, że przed przejściem do konkretniejszych ćwiczeń należy wykonać rozgrzewkę.
Po kilku minutach zwinęłam matę i odniosłam ją na miejsce. Zamierzałam wykonać jedno z moich ulubionych ćwiczeń: przysiady ze sztangą. Wszystko poszłoby po mojej myśli, gdyby przyrząd chciał ze mną współpracować. Zmrużyłam oczy i przez kolejne kilka chwil mocowałam się z nieszczęsną sztangą. Złośliwość rzeczy martwych, Ana.
- Może ci pomogę? – usłyszałam za sobą czyjś głos. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, a mężczyzna bez wysiłku odkręcił ciężarki z drążka. Zaskoczona spojrzałam na niego, jednak po chwili uśmiechnęłam się.
- Jaki ciężar chcesz? – padło drugie pytanie. Nie dość, że gościu był przystojny, to jeszcze bardzo rozmowny. Z przejęcia nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc wskazałam na pięciokilowe krążki. Wziął je i bez wahania przymocował je do sztangi.
- Dziękuję – w końcu udało mi się wydobyć z siebie jakiś odzew. Złapałam za sztangę, założyłam ją na ramiona i zaczęłam robić przysiady.
- Staraj się nie uginać kolan do końca, bo je sobie zniszczysz na starość – zaczął. Czy ja prosiłam go o pomoc? Ale jeśli już rozmawialiśmy, to wypadałoby, bym też uczestniczyła w rozmowie.
- Okej. Jesteś tutaj trenerem personalnym? – czy ja powinnam się o to pytać? Skoro ktoś proponuje pomoc na siłowni to na prawie sto procent musi tu pracować.
- Nie, ale służę dobrymi radami – uśmiechnął się. Matko, ale on miał uśmiech. Delikatnie zaczerwieniłam się.
Przez cały czas wykonywania przysiadów mężczyzna starał się mi nieco pomagać, dawał mi kilka wskazówek i na wszelki wypadek mnie zabezpieczał. Zawzięcie ćwiczyłam, lubiłam czuć się zmęczona, jednak po kilku powtórkach moje nogi zaczęły drżeć ze zmęczenia.
- Nie przeforsuj się, jeśli czujesz, że opadasz z sił zakończ serie i zaangażuj inne partie mięśniowe – powiedział i zabrał sztangę. Hej, pytał cię ktoś o zdanie? Nie zdążyłam go o to zapytać, bo po chwili bez słowa poszedł wykonywać inne ćwiczenia. Nie chcąc za bardzo się narzucać wykonałam kilka innych ćwiczeń, lecz gdy zobaczyłam go na bieżni wiedziałam, że muszę do niego zagadać. Nie do końca wiedziałam czemu. Sama weszłam na maszynę obok tej na której ćwiczył.
- Jestem Anastasia – uśmiechnęłam się. – Dziękuję za rady i pomoc.
- Dymitr – odpowiedział. – Nie ma za co, to czysta przyjemność dla mnie.
- Nie myślałeś o zostaniu trenerem personalnym?
- Mógłbym, ale zajmuję się prowadzeniem klubu nocnego. A ty, Anastasio, czym się zajmujesz?
- Prowadzę bloga kulinarnego – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Potrafisz gotować? – zapytał.
- To moja pasja.
- Świetnie, ja nie jestem w tym najlepszy – stwierdził. – Może byś mi go podesłała w wolnym czasie, to bym się czegoś nauczył.
Zerknęłam na niego. To był całkiem dobry pomysł, w jakimś małym stopniu mogłam przyczynić się do tego, że kulinarny świat będzie lepszy.
- Jak najbardziej. Może w rewanż za pomoc na siłowni wybierzesz się ze mną na kawę? – zaproponowałam. – Oczywiście, ze względu, że zapraszam, to płacę.
W głowie szybko przeliczyłam z jakiej przyjemności będę musiała zrezygnować w tym tygodniu, jednak nie miało to znaczenia. Możliwość spędzenia czasu z przystojnym mężczyzną w cenie dwóch kaw była tego warta. Wyczekująco spojrzałam na mojego rozmówcę, a on kiwnął głową.
- Niedaleko stąd jest sympatyczna kawiarenka, możemy się tam przejść.
Nie czekając na odpowiedź zniknęłam w szatni, by wziąć szybki prysznic i przebrać się w czyste ubrania. Pożegnałam się z panią stojącą w recepcji i wyszłam przed budynek, by zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Niedługo po tym pojawił się Dymitr.


Dymitr?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz