29 wrz 2019

Od Isabelle C.D Taylor

     - Alan, nie wchodź tam! - Usłyszałam niewyraźnie głos mojej matki dochodzący zza drzwi. Był on jednym z bodźców, które przyczyniły się do mojego obudzenia. Jednak nic sobie z tego nie robiłam i mrucząc cicho pod nosem jakieś niewyraźne, pojedyncze słowa, przewróciłam się na drugi bok, przykrywając jeszcze szczelniej kołdrą. Ledwo co nadeszła jesień, a już daje nieźle w kość. Za przykład podając chorobliwie zimną temperaturę na zewnątrz i silny, zimny wiatr.

     - Powinna chociaż teraz wcześniej wstawać, kiedy ma gości. - Do moich uszu dotarł burkliwy głos ojca, a chwilę później dźwięk otwieranych drzwi. Miał po części rację, co można mu przyznać, ale mnie też się należy momentami chwila wytchnienia, prawda? Sam fakt, że rodzice wpadli do mnie z tak daleka bez żadnego zapowiedzenia. Nie byłam na to kompletnie przygotowana, a gdy usłyszałam, że mają zamiar zostać u mnie na tydzień, lub może nawet i na dłużej, to myślałam, że zemdleję. Zawitali do mnie poprzedniego dnia w południe. Gdy otworzyłam im drzwi, to szczęka mi opadła tak, że musiałam ją zbierać z podłogi parę dłuższych chwil. Tak, niezapowiedziany przyjazd rodziny, to jeszcze większa katastrofa, niż zapowiedziany.
     - Przyjechaliśmy do niej bez żadnej zapowiedzi. - Moja mama szeptem próbowała odwieźć go od pomysłu, jakim było buzenie mnie. - Ma prawo się wyspać. Sam widziałeś, jaka wczoraj zmęczona kładła się spać. 
     - Ja też tyle lat tyle razy kładłem się spać zmęczony, a rano i tak musiałem wcześnie wstawać - wytłumaćzył, po czym poczułam, jak ten gwałtownie ściąga ze mnę puchatą kołdrę, a moje ciało ogarnia zimny dreszcz. Odruchowo się skulam, wtulając mocniej w poduszkę, jakby to miało mnie chociaż trochę ogrzać. - Wstajemy księżniczko. Szósta już jest, a ty podobno miałaś jakieś zajęcia na dziewiątą - powiedział głośniejszym tonem i to tak, by wszystko dobrze do mnie dotarło.
     - No ja wiem - wymruczałam zmęczona, nawet nie otwierając oczu. - Ale ja nawet w godzinę bym się wyrobiła.
     - Trudno i tak wstajesz. W nagrodę za wstanie ja napalę w piecu, a matka ci zrobi śniadanie. - Otworzyłam oczy, by spojrzeć na jego nadwyraz spokojną twarz. Niby ton głosu wskazywał na coś zupełnie innego, to jego mimika twarzy pozostaje niezmienna.
     - Mama - poprawiła go żona. - Ty wolisz, żeby córka do ciebie mówiła ojciec czy tata?
     - Dla mnie to obojętne - odburknął.
     - To idź napalić w piecu, ojciec. - Mama zmieniła ton głosu i wskazała ręką na drzwi, sugerując, by ten nimi wyszedł. Ten tylko westchnął ciężko i posłusznie wyszedł z pomieszczenia, cicho zamykając za sobą drzwi. W tym samym momencie ja powoli podniosłam się do siadu i przetarłam leniwie wierzchem dłoni oczy. 
     - Nie musisz koniecznie teraz wstawać - powiedziała spokojnie, uśmiechając się do mnie ciepło. Podniosła także kołdrę z podłogi i mnie ją otuliła, całując czule skroń. - Wybacz za to, skarbie. Nadwyrężamy twoją gościnność - szepnęła, patrząc na mnie przepraszającym wzrokiem, na co ja uśmiechnęłam się delikatnie i machnęłam na to ręką.
     - Nic się nie stało, mamo. Tata już taki jest. - Uśmiechnęłam się szerzej. - Ja zaraz wstanę i możemy zacząć robić jakieś śniadanie razem - zaproponowałam. - A tak w ogóle to dobrze wam się spało na tej kanapie? 
    Susan pokiwała głową z uśmiechem.
     - Jak na kanapę to jest strasznie wygodna - zachichotała. - To ty się tu teraz ogarnij, moja droga, a ja już zacznę powoli coś przygotowywać w tej kuchni. - Kobieta puściła mi oczko i nim się obejrzałam, ta zniknęła za drzwiami.
    Bez chwili zastanowienia i z ciężkim westchnieniem opadłam na materac, zamykając oczy. Moje chęci do życia tego dnia powoli spadały do zera, gdy zaczynałam myśleć o tym, co mam dzisiaj do zrobienia. Powoli w mojej głowie zaczęła się tworzyć długi harmonogram na ten dzień. Zaczynał się od od godziny dziewiątej, o której to miałam się znaleźć w domu kultury. Jakieś dwa tygodnie temu dostałam stamtąd maila, w którym to zawarli propozycję poprowadzenia warsztatów. Ja oczywiście bez większego zastanowienia się zgodziłam. Jeśli otrzymałabym taką propozycję parę lat wstecz, to mój agent zabroniłby mi poprowadzić tego typu zajęcia, bez żadnego konkretnego wynagrodzenia. Lecz dla mnie sam fakt, że robię to za darmo, powoduje szeroki uśmiech na mojej twarzy. Ludzie też będą przychodzić na te warsztaty, nie płacąc ani jednego grosza, z czego wynika to, że na zajęciach może być każdy. Absolutnie każdy. Osoby z różnymi charakterami i nawykami. Z różnymi zainteresowaniami, upodobaniami i stylami. I tak, to właśnie ten fakt powoduje u mnie wielką chęć prowadzenia tych zajęć. Możliwość poznania wielu nowych ludzi o zróżnicowanych charakterach. 
    Ciekawe, jak będzie mi się z nimi pracowało...
    Szybko jednak przestałam o tym myśleć i pozwoliłam się pochłonąć przez wir codzienności. Wizyta w łazience, która nie trwała wcale tak długo, jak przypuszczałam i krótka chwila na dobranie jakiegoś nieprzesadzonego stroju. Postawiłam na dżinsy, t-shirt w paski i długi miodowy kardigan. Także mogę bez zastanowienia stwierdzić, że ogarnięcie się nie zajęło mi więcej, niżeli pół godziny. Po tym czasie zadowolona, z wielkim uśmiechem na twarzy zeszłam na dół, gdzie spotkałam moją mamę, smażącą jajecznicę i tatę, który czytał gazetę, siedząc przy stole. Przywitałam się z nimi i zjadłam śniadanie. W międzyczasie również wypełniając miskę mojego zwierzaka, mokrą karmą.
    Mniej więcej wpół do dziewiątej wychodziłam z domu, by udać się do domu kultury, gdzie miałam poprowadzić długo przeze mnie wyczekiwane zajęcia (aż dwa tygodnie, to nadwyraz dużo). Na miejscu byłam praktycznie na styk. Sala była... można powiedzieć że pełna. Może i nie pękała ona w szwach, ale sam fakt, że tyle osób przyszło na te warsztaty, prowokował uśmiech na mojej twarzy.
    Zaczynając zajęcia, przedstawiłam się i opowiedziałam coś o sobie. Nie zmuszałam nikogo by też to zrobił, jednak poprosiłam by każdy z tu zebranych się przedstawił chociażby imieniem. Nikt się temu nie przeciwstawił, co ja przyjęłam z szerokim uśmiechem na ustach. 
    Opowiedziałam po krótce o zawodzie aktora i wyjaśniłam parę spraw, które wiązały się z tym zawodem. Połowa zajęć upłynęła na moich opowieściach i anegdotkach, pojawiających się w mojej karierze na przestrzeni lat, a druga część na rzeczywistym działaniu i integracji ludzi ze sobą. Zadałam im parę zadań, niektóre były do wykonania indywidualnie, a niektóre w grupach. Wzrokiem wychaczałam osoby, które najbardziej mnie zainteresowały, a najbardziej w tłumie dla mnie wyróżniła się jedna dziewczyna, która mimo tego, że ze wszystkim zadaniami poradziła sobie świetnie, to przez całe zajęcia wyglądała tak, jakby ktoś ją zmusił do tego, by tu była. Poczekałam więc do końca zajęć i po ich zakończeniu, dopadłam dziewczynę przy wyjściu.
     - Ty jesteś Taylor, tak? - zapytałam ją z uśmiechem. - Bardzo dobrze sobie radziłaś na warsztatach i chciałabym ci zaproponować... - naprędce wyciągnęłam swoją wizytówkę z torebki i podałam jej ją do ręki, - udział w amatorskim kółku teatralnym, prowadzonym przeze mnie. - Uśmiechnęłam się. - Nie musisz się na to zgadzać, ale nie zaprzeczam, fajnie by było, gdybyś spróbowała.

< Taylor? Właśnie mi do łba wpadł pomysł >

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz