21 kwi 2020

Od Izzy cd. Candice

Nie podoba mi się ta dziewczyna. Nikt nie proponuje ci bezinteresownej pomocy w tych czasach, a tym bardziej wzięta prosto z castingu na modelkę była faceta, którego chcesz się pozbyć. Tak się jednak składa, że Raphael nie podoba mi się jeszcze bardziej, dlatego patrzę przekonująco na Candice. Wygląda, jakby chciała stąd iść, jak najdalej od Amary. Ja oczywiście popieram jej zdanie, ale ważny jest sojusz, nawet jeśli nie zawierasz go z kimś, kogo obdarzasz wielką sympatią. Ja akurat jestem w tym dobra. Podobno.
Mniejsza z tym.
Amara wcale nie wygląda na taką, co czeka na odpowiedź. Ona już podjęła decyzję za nas. Nie musimy odpowiadać. Lubię ludzi zdecydowanych, ale przeczucie - które coraz częściej zaczyna się odzywać - podpowiada mi, że jej natura jeszcze nie raz da nam się we znaki.
- Wręcz przeciwnie - mówię, powtarzając ruch dziewczyny i rozkładając ręce na znak, że podoba mi się miejsce, w którym rozmawiamy. Cisza, spokój, a jeszcze nie pokręciło mnie na tyle, bym wierzyła, że ktoś nas śledzi. Chyba że Amara wplątana jest w jakieś mafijne sprawy, śledzi ją FBI, czy inna organizacja rodem z filmów akcji.
- Wolałabym jednak znaleźć się w innym miejscu - upiera się, co ja sama odbieram niezbyt pozytywnie. Unoszę w geście rozbawienia brew i krzyżuję ręce na piersi. To taka delikatna sugestia, że nie zamierzam ustąpić. Jeszcze w naszym mieszkaniu jej nie było.
- Albo gadasz, albo idę do domu. Jakbyś nie zauważyła, to nie jest środek lata, żebym siedziała na powietrzu i delektowała się słońcem. Naturalnie jestem cudowna, także do rzeczy, kochanie.
Wachluję rzęsami w przesłodzony sposób, bo takowy pasuje mi do postaci Amary.
Dobra. Pora coś wyjaśnić. Ona nie wydaje się zła i prawdopodobnie przesadzam z reakcjami, ale ten typ charakteru jest naprawdę drażniący i totalnie gryzie się z moim. Spotkałam już na drodze podobny, tyle że znacznie wredniejszy. Suka potrafiła kąsać, jak żmija, którą była. Oczywiście ja, jako ta bezkonfliktowa, trzymałam w sobie chęć włożenia jej do terrarium, zamknięcia i zagazowania całego pokoju, ale przez to mój związek, który tak pięknie się zapowiadał, legł totalnie na dnie. Jedna irytująca osoba potrafi być bardziej upierdliwa niż drzazga w pupie.
Koniec wywodu. Po prostu czas stwierdzić, że nie lubię Amary, nawet jeśli nie jest złą, zniszczoną osobą, a ja nie znam jej całkowicie.
- Poznałam go...
- Nie prosiłam cię o historię z bajki, tylko konkrety - przewracam oczami, będąc już zniecierpliwioną. Na skórze pojawiła mi się gęsia skórka, choć gruba bluza chroniła mnie przed chłodnym wiatrem.
- No przecież mówię - dziewczyna zaznacza to z impetem, a ja czuję się powoli martwa w środku - Muszę wam opowiedzieć wszystko od początku. Nie da się zrozumieć zdania od połowy - Amara śmieje się, jakby właśnie z jej ust wypłynął niesamowicie komiczny żart, który obydwie nie zrozumiałyśmy. Candy wykrzywia usta w uśmiechu, jakby trzymała ostatki kultury, ja mierzę spojrzeniem dziewczynę, bo mam ochotę uderzyć się w czoło. Przepraszam, ją uderzyć w czoło.
- Ale my nie mamy czasu, kobieto. Mamy konkretny cel - jak to określiłaś - zgnojenie twojego byłego.
- Dobra, to nie ma sensu - wtrąca Candice i rozkłada dłonie w celu uspokojenia sytuacji - Po prostu umawiam się z Raphaelem, jeśli będzie coś nie tak - Candy kieruje na mnie swój palec - nie rzucaj się na niego, jakbyś była we FBI, dobrze? Niedaleko parku jest jakiś sandwichshop, czy najlepsza kanapka zadowoli panią Mortensen?
- Nic mnie nie zadowoli tak bardzo, jak zniszczenie tego typka, ale niech ci będzie. Jedzenie jest lepsze niż chłopak. Masz mieć telefon przy sobie, w przeciwnym razie, dzwonię na policję i zgłaszam uprowadzenie z próbą gwałtu, morderstwa i manipulacji. Dodam do tego, że go nie lubię, więc na pewno dadzą mu wtedy dożywocie.
- Dobrze, mamo. A ty - Candy tym razem kieruje spojrzenie na Amarę - Jeśli chcesz, to przyjdź. Mimo wszystko znasz go z naszej trójki najlepiej.
- Oczywiście! - Amara klaszcze w dłonie, ja natomiast odwracam się z chęcią odejścia od niej jak najdalej.
- Zanim skończę, mam jeszcze jedno nurtujące mnie pytanie - zatrzymuję się, gdy Candice kontynuuje - Na jakiej podstawie mamy ci uwierzyć, że - oczywiście czysto teoretycznie - nie próbujesz nas odwieść od pomysłu, bo chcesz po prostu do niego wrócić? - w pierwszej chwili miałam zbesztać Candice za ten pomysł, bo przecież nasz plan nie polega na sprawdzeniu Raphaela (no może w jakiejś części, mniej uwzględnionej przeze mnie), a pozbyciu się go. Jednak muszę przyznać jej też medal za rozsądne myślenie.
Przeskakuję wzrokiem na Amarę, która wydaje się skonfundowana tą uwagą.
- Chyba nie wyraziłam się jasno. To dupek, który nawet nie powiedział mi, że nasz związek się skończył. Nie zamierzam do niego wrócić, tylko wam pomóc. Nie wiem, dlaczego jesteście wobec mnie takie sceptyczne - prycha pod nosem, nie ukrywając swojej urazy. Znowu porozumiewamy się z Candy za pomocą spojrzeń. Ona wzdycha cicho, ja dyskretnie wzruszam ramieniem.
W tym momencie Amara ma rację. Nie jesteśmy do niej pozytywnie nastawione. Może i jestem złośliwa, ale posiadam też empatię. Czasem dobrze, czasem źle, jak to kiedyś powiedział pewien mądry człowiek.
- No dobra, to czego chcesz w zamian za informacje?
- Ostatnio chodzę na zajęcia z jogi. Są naprawdę świetne. Polecam. Wydajecie się bardzo spięte.
Moja mina, sugerująca, że zaraz nie wytrzymam, wezmę gruby kij i walnę ją w głowę, jest wystarczającą odpowiedzią i sugestią dla mojej przyjaciółki, że pora skończyć to spotkanie.
Chowam dosyć już zmarznięte dłonie do kieszeni.
- Nie, dziękuję. Jogę mam codziennie przy szafie, gdy nie mogę się zdecydować, w co się chcę ubrać. Możemy wrócić do tematu? A najlepiej to prosto do domu? Nogi mi zdrętwiały.
- Moja trenerka od fitnessu poleciła mi słuchanie muzyki klasycznej. Podobno wycisza.
- Jutro o 17 spotykam się z nim w parku. Bądź wcześniej, bo nie chcę się tłumaczyć, dlaczego widzi swoją byłą. Będziemy czekać w ImagineSandwich, na wschodnim skraju Flying Solo.
- To park dla singli - dziwi się Amara, a ja parskam śmiechem. Candice posyła mi swoje spojrzenie, ale nie kryje uśmiechu.
- Nie pytaj - wzdycha i odrywa się od stołu do ping ponga, o który się wcześniej oparła - I nie śledź nas na następny raz. Nie gryziemy, gdy ktoś do nas kulturalnie podchodzi.
- Nie jestem tego taka pewna - mówię pod nosem, a rudowłosa chwyta mnie za ramiona i odwraca, rzucając tylko ostatnie głośne "cześć" na pożegnanie.
- Poczekajcie! - woła za nami. Przez chwilę mam ochotę zacząć uciekać, ale odwracam się powoli, ukrywając skrzętnie to, że wcale nie zamierzałam tego robić. Powtarzam czynność za Snow - Podajcie mi swoje numery, tak w razie czego. Wiecie, musimy mieć kontakt.
- Dla świętego spokoju, nie będę się kłócić o to, że jest takie coś jak portale społecznościowe - zabieram z dłoni Amary jej telefon i wbijam w niego swój numer i Candice - A teraz do widzenia.
Odchodzę wraz z przyjaciółką w stronę wejścia do naszego apartamentowca. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę w ciepłym mieszkaniu.
- Nie jestem co do tego przekonana, Mortensen. Tak naprawdę, to nadal nie udowodniła nam, że Raphael to zboczeniec do kwadratu i ma tylko jeden zamiar. Przez większość rozmowy opowiadała nam wspominki ze swojego życia, a tym bardziej w związku z nim. Czy ja mam być o to zazdrosna, bo nie rozumiem intencji?
Wychodzimy z windy i idziemy w stronę naszych drzwi. Wyciągam z kieszeni klucz i otwieram zamek, wzdychając.
- Owszem, ona jest irytująca, ale właściwie jako jedyna miała z nim bliższy kontakt, także proszę cię, zagryź zęby, zepnij swoje seksowne pośladki i ignoruj jej słowny album fotograficzny z idealnego życia - wchodzimy do środka. Candice chichocze tym swoim świńskim śmiechem, który ujawnia tylko, gdy jesteśmy osobno razem. Oczywiście ja to tylko tak określam, za co zawsze dostaję łokciem w bok.
- Od kiedy zamieniłyśmy się rolami?
- Od wtedy, kiedy muszę bronić twoją zacną myszkę przez groźnym wężem, także nie dziękuj.
- O matko i córko - dziewczyna przeciera twarz i zakłada do tyłu wypadające, niesforne kosmyki rudych loków z koka - Jeszcze raz to powiesz, a moja psychika na zawsze pozostanie złamana. Tego się nie "odpamiętywuje".

Candice szykuje się na spotkanie z Raphaelem O'Connelem już z czterdzieści pięć minut. Oczywiście ja nic do tego nie mam, bo sama wyznaję zasadę, że nieważne z kim, wyglądaj oszałamiająco. Chyba że spotykasz się z najlepszym przyjacielem, wtedy możesz iść nawet w szlafroku.
Ja nałożyłam na siebie zieloną, klasyczną parkę, pasującą do czarnych spodni i sportowych butów, które ułatwią mi zadanie, jeśli w razie czego, będę musiała powalić pana przystojniaka na ziemię. Co pewnie jest niemożliwe, bo domyślam się, że jest z dwa razy cięższy ode mnie.
Wychodzimy z mieszkania i od razu kierujemy się do ImagineSandwich, gdzie miała czekać na nas już Amara. Candy miała dojść na miejsce spotkania, niedaleko "kanapkowego raju". Jednak naszej wścibskiej koleżanki nie ma. Dlaczego mnie to nie dziwi?
- Obiecuję, że zjadę ją równo - mówię, wyciągając telefon i szukając numeru telefonu dziewczyny, który wczoraj mi podała.
- To dołącz jeszcze pozdrowienia ode mnie, bo powinnam być już na miejscu. Wiesz, jak nie lubię się spóźniać... - Candice przerywa i wzdryga się, gdy Amara zachodzi ją od tyłu i łapie w talii.
Unoszę brew, dziwiąc się, że rudowłosa jeszcze się nie zamachnęła.
- Z tego, co pamiętam, miałaś być tutaj z dziesięć minut temu, koleżanko - mój pretensjonalny ton odbija się od ścian.
- Wiem, ale musiałam zrobić zdjęcie - zaciskam usta i nie odpowiadam, bo pewnie byłoby to coś nieprzyzwoitego. Zamiast tego odwracam się do Candy i poganiam ją - Idź już, bo jeszcze sobie pójdzie - odpowiada mi sztucznym uśmiechem na moją ironiczną uwagę i wychodzi z pomieszczenia.
Ja podchodzę do lady i zamawiam kanapkę oraz sok pomarańczowy. Amara zajmuje najlepsze miejsce do robienia zdjęć, na co reaguję przewróceniem oczu. Siadam naprzeciwko niej.
- To manipulant. Od takich osób trzeba się trzymać z daleka - zaczyna, jakbym pytała. U niej wystarczy jedno słowo, żeby wywołać potok słów. Ja też lubię gadać, ale gdy widzę w tym sens - Wiesz... jedność kobiet, sojusz jajników...
- To ja tu sprawuję pieczę nad czysto feministycznymi poglądami, także nie musisz nic mówić - macham ręką.
W tym samym czasie nachodzi mnie pewna myśl, więc niech stracę, ale zacznę temat.
Unoszę głowę znad telefonu, w którym mam otwartą przeglądarkę i przeszukuję jakieś badziewne artykuły, co tytułami bolą w oczy i pochylam się nieco do przodu.
- Skoro ten Raphael to taki dupek, to dlaczego z nim nie zerwałaś wcześniej?
Kelnerka podaje mi moje zamówienie, a ja od tej chwili ją wielbię, bo wszyscy ludzie, którzy przynoszą komuś jedzenie, powinni być wielbieni. Chyba że to parszywe gnoje, wtedy nie. Proste i logiczne.
- Och, nie. Nie mówiłam, że był dupkiem od początku. Potrafił być uroczy, sympatyczny, nie gapił ci się w biust przy spotkaniu, no i ma nieziemski uśmiech.
- Tak, coś już o tym uśmiechu słyszałam - przewracam oczami, mając w głowie słowa przyjaciółki, które brzmiały niedawno całkiem podobnie. Tylko nie były okraszone rozmarzonym, moim zdaniem całkiem tandetnym westchnięciem - Nie masz ideału na tym świecie. Jeśli któryś zachowuje się tak, to znaczy, że to skrzętnie wypracował.
- Masz negatywne podejście do mężczyzn.
- A ty co? Pani psycholog?
- Zostałaś kiedyś źle potraktowana lub któryś skrzywdził cię w sposób, który odcisnął na tobie piętno przypadku i teraz prześladuje cię jedna myśl - żadnemu nie potrafisz zaufać?
- Słucham? Jaja sobie ze mnie robisz? Wychowałam się z pięcioma braćmi. Co prawda większość jest młodsza, ale to wystarczająca szkoła życia. Żaden z nich nie jest idealny i w niczym nie przypomina tego palanta, co chce przerobić moją przyjaciółkę za pomocą uśmiechu. Trafiła kosa na kamień.
- Chciałabym mieć takie przyjaciółki - mierzę ją morderczym spojrzeniem. Jakbym właśnie jadła moją kanapkę, to bym się zachłysnęła.
- Oczywiście. Każdy by chciał - prycham - A teraz daj mi zjeść w spokoju to pyszne coś. I błagam, nie chcę słyszeć historii małej Amary, historii średniej Amary, a tym bardziej historii starszej Amary. Liczy się tylko jedzenie.
- Więc opowiem ci historię o moim cacuszku.
- Jakim znowu ca... zresztą, co mnie to obchodzi, nie chcę słuchać żadnej historii - to jednak nie dociera do dziewczyny, bo dostaję całą stertę historii, niespójnych logicznie, bo co chwila dodawane było wydarzenie, kompletnie niezwiązane z aktualnym. Takie małe dygresje, tylko jak się je połączy, to niezbyt fajnie to wygląda.
Siedząc znudzona i wgapiając się co chwila w telefon, oczekując jakiegoś wybawienia, z tego całego amoku i głosu Amary uwalnia mnie wchodząca, niczym smok do zamku, Candice. Omiata wzrokiem pomieszczenie, a potem siada przy naszym stoliku, nawet nie patrząc, gdzie jest wolne.
- Jak tam randka? - uśmiecham się sugestywnie.
- To nie była randka, Iz. Powtarzam ci to, który tam raz w kolejności powinien być - odpowiada, a ja uderzam głośno dłońmi o blat i opieram o jedną z nich podbródek.
- Oho i tę historię chcę wysłuchać.

Candice?

+40 PD

2036 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz