8 kwi 2020

Od Ivana CD. Dymitra

Promienie słońca dostały się do mojego pokoju, to był zdecydowanie minus posiadania tak zbudowanego domu. Przez szkło dostawało się światło bo przecież zapomniałem wieczorem zasłonić rolety. Jęknąłem cicho i sięgnąłem po telefon by sprawdzić godzinę. Było pięć po szóstej. Westchnąłem i wydostałem się spod ciepłej warstwy ochronnej jakim była dla mnie kołdra. Chłód otulił moje ciało. Zdecydowanie o tej godzinie nie było ciepło. Skierowałem się do garderoby by tam założyć chociaż dresy. Wyszedłem z pomieszczenia i ziewając skierowałem się do kuchni by tam zrobić sobie jakieś śniadanie. Padło na jajecznice, którą szybko sobie sprawiłem. Nakarmiłem także pumy, które rozciągały się w kuchni. Pozwoliłem im zjeść mięso, które włożyłem im do misek, a sam zająłem się swoim śniadaniem. Piłem powoli kawę, którą zrobiłem w ekspresie i oczywiście nieprzytomny próbowałem dojść do siebie. Wróciłem do domu koło pierwszej w nocy. Spałem zaledwie pięć godzin. Tak to zdecydowanie dobry czas. Jednak potrzebuje kiedyś pospać trochę dłużej. Chociażby sześć godzin, już nawet nie mówię o tych ośmiu bo wiem, że tyle mi nie będzie dane spać w najbliższym czasie. Kiedy zjadłem w miarę dobre śniadanie odłożyłem brudne naczynia do zmywarki, a następnie wstawiłem ją ponieważ była już pełna. Sprawdziłem czy koty zjadły do końca i nalałem im świeżej wody. Ziewnąłem przeciągle i pochwyciłem kolejną szklankę by zrobić sobie kolejną kawę. Spojrzałem na pumy, które wylegiwały się już na dywanie czyli w miejscu gdzie świeciło już słońce. Wygrzewały się zadowolone cicho mrucząc. Podszedłem do nich i pogłaskałem je po grzbiecie, zadowolone przeciągnęły się i otworzyły powieki. Widziałem zaspane oczy Neo i Jene, która jak zawsze przygotowana była, na każdą możliwą sytuacje.

- Idziemy zaraz.- powiedziałem i ruszyłem w stronę garderoby. Ubrałem bluzę i zszedłem na dół gdzie zwierzęta już na mnie czekały. Zapiąłem im szelki gdyby co. Mimo iż biegałem po swoim terenie kilka razy spotkałem się z tym, że ktoś po prostu mimo zakazów wchodził na moją posiadłość. Nie wiem czemu tak bywało, jednak już zdecydowanie miałem tego dość. No ale cóż nie mam na to wpływu. Wyszedłem na dwór, a zimne poranne powietrze otuliło moje całe ciało, a zaciągając się nim niemal cięło moje gardło sprawiając lekki ból. Zdecydowanie nie lubiłem takiego powietrza. Wróciłem się po maskę do biegania i spojrzałem na dwa koty, które plątały się pod moimi nogami i lekko się uśmiechnąłem.

Wróciłem do domu cały spocony z uśmiechem i zadowoleniem na twarzy. Wszedłem pod prysznic by wziąć zimną kąpiel. To pobudzało jeszcze bardziej organizm. Zdecydowanie tego potrzebowałem. Muszę niedługo jechać jeszcze ido ojca, który ma mi przekazać papiery. Oczywiście musiałem wszystko za niego pozałatwiać. Bo ojczulek nadal uważa, że pobieram u niego nauki co do prowadzenia biznesu. Przynajmniej tak mówi, a dobrze wiem, że motywuje go do tego coś innego. Konkretnie rzecz mówiąc- lenistwo. Woli oddać swojemu synowi masę papierów do załatwienia i spędzić miłe popołudnie leżąc przy swoim basenie niż jeździć i wszystko załatwiać. Ten staruszek zdecydowanie mnie wykorzystuje, a najlepsze jest to, że ja mu na to pozwalam. Jednak ja też mam w tym cel. Ojciec wtedy przepisze swoje nieruchomości na moje imię, a nie na brata. Zdecydowanie przyda mu się na głowie kolejne księgarnie i kawiarnie. W dodatku ten starzec chce jeszcze wplątać się w otworzenie salonów samochodowych! Chce bym był współwłaścicielem! Wiecie co to znaczy? Że cała brudna robota będzie należeć do mnie, a ja zdecydowanie nie mam na to czasu. Jednak znając Bena to ten i tak zrobi swoje.
Wyszedłem z łazienki i ubrałem się we wcześniej przygotowane ubrania, które leżały idealnie złożone na blacie. Westchnąłem i poprawiłem swoje mokre włosy. Zupełnie nie chce mi się ich układać. Zresztą wyschną do czasu aż nie wyjdę z domu. Zostawiłem więc je mokre i wyszedłem z łazienki. Skierowałem się do swojego domowego gabinetu i tam odpaliłem swojego laptopa. Zająłem się pierw przelaniem premii dla niektórych pracowników. Nie miałem planów towarzyskich na dziś więc byłem bardzo zdziwiony kiedy po moim domu rozbrzmiał sygnał dzwonka do drzwi. Zmarszczyłem czoło zdziwiony i wstałem od biurka. Ruszyłem na dół po schodach prosto do drzwi. Moje włosy nadal były lekko wilgotne jednak zdecydowanie nie były już mokre. Co bardzo mnie cieszyło. Gdybym wiedział o jakimś gościu wysuszyłbym je i nawet ułożył. Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazał się zupełnie nieznany mi mężczyzna. Był przed trzydziestką, a jego zarost zdecydowanie był za duży. Jednak to jest kwestia gustu.
- Witam, czego pan tutaj szuka? - zapytałem niemal od razu nawet nie zwracając uwagi na to by się przedstawić. Dopiero teraz do moich nozdrzy dostał się zapach alkoholu. Tak był zdecydowanie pod wpływem procentów.
- Ivan Henry Jeson prawda? - o proszę! Jaki ja jestem znany. Zdecydowanie nie musiałem się przedstawiać.
-Tak to ja kim, pan jest? - zadałem kolejne pytanie uważnie obserwując chłopaka.
- Dymitr ... przyszedłem, gdyż mam interes. - odpowiedział jedynie. Zmarszczyłem czoło zdziwiony z powodu jego lakonicznych odpowiedzi.
- Proszę wejść. - rzekłem i wpuściłem go do środka. Zdecydowanie nie chciałem tego robić jednak fakt, że czułem się bardziej komfortowo w domu był dobrym argumentem. Zaprosiłem chłopaka do salonu i tak usiedliśmy na wielkiej sofie.
-Chciałbym rozejrzeć się w pańskim psychiatryku. - powiedział od razu, a ja gdybym coś właśnie pił zakrztusiłbym się.
- Po co ?- spojrzałem na niego bardzo niezadowolony.
- To mój prywatny interes... ile byś sobie życzył za jakiegoś człowieka stamtąd ? Oczywiście płacę z góry. - powiedział,  a ja w tym momencie uniosłem jedną brew do góry. Czy on właśnie proponuje mi handel ŻYWYM towarem?
- Przepraszam bardzo czy wiesz, że to nielegalne? - zapytałem i pochyliłem się lekko kładąc łokcie na kolanach. Moje koty znalazły się w salonie mierząc nieznajomego swoim czujnym spojrzeniem. Wskazałem im dłonią kąt pokoju, usiadły więc z nim spokojnie. Neo położyła się tuż pod łapami Jeny, która mierzyła Dymitra czujnym spojrzeniem.
- Oczywiście zapłacę bardzo ładną sumę. - rzekł unikając mojego pytania.
- Nie zamierzam brać udziału w handlu żywym towarem. Proszę opuścić moją posiadłość. - powiedziałem i wstałem wskazując dłonią drzwi.
- Przemyśl to. - rzekł chłopak nadal nie ruszając się z łóżka. Spiorunowałem go spojrzeniem.
- Tutaj nie trzeba nad niczym myśleć. Zresztą jest Pan pod wpływem alkoholu. Nie wiem jak się tutaj dostałeś leć proszę w ten sam sposób opuścić moje terytorium inaczej wezwę policje. - powiedziałem bardzo surowym tonem. Nie miałem ochoty dziś kłócić się z nikim. Nie miałem na to czasu ani nerwów. To zdecydowanie nie był ten dzień.

Dymitr?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz