10 wrz 2019

Od Dustina C.D Brianne

Ten dzień w pracy był dość spokojny. O dziwo mało jakichkolwiek wyjazdów, a jeśli już były, były to wyjazdy raczej do spokojnych i bardziej przyjemnych rzeczy. Tego dnia akurat miałem dwadzieścia cztery godziny, więc wcale się nie martwiłem faktem, że jest mało wyjazdów. Plan był dość prosty. Poranek spędzić na kanapie, ugotować i zjeść pyszny obiadek, może rosół, przetrwać do piętnastej. Od piętnastej do dziewiętnastej już mogło się dziać, co chciało, a potem do domu.


***

Około dziesiątej dostaliśmy wezwanie. Kawiarnia, starszy mężczyzna zaczął się dusić i kaszleć. O tyle dobrze, że kawiarnia była dość blisko nas, więc szybkie wskoczenie do karetki, sygnałki i rura. Już po około pięciu minutach byliśmy na miejscu i wbiegliśmy do kawiarni. Ludzi nie było dużo, więc nie trzeba było się przekrzykiwać czy przepraszać wszystkich. Ludzie ładnie się zachowywali, gdy odskakiwali od nas, robiąc nam miejsce na działanie.
Pierwszy rzut oka na mężczyznę i było wiadome, co się święci. Najwidoczniej mężczyzna musiał coś jeść i się zadławić.
Szybka diagnoza. Mężczyzna zatrzymany oddechowo, obce ciało znajdujące się w gardle.
Szybkie założenie rękawic, wyciągnięcie ssaka, pęsety i latarka. Zająłem się próbą wyciągnięcia gagatka, który zatrzymał oddech mężczyźnie. Drugi szybko za monitorował Pana na lifepacku, a kierownik zaczął pytać ludzi, co się stało i dzióbać coś w tablecie.
Ciało obce było dość głęboko, co uniemożliwiało wyciągnięcie go ręką czy pęsetą. Wyciągnąłem ssak z torby i przygotowałem go do odessania. Drugi Ratownik przygotował maskę twarzową, ambu i tlen. Kierownik pomógł mi, że ssakiem. Po zaledwie chwili zassaliśmy kawałek śniadania do rurki, wyciągając go. Drugi ratownik od razu założył maskę wraz z ambu i zaczął wentylować mężczyznę. Defik pokazywał pracę serca, tętno też cały czas było wyczuwalne i w normie. Trzeba było mężczyznę przełożyć na nosze i zawieźć na szpital. Drugi ratownik pobiegł po nosze, kierownik zadzwonił do koordynatora, że przejdziemy na szpital z człowiekiem po zatrzymaniu oddechu, a ja zająłem się obserwacją mężczyzny. Musiałem jeszcze coś wyciągnąć z torby więc spojrzałem na jedną dziewczynę, która była wcześniej przy mężczyźnie.
- Hej... Jak masz na imię...? - Zapytałem tak, aby usłyszała i wiedziała, że to ją wołam.
- Brianne.. - Spojrzała na mnie i powiedziała nieśmiało.
- Pomożesz mi...? Chodź śmiało, pokaże ci, co i jak, bo muszę sobie coś wyciągnąć.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę, ale podeszła z delikatnym stresem.
- Okej, masz proste zadanie. To jest ambu... Złap w obie ręce i co dwie-trzy sekundy naciśnij i pozwól się samemu napełnić. Prosta rzecz.
Nieśmiało objęła rękami ambu i nacisnęła pierwszy raz. Dwóch sekundach nacisnęła znów. Odczekała i powtórzyła. Szybko załapała, w czym rzecz.
Ja w tym czasie z torby wyciągnąłem mankiet i słuchawki. Musiałem Panu zmierzyć ciśnienie jeszcze. Założyłem mankiet na rękę, założyłem słuchawki i zacząłem mierzyć. Pokazałem Brianne okejke, że dobrze jej idzie. Po chwili przyjechał drugi Ratownik z noszą i do środka, a kierownik dalej się użerał z koordynatorem.
- sto czterdzieści na dziewięćdziesiąt.. - powiedziałem do drugiego. Wstałem, by pomóc mu opuścić nosze na sam dół. Teraz trzeba było Pana bezpiecznie i sprawnie przełożyć.
- Brianne jeszcze chwilkę dobrze? Dajesz radę?
- Tak, jest w porządku. - Powiedziała spokojnie.
- To my teraz Pana przeniesiemy, a Ty sobie wentyluj dalej spokojnie.. - Powiedziałem do Brianne, a potem zwróciłem się do kolegi. - Na trzy... Raz.. Dwa.. Trzy.. - Jednym zamachem przerzuciliśmy mężczyznę na nosze. Dziewczyna też sobie nieźle poradziła podczas tego manewru.
Gdy już jegomość leżał na noszach, nakrycie kocem, zamknięcie barierek i zapięcie pasami. Położenie defika między nogami i podniesienie zagłówka. Wyciągnęliśmy sobie rączki i na zmianę zaczęliśmy podnosić nosze do góry. W końcu po chwili przyszedł do nas kierownik. Zastąpił dziewczynę w wentylowaniu i wszyscy we troje jej podziękowaliśmy za pomoc. Pozbieraliśmy jeszcze nasze rzeczy i posprzątaliśmy po sobie. Można było ruszać na szpital, zostawiając widownię.

***

Do wieczora jeszcze myślałem o dziewczynie, która odważyła nam, no bardziej mnie, pomóc przy pacjencie. Zazwyczaj ludzi przy takich rzeczy paraliżuje stres. Niepotrzebnie, bo wtedy akurat najważniejsze jest opanowanie.
Skończyłem pracę o dziewiętnastej i postanowiłem, że zjem dziś obiadokolacje na mieście. Akurat niedaleko była przyjemna mała restauracja, w której można było dobrze zjeść, za niską cenę. Wszedłem do środka, rozglądając się po sali. Były dwa stoliki wolne więc tym lepiej. Podszedłem do jednego, rozgaszczając się i przeglądając menu. Na co dobrego dziś miałem ochotę? Zupy nie, smażone nie, może coś gotowanego?
Padło koniec końców na ryż z warzywami gotowany i na parze, z kurczakiem grillowanym, do tego herbata. Gdy oczekiwałem na swoje zamówienie, spojrzałem przypadkowo w jedną ze stron. Zauważyłem dziewczynę, która rano była w tej kawiarni. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem się zastanawiać czy może podejść. Może nie powinienem, w budzę u niej mieszane uczucia... Biłem się tak ze swoimi myślami aż do momentu, w którym podali mi moje zamówione jedzonko. Postanowiłem, że podejdę, zapytam, czy mogę się dosiąść, czy też nie. Wstałem ze swoim obiadem i herbatą i podszedłem do niej.
-Brianne, dobrze pamiętam? - Zapytałem nieśmiało.
Dziewczyna spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem i kiwnęła głową.
- Mógłbym się dosiąść?

Brianne?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz