4 kwi 2020

Od Sashy do Taylor

Sącząc kawę z wielkiego kubka, przeglądałam spotkania na dziś. Miałam zaplanowane dwa przedpołudniem oraz jedno dokładnie po obiedzie. W związku z tym prawdopodobnie szybko uda mi się wrócić dzisiaj do domu. Dopiłam ostatni łyk napoju, po czym wstawiłam brudny kubek do zmywarki. W drodze do łazienki skontrolowałam swoje odbicie w lustrze. Żakiet oraz spodnie garniturowe w stalowym odcieniu szarości kontrastowały z elegancką bluzką o kolorze tureckiego zachodu słońca. Kolor części mojego odzienia mógł przyprawić mojego szefa o palpitację serca, ale się tym nie przejmowałam. Biedak nie miał za grosz fantazji. Postanawiając nie przeciągać struny z wymyślnością mojego ubioru, nałożyłam na usta tylko nieco koralowej szminki. Nie mogąc jednak się powstrzymać, zwieńczyłam mój makijaż także ledwie widoczną kreską nad okiem. Zadowolona z ogólnego efektu, uczesałam włosy. Postanowiłam zostawić je opadające na plecy.
– Masz siano na głowie – skomentowała jedna z papug, które z zainteresowaniem obserwowały moje poczynania zza uchylonych drzwi łazienki.
– I w głowie też! – dodała druga.
Na myśl o staraniach mojego brata zaśmiałam się na głos. Ptaki poszły za moim przykładem, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło. Gdyby jakaś postronna osoba przyglądała mi się w tym momencie, uznałaby mnie za obłąkaną. Kiedy w końcu opanowałam napad napadem wesołości, zerknęłam na zegar na ścianie. Na widok godziny, którą wskazywały długie wskazówki, złapałam torebkę z papierami w jedną rękę, a klucze w drugą, po czym wybiegłam z mieszkania. Na niskich obcasach potrafiłam przemieszczać się już wyjątkowo sprawnie, ale schodząc z klatki i tak prawie udało mi się zabić. Biegnąc na autobus, również parę razy byłam bliska zaliczenia gleby, ale ostatecznie udało mi się przetrwać bez większych incydentów. W transporcie publicznym o tej godzinie jak zwykle był tłok. Na szczęście moja podróż do pracy trwała jedynie trzy przystanki.
Ostatecznie wpadłam pędem do biura idealnie na czas, lekko zdyszana, jednak z wielkim uśmiechem na twarzy.
– Dzień dobry! – przywitałam recepcjonistkę, która jak zwykle była już na swoim stanowisku.
– Dzień dobry, cóż to za pośpiech? – zapytała, z niewinnym uśmiechem na twarzy.
Niemal codziennie rano wpadałam do pracy na ostatnią chwilę, co stało się naszym wspólnym żartem. Nierzadko robiono mi aluzje na ten temat.
– To przez ten autobus. Komunikacja miejska w naszym mieście to jakiś nieśmieszny żart! – odpowiedziałam, z udawaną rezygnacją załamując ręce.
Jak zwykle recepcjonistka odpowiedziała mi cichym śmiechem.
Przykładając palec do skanera, przywołałam windę. System biurowca zawsze działał bez zarzutu, także i tym razem zawiózł mnie automatycznie na odpowiednie piętro. Witając po drodze paru współpracowników, weszłam do mojego gabinetu. Na biurku znalazłam kilka teczek dotyczących dzisiejszych klientów. Wśród nich była starsza bezdzietna para, która zakupiła nową przyczepę kempingową. Sądząc po ich wieku, pojazd będzie jedynie stać w garażu, przez co można wnioskować, że firma z chęcią podpisze z nimi umowę.
– Sasha – w drzwiach stanął mój przełożony. – Williama córka niestety zachorowała, więc musiał pójść na zwolnienie. Wzięłabyś jego klientkę? Wszystkie polisy są w teczce, trzeba tylko jej o nich opowiedzieć i podpisać umowę.
– Jasne – uśmiechnęłam się do niego. – O której?
– Wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć. Są umówieni na siedemnastą – odparł.
Z trudem powstrzymałam się od podniesienia spojrzenia ku sufitowi. To by było na tyle z moich planów szybkiego powrotu do domu.
– Nie ma problemu – odpowiedziałam, ale mój uśmiech dla odmiany nie był już zupełnie szczery.
~~*~~
Zamknęłam z głębokim westchnieniem szufladę. Starsi państwo okazali się wyjątkowo ociężali, więc rozmowa z nimi pozbawiła mnie całej energii. Przejrzałam pobieżnie papiery dziewczyny, która niedługo miała się zjawić w moim gabinecie. Z zaskoczeniem stwierdziłam, że miała być niewiele młodsza ode mnie. Prędko odzyskałam nieco wigoru, chociaż oznaczało to, że spotkanie prawdopodobnie się przedłuży. Ubezpieczyciele niechętnie dawali oferty młodym kierowcom, a pisane przez nich umowy często były długie i zawiłe, żeby pogubić nieoczekującą niczego młodą duszyczkę. Często zawierały dokładne opisy, w jakich warunkach przypadałoby odszkodowanie, a w jakich nie. Ceny te w porównaniu z przeciętnymi ubezpieczeniami były niezwykle wysokie, z czego jednak niewiele osób zdawało sobie sprawę w tak młodym wieku. Gorzej będzie, jeśli dziewczyna pojawi się w towarzystwie rodziców, bo wtedy długie wywody na temat dyskryminacji młodych i pełne oburzenia spojrzenia miałam jak w banku. Poprawiłam stojący na biurku słój z miętówkami oraz wyprostowałam leżące już i tak idealnie długopisy. Odsunęłam rękaw, żeby spojrzeć na tarczę zegara. Klientka miała pojawić się za dwie minuty, a ja w duchu modliłam się, żeby się nie spóźniła.

Taylor? Naszą przygodę z ubezpieczeniami uważam za zaczętą!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz