15 wrz 2019

Od Brianne C.D Dustin

Duży zeszyt w rozmiarze A4 rozłożony na stoliku, otwarty na którejś kartce z kolei. Dookoła leżą inne kartki i karteczki, długopisy, połamane ołówki i cztery, puste filiżanki po kawie, niewiadomo z jakiego powodu jeszcze nie zabrane przez kelnerki. Moje dłonie wraz z prawym przedramieniem są ubrudzone tuszem ołówków i długopisów, a w kieszeni schowana jest ostatnia moneta, którą mam zamiar przeznaczyć na szóstą kawę tego wieczoru. Wszyscy, przewijający się tutaj klienci obrzucają mnie dziwnym spojrzeniem, jakby to, co widzą, było conajmniej niecodzienne, a przecież takie nie jest. Do moich uszu dochodzi stukot naczyń, a kiedy podnoszę wzrok, widzę jak kuso ubrana kelnerka stawia filiżanki na tacę. Jej strój na pewno nie jest strojem firmowym, a włosy są doczepione, ale nie zastanawiam się nad tym długo, ponownie pochylając się nad wymiętoloną kartką papieru z pogryzionym ołówkiem w ręce. Nie wiem ile tu siedzę, ale z pewnością trochę, skoro moje kości i kręgosłup prawdopodobnie pękną, gdy chociażby spróbuję się wyprostować. Pstrykam palcami, miażdżąc je w jednej dłoni, a następnie w drugiej, po czym odruchowo rozglądam się po kawiarni obojętnym wzrokiem. Za oknami jest już półmrok, niestety nie mam jak sprawdzić godziny, nie przeszkadza mi to, bo do nikąd mi się nie spieszy. Brak rodziny, zwierząt, nawet brak roślin w mieszkaniu, sprawia, że także nie bardzo jest do czego wracać.

– Brianne, dobrze pamiętam? – słyszę nagle z na przeciwka, a mój półprzytomny wzrok automatycznie pada na stojącą po drugiej stronie stolika osobę. Kiwam głową, poznając w nim jednego z ratowników dzisiejszej akcji. Prawdę mówiąc, każdy dzień dłuży mi się na tyle, że do tego momentu zdążam już na dobre zapomnieć o tym, co się wydarzyło przy śniadaniu. – Mogę się przysiąść? – pyta, na co wzruszam ramionami. Jak już musi.
Wyczuwam wahanie w jego gestach kiedy kładzie tackę ze swoim jedzeniem na stoliku oraz niechęć w spojrzeniu, którą maskuje z powodzeniem, patrząc na mnie. Wkładam wszystkie swoje przybory do jednego, zabrudzonego piórnika, a pomazane kartki zbieram zamaszystym ruchem na jedną stertę, wkładając wszystko do segregatora. Nie śpieszę się z tym, „mój towarzysz" z jedzeniem również nie.
– Długo już tu siedzisz? – zagaja, popijając posiłek, na co również wzruszam ramionami, nawet tego nie kontrolując.
– Może trochę.
– Chyba dłuższe trochę – mówi z półuśmiechem na twarzy, zerkając na bałagan jaki zrobiłam, a kiedy nic nie odpowiadam, odchrząka. – Chciałem też powiedzieć, że w porządku się dzisiaj zachowałaś. Niejedna osoba odmówiłaby pomocy – znów chwyta widelec, a ja rzucam mu przeciągłe spojrzenie.
– Normalna, ludzka reakcja – odpowiadam lakonicznie, opierając głowę na ręce. Moje serce zaczyna niekontrolowanie bić szybciej, kiedy kątem oka dostrzegam czarną sylwetkę człowieka lub czegoś podobnego, stojącego w kącie pomieszczenia. Odchrząkam. – Co z nim? – zdezorientowane spojrzenie mężczyzny ulatuje w kilka sekund, po czym mi odpowiada.
– Nic mu nie będzie, ale robią mu jeszcze badania – kiwam głową, spuszczając wzrok na splecione, leżące na stole dłonie, wykręcając ich kostki.
– Cieszę się, że nic mu nie jest. Mógłbyś powiedzieć mi która godzina? – pytam, rozglądając się po kawiarni. W środku ludzi jest coraz mniej. Mężczyzna wyciąga telefon z kieszeni, a jego twarz rozbłyska pod wpływem włączonego wyświetlacza. Blask ginie, więc ten najprawdopodobniej zmniejsza jego jasność.
– Pięć po ósmej.
– Będę już iść – drżącą ręką zbieram ołówki ze stołu, po czym pakuję wszystko do torby. Wstaję nieco gwałtownie, patrząc w jeden punkt, a po kilku sekundach przenoszę wzrok na mężczyznę. – Będziesz tu jutro? – wypalam nagle, a kiedy nieznajomy marszczy brwi i kiwa głową, nieco nieprzekonany, ja odchodzę.
Dziwne trzaski i piski odbijające się głęboko w mojej głowie towarzyszą mi przez pół drogi do domu, w trakcie której próbuję nie zamarznąć na kostkę lodu. Otwieram mieszkanie po minucie pełnej prób włożenia kluczyka w zamek moimi zmarzniętymi dłońmi, z ulgą wchodząc do środka, mimo tego, że nie do końca cieszę się z powrotu do domu. Odkładam rzeczy na komodę, biorę do ręki także telefon, na którym, o dziwo, widnieje jedna, nieodczytana wiadomość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz