27 wrz 2019

Od Trace'a C.D Noelia

Wpatrywał się w zrekonstruowane operacyjnie kolano, które uległo kolejnej dewastacji podczas akcji. Chwilę po operacji usłyszał ostatnie ostrzeżenie od lekarza ortopedy, albo zadba o poszkodowaną część ciała, albo czeka go kalectwo do końca życia. Zabijając kolejnych wrogów i uciekając z powrotem do konającej blondynki postawił sobie sprawę jasno, dość. Zamierzał zamknąć się w swoich czterech ścianach, poświecić czas wolny na powrót do zdrowia i naprawę kolejnych samochodów. Już nawet zdołał zapomnieć, jaką frajdę sprawiało mu wybrudzenie ciuchów smarem, bądź olejem, którego zmycie czyniło z prawdziwym cudem. Jego myśli krążyły wokół własnej przyszłości, o którą nie martwił się zbytnio do obecnych wydarzeń. Słuchając wyjaśnień komisarza na temat udanej łapanki, był pod wrażeniem tak szybko zaplanowanej akcji . Jednak czy złapanie tych ludzi gotowych do oddania życia w imię ich chorych poglądów, mogło coś wnieść do zamknięcia wielu spraw? O tym mogła mu jedynie powiedzieć Noellia, której stan nie był zbyt ciekawy. Jednak czy specjalnie się tym przejmował? Odpowiedź była łatwa do przemyślenia, nie.
Pierwszy raz od dłuższej chwili zawiesił wzrok na swoim byłym partnerze zawodowym, który odwiedził go w szpitalu. Nie mógł jednak przyjąć do siebie rzeczy, jakie mężczyzna starał mu się przebić do bańki. Za każdym razem kiwał przecząco.



- Morty… Znasz mnie jak nikt inny, poznałeś dostatecznie na wylot. Nie mogę odpuścić tej sprawy, kiedy oprawcy nie trafią do pierdla. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, krzywiąc się na jednorazowy ból związany z nieznacznym ruchem nogi. - Szkoda, że szubienica jest zakazana w dzisiejszych czasach.
- Dokończyć sprawę?! Trace kryjesz naszego mordercę! Naprawdę tak masz już zrytą banię, aby to zauważyć? - siedzący dotąd w ciszy towarzysz, wstał nieznacznie z dotychczasowego miejsca spoczynku. Brew policjanta wystrzeliła tylko w górę, aby zrozumieć powagę sytuacji. Jedyną odpowiedzią było tylko wzruszenie ramionami, kiedy ponownie przeniósł wzrok na dotychczasowe akta przesłuchań. - Prawie zginąłem...My zginęliśmy.
- Naprawdę mi przykro...Że zostałeś tak poszkodowany w moim zaniechaniu bezpieczeństwa i ostrożności. Naprawdę, jednak mam priorytety. Po zakończeniu pewnych spraw trafi za kraty na cały swój żywot i dzień dłużej.
- Phoenix… Jeśli tego nie zrobisz, sam wydam ją w łapy policji. - w międzyczasie stróż prawa sięgnął po swój telefon, aby dać znać pewnej osobie, jaka mała po niego przyjechać.

Jego siostra miała już dość swoich problemów i załatwiania formalności związanych z ubezpieczeniem, aby prosić ją jeszcze o przybycie do szpitala. Tym bardziej, że przez dłuższy czas nie będzie mógł praktycznie wstawać z łóżka. Chodzenie o kulach przewidywano dopiero za jakiś tydzień, w ten czas miał oszczędzać swój organizm, zreperować go. Po kilku dniach w szpitalu mógł go oficjalnie opuścić. Jednak nie opuszczał go jako policjant na zwolnieniu zdrowotnym, a najzwyklejszy cywil. Stracił swoją pozycję, możliwości zawodowe do czasu, kiedy będzie mógł złożyć wyjaśnienia przed komisją. To wszystko nie miało mieć takiego obrotu spraw, a wylądował na cienkim lodzie. Obawiał się jeszcze działań tajemniczej organizacji, która mogła zagrozić jego siostrze. Do tego dopuścić nie mógł, za żadne skarby świata. Miała jednak swoistą ochronę, prowadzając się z jakimś żołnierzyną i spędzając większość czas po uczelni w jego domu. Na strzeżonym osiedlu, co równało się z bezpieczeństwem.

- Morty naprawdę zawdzięczam wiele twojej osobie, ale naprawdę już mam w poważaniu większość spraw. Zostałem zdegradowany, odebrano odznakę, pozwolenie na broń. - odpowiedział mu po dłuższej chwili milczenia, odrzucając telefon na łóżko. Ten z plaskiem wylądował na jego zoperowanym kolanie, co spowodowało wiązankę przekleństw, zaś chwilę potem przegryzioną wargę. Do krwi.
- Jeden z najlepszych ludzi… Zrobi z siebie niedługo kalekę, sprezentuje miejsce na cmentarzu i odejście z pełnymi honorami. Przy grobie, bo spieszno do niej tobie, jak jeszcze nigdy.

Nie zdążył powiedzieć wiele, jakoś poprawić nastrój swoistego przyjaciela. Nie zdążył zmienić jego planów dotyczących wydania blondynki, o wszystkich siłach opuścił pomieszczenie. Pozostał sam w szpitalnej sali, cierpiąc z bólu i bijąc się z własnymi myślami. Miałeś wszystko, a zmieniłeś się w swoiste gów.no, przeszło mu przez myśl. Postanowił wezwać “swoją” młodziutką pielegniareczkę, aby podała mu urokliwe prochy. Wolał już pospać, niż myśleć o całej sytuacji sprzed chwili. Jeszcze dwie godziny i słodki powrót do domu, przeszło mu przez myśl, wzrok kierując na widoczne niebo za oknem. Chociaż przez mały fragment mógł obserwować trwanie dnia, zanim powróci do szarej rzeczywistości. W samotności pogrążył się w swoich myślach zapominając o istnieniu pewnej blondynki, która żyła kilka pomieszczeń dalej. Podłączona do aparatur, dość dużą ilością przetoczonej krwi, pogrążona w śnie. Aby zbierać siły na dalsze przygody, jakie mogły się wydarzyć. Jednak Trace nie zamierzał brać ich pod uwagę.

~ * ~

Dotychczasowy policjant nienawidził nowoczesnej muzyki, słuchanej nałogowo przez bandę nastolatków na wieśniackich głośnikach, kiedy przechadzali się po miastach. Tym bardziej jeśli chodziło o jego otoczenia, na szczęście jego bębenków słuchowych, jego siostrzyczka okazała się mieć podobne gusta. Zamiast lecących pseudo przebojów, przez otworzone drzwi garażu z samochodami roznosiła się mocna muzyka. Trace spędzał wolne dnie tylko w garażu, gdzie wraz z wspólnikiem-przyjacielem mieli pełne ręce roboty, jednak tego dnia nie byli sami. Na sporym skrawku zieleni na poboczu jego loftu dało się słyszeć krzyki bawiących się dzieci, zapach smażonego mięsa i rozmowy dorosłych. Nie podobało mu się to wszystko, gdyż poczuł naruszenie prywatności. Cass postanowiła urządzić w ten piękny dzień grilla dla przyjaciół z sąsiedztwa i jej uczelni.
Próby wybicia pomysłu z głowy nie weszły w życiu, pomimo od “wypadku” minął ponad miesiąc. Przez ten czas miał się na baczności, całkowicie. Broń miał ukrytą wręcz w każdym zakątku swoich czterech ścian, kamery zainstalowane w najmniejszym zagłębieniu. Wiedział doskonale, że spierdolił sprawę. Zagrożeni byli wszyscy, nawet zwykła sekretarka pracująca w ubezpieczeniu, jaka reprezentowała jego sprawę.

- Wujaszku Trace, w u j a s z k u… - poczuł ciągnięcie przy nogawce spodni, gdy w żaden sposób nie reagował na wołanie siedmioletniej dziewczynki. - Ciocia Cass…
- Wołała mnie na jedzenie, zrozumiałem przekaz już jakiś czas temu… - uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na małego człowieczka. Po wytarciu dłoni w szmatkę, po prostu wziął szatynkę w warkoczykach na swoje ręce.
- Wujaszku? Jakaś ładna pani przyjechała pod bramę, wiesz? - dreszcz momentalnie przeszedł po jego plecach. - Goście poszli do domu, bo zrobiło się chłodno, ale chcę…
- Zajmę się wszystkim, mały żołnierzu. Zmykaj do wszystkich, a w naszej kryjówce są dobre słodycze, leć.

Odprowadził malutką wzrokiem dopóki nie zniknęła mu z oczu, a uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Podszedł do skrytki, skąd wyciągnął tak uwielbianą broń, do której miał swoisty sentyment. Chowając go za paskiem spodni, wyszedł z głównego budynku. Rzeczywiście. Stała tam jak gdyby nic, opierając się o wyglądający drogo samochód. Piekło upomina się o swoje, przeszło mu przez myśl, kiedy zacisnął pięści.

Noellia? Przepraszam za zwłokę

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz