6 kwi 2020

Od Catona C.D Leah

Mój pierwszy raz od tak dawna w siodle nie zaliczał się do najbardziej udanych. Nawet ze wskazówkami Ophelii nie czułem się tak pewny, jak chciałem się czuć i wystarczał kaprys konia lub mój niewłaściwy ruch, bym stracił swoją długo pielęgnowaną równowagę. Prawie godzina kursu pomogła mi na nowo zaprzyjaźnić się z uczuciem promieniujących bólem mięśni. Gdybym nie miał styczności ze sportem na co dzień, to z pewnością ciężej znosiłbym teraz każdy krok.

Potem odprowadziłem Talysę do boksu, wsparty towarzystwem Ophelii, która całą drogę przegadała o jeździectwie i postawie, jaką mam zachować na koniu. Owszem, byłem jej wdzięczny, jednak przez większość wycieczki po stadninie moją głowę zaprzątała jeszcze jedna myśl — sesja zdjęciowa, o jakiej przypominała mi torba z lustrzanką obijająca się o mój bok. Co prawda wykonałem parę dynamicznych zdjęć, oglądając akcje na padoku, ale to nie wystarczyło.
Mam wrażenie, że minęły wieki, zanim znowu powróciłem na ujeżdżalnię. Panuje tam pustka. Słyszę jedynie energicznie stąpającego konia z dziewczyną w siodle. Nadal nie znam jej imienia, ale ta niewiedza nie potrwa długo. Stoję ostrożnie za wyznaczoną linią i nie wychylam się poza nią. Bez pytania czy jakiegokolwiek wahania wyjmuję lustrzankę, po czym ustawiam odpowiednie parametry, by uchwycić prędkość, z jaką wszystko się rozgrywa. Prawdopodobnie Nowa już zorientowała się, że jestem, bo rzuciła mi tylko pojedyncze spojrzenie, którym nie chciała się rozpraszać. Nie umiem nazwać dokładnie przeszkód czy czynności, które wykonuje, ale co mnie to obchodzi? Jestem tu od uwiecznienia, nie nazywania, chociaż przyznaję — aspirujący jeździec powinien wyrażać chęci, by się dokształcać. Są jednak rzeczy ważne i ważniejsze, dlatego nie ma wątpliwości, że wybiorę aparat.
Nie chcę przeszkadzać jej w parkurze, więc tłumię swoje komentarze na temat... czegokolwiek. Usiłuję zachować taką ciszę, by jedynym hałasem był dźwięk zamykanej migawki i odgłosy kopyt na hali. Sprawdzam ostrość na wyświetlaczu tylko pobieżnie, żeby nie wybić się z rytmu.
— Jeśli chcesz mi teraz założyć sprawę o naruszenie prywatności, to wiedz, że się zgodziłaś. 
Dziewczyna schodzi sprawnie z grzbietu konia.
— Z moim szczęściem i tak byś ją wygrał.
Unoszę jedną brew, odplątując pasek od aparatu, który oblekłem wcześniej wokół nadgarstka, by zachować stabilność sprzętu. 
— Twoja pewność siebie jest doprawdy powalająca, mówił ci to ktoś, Nowa? — Siadam na małej ławeczce niedaleko dziewczyny. Nie jestem złośliwy w żadnym calu. — Wiesz, zwracanie się do ciebie w ten sposób nie napawa mnie dumą, więc może zdradzisz mi tą tajną informację w postaci twojego imienia? 
— Leah. — Przenosi na mnie swoje leniwe spojrzenie, zupełnie tak, jakby ten trening wyssał z niej całą energię życiową. Ale nie wydaje mi się, żeby wcześniej była bardziej energiczna. — A twoje?
— Cato. — Chowam lustrzankę w torbie i bębnię w nią palcami. — Te zdjęcia zachowam dla siebie, ale gdybyś chciała, to możesz mnie znaleźć. — Mrugam do niej enigmatycznie. 
Leah odwraca wzrok na moje słowa. Widzę, jak jej szczęka delikatnie się zaciska, kiedy obwiązuje wodzę wokół swojej ręki, by poprowadzić swoją klacz. Nie byłbym sobą, gdybym w podróży do stajni nie zagadał przynajmniej parę razy.
— Jakie miejsce w Avenley sobie zaklepałaś?
— W sensie gdzie mieszkam? — Podnosi wzrok na mniej niż chwilę. — W dzielnicy Carry. 
— To po drodze. Jeśli nie masz transportu, to mogę cię bez problemu podwieźć. — Wzruszam ramieniem. Spoglądam na nią raz po raz, doszukując się odpowiedzi w rysach jej twarzy.
Leah kręci głową z dezaprobatą. 
— Nie, nie trzeba... — przeciąga. 
— Na pewno? Bo to niegłupi pomysł — dociągam, przez co nasza rozmowa jest nerwowym, nieco bawiącym zlepkiem zdań.
— Jeśli to nie problem — kończy, na co się śmieję. 
— Nie, nie, to żaden problem — dodaję. Jestem pewien, że gdyby mój jakikolwiek kumpel siedział obok, właśnie powiedziałby „Boże, dziewczyno, nie męcz tego biedaka, widzisz jak cierpi, po prostu się zgódź.” 
Potrząsam głową rozbawiony do chwili, w której ten gest całkowicie nie wypiera z mojej głowy pozostałych oparów otumanienia. Leah w ciszy rozsiodłuje konia, po czym odprowadza go do boksu, a potem deklaruje mi w krótki i wyrazisty sposób, że idzie się przebrać. 
Na parkingu przed stadniną czekam na nią przez około kwadrans. Nie jest to żmudne, wykańczające do granic możliwości czekanie, bo rekompensuje mi to w zupełności piękne otoczenie natury. Niedługo zacznie się jesień, liście chyba dobrze zdają sobie z tego sprawę, bo z drzew strąca je najmniejszy powiew wiatru, a na ziemi gniją w płytkich kałużach. W przepływie chwili włączam radio, z którego cicho zaczyna ulatniać się muzyka bębniąca w całym wnętrzu auta. 
Ciekaw jestem, jak bardzo narozrabiał Flash z racji, że nie było mnie całe dwie godziny, może mniej. Kiedy zauważam Leah, trąbie w kierownicę. Wbija we mnie wzrok, jakby nie była pewna, że siedzę w aucie, ale chwilę potem poprawia torbę na ramieniu i podchodzi do auta. Otwieram jej drzwi od strony pasażera.
— Czuj się jak u siebie. — Płynnie ruszam z miejsca, raz za czas patrząc w lusterka, by nie zaryć w cywila.
Włączam się w avenley'owski ruch i niemal od razu jestem zmuszony stanąć na czerwonym świetle. Stukam tylko palcem w kierownicę, chcąc się czymś zająć. Leah podała mi swój adres zamieszkania i nie czuła większej potrzeby, by przerywać ciszę. Swoje emocje skrywa o tyle dobrze, że stała się dla mnie zagadką bez ani jednej wskazówki. 
— Zajmujesz się czymś oprócz jeździectwa? Nie chcę być wścibski ani nic z tych rzeczy, to tylko pytanie — zaczynam, usiłując zaznaczyć, że cokolwiek powiem, nie narzucam jej się. Zaczynam powoli rozpracowywać jej mechanizm i dam rękę uciąć, że nie jest osobą, która szybko się spoufala. 
Może nawet to nasze pierwsze i ostatnie spotkanie, bo nie przeczuwam być w stadninie często. Chyba, że uroi mi się nagła chęć na to.
— Raczej nie mam na nic więcej czasu. Jeszcze do tego wszystkiego dochodzi szkoła. A jak z tobą?
Szkoła. Ile ta dziewczyna może mieć lat? Zaczynam nad tym cicho rozprawiać, jednak nie stać mnie na zadanie tego pytania. Zajmuję się więc tym, jakie mi zadała.
— Fotografią. — Uśmiecham się i odpowiadam w dosyć oczywisty sposób, wskazując kciukiem na tylne siedzenie, na którym siedzi torba z aparatem. — Często biegam, ale to chyba nie można nazwać zajęciem. Nie wiem, czy wiesz, ale w dzielnicy Carry jest dobra kawiarnia. Polecam ci ją sprawdzić, jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś, bo klienci wchodzą tam drzwiami i oknami.
Jej kącik ust ledwo drgnął, ale to sprawia, że czuję się w pewnym stopniu usatysfakcjonowany. W pewnym małym, bardzo małym stopniu. Przejeżdżam jeszcze parę przecznic i dostaję się na obrzeża Carry, a to zdziwienie, bo jeszcze chwilę temu byłem pewien, że mieszka jak studentka w apartamentowcu. Silę się na ukrycie malutkich podejrzeń i pokonuję krótką drogą polną, która wprowadza mnie na ugruntowaną ulicówkę. Zwalniam, żeby przyjrzeć się adresom, ale wszystko staje się jasne, kiedy Leah każe się zatrzymać przy dwupiętrowym, imponującym domu. Spoglądam tylko przypadkiem w jedno okno, w którym mignęła mi kobieta, szybko zasłaniając zasłonę z powrotem.
Ignoruję to i ruchem głowy żegnam Leah, nie szczędząc wesołego uśmiechu.
— Miłego dnia i powrotu do szkoły. 
— Wzajemnie. — Wysiada, zamykając za sobą drzwi. 
Z tego wszystkiego zapomniałem nawet zapytać, do jakiej szkoły chodzi, ale jest na to za późno, bo brama właśnie zamknęła się za dziewczyną.

Leah?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz