5 kwi 2020

Od Leah C.D Cato

     Stadnina jest dość obszerna, na pewno większa niż ta, w której gościłam poprzednio. Jej infrastruktura zrobiła na mnie wystarczające wrażenie, aby wstawić tutaj Ariel. Dodatkowo, ten obiekt, jako jeden z niewielu, daje mi realne szanse na jakikolwiek, dalszy rozwój. Z tego też powodu nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała z tej szansy, tym bardziej, że tak jak moja matka zapowiedziała, to oni będą pokrywać wszystkie koszty zupełnie tak, jak dotychczas. Nie czuję się pewnie, kiedy przekraczam próg stajni. Nie wiem, czy ktokolwiek zauważył mój wczorajszy przyjazd. Matka zapewniała mnie, że wszystkich powiadomiła i wszyscy wyczekiwali mojej obecności, jednak nie spotkałam wczoraj nikogo, kogo mogłabym poinformować "cześć, to ja miałam wstawić dzisiaj konia". Byłam skonsternowana tym bardziej, że dnia dzisiejszego mam w planach odbyć trening, o którym, tak na marginesie, także każdy miał być powiadomiony. Kiedy wchodzę do stajni dociera do mnie zapach siana i słomy, jednak nie słyszę żadnych rozmów w pobliżu, czy też czyichś kroków. Postanawiam, że po prostu zrobię swoje, bo dlaczego mam przypłacić brakiem treningu brak zorganizowania ze strony stajni? Naprawdę nie chcę robić problemów już pierwszego dnia, jednak stadnina miała zbyt dobrą renomę, by pozwolić sobie na takie niedomówienia. Tym bardziej, jeśli zawodnik wraz z koniem byli czynnymi zawodnikami, wtedy nawet jeden trening robi im sporą różnicę - tak też jest aktualnie w moim przypadku.
    Z tego powodu pierwsze, co robię, kiedy wchodzę do stajni, jest podejście do boksu mojej klaczy. Drzemie, stojąc na ugiętej tylnej nodze, z chrapami opuszczonymi luźno w dół. Przebudza się, patrząc w moim kierunku, a chwilę później zmusza się do ruchu i podchodzi, kiedy wręczam jej kawałek jabłka. Z siodlarni zabieram potrzebny mi sprzęt, a także kantar z uwiązem i szczotkami. Ciężar całego osprzętu lekko mnie obciąża, ale boks Ariel na szczęście nie jest daleko, więc nie muszę tego tachać przez całą stajnie. Wyprowadzam konia, przywiązuje go do prętów boksu, a w stajni dalej panuje głucha cisza i nie widać na horyzoncie żadnej żywej osoby. Wzruszam ramionami, zaczynając czyścić klacz. Na szczęście nie jest brudna, więc po chwili zaczynam także ją siodłać. W tym samym momencie, w którym zapinam jej skórzany popręg, drzwi stajni otwierają się, a ktoś zaczyna coś mówić niemalże od razu. Wychylam się nieznacząco, jednak nieznajomy, jak się okazuje, mężczyzna, zauważa ten ruch z mojej strony.
     — Cześć. Jakby, wiesz, szukam pomocy, więc może jesteś w stanie mi powiedzieć, gdzie znajdę Ophelię Wilson? Niestety chyba nie tylko ty próbujesz mnie unikać — słyszę, na co unoszę nieznacznie brwi, tylko troszkę, niezauważalnie, bo okazuje się, że chłopak także nie jest tym, kogo najwidoczniej szukam.
     — Nie znam jej, jestem tu nowa — odpowiadam spokojnie zgodnie z prawdą. Wygląda na to, że nie tylko mojej obecności całkowicie tu nie zauważono.
     — To tak samo jak ja  — rzuca, na co przytakuję ruchem głowy, ale nie wiem czy jest to widoczne. Prawdę mówiąc, nie mam odwagi, aby spojrzeć mu prosto w oczy, więc po prostu robię to, co robiłam wcześniej, mając nadzieję że i on zaraz zrezygnuje z mojego towarzystwa. — Mimo wszystko czuję się mniej doświadczony niż ty.
     — Może tak jest.
     — Och, z pewnością. Odbywa się tu niedaleko trening? — pyta. — Wiesz może?
     — Jeszcze nie — odpowiadam, wyprowadzając osiodłanego konia z boksu. Sama nie wiem co mam zrobić z własnym treningiem, bo chyba ktoś najpierw powinien wiedzieć o mojej obecności tutaj, jednak jak na przekór, od wczoraj nikt nie pokwapił się, aby sprawdzić co się dzieje w stajni.
     — Wadsworth, przepraszam najmocniej, że przerywam twój podryw, ale chyba byliśmy umówieni, mam rację? — w najmniej oczekiwanym momencie naszą rozmowę przerywa czyjś damski, donośny głos, odbijający się echem od ścian budynku. Jest i ona! Szkoda tylko, że tak późno. Mężczyzna odpowiada jej coś, jednak wyłączam się na tę chwilę, przypinając skośnik do ogłowia.
     — Pewnie jesteś nowa? — jej głos, jak myślę, skierowany do mnie, w pewnym momencie przebija się przez moje myśli, więc odwracam się w ich kierunku ze skonsternowanym spojrzeniem i lekko zmarszczonymi brwiami. Dopiero spoglądam na chłopaka, którym okazuje się młodo wyglądający blondyn oraz nieznajoma mi kobieta.
     — Wczoraj wstawiłam tu swojego konia — mruczę, chwytając za wodze. — Sądziłam, że ktoś z personelu się tym zainteresuje, jednak byłam sama. W każdym razie, mam zaraz trening, o którym rzekomo stadnina jest powiadomiona od wczoraj.
     — Zdążyłem zauważyć, że organizacja działa tu na bardzo wysokim poziomie. Ale z tego, co wiem, w innych stadninach w Avenley wygląda to gorzej, więc witaj w raju — uśmiecha się i rozkłada gościnnie ręce, jakby chciał przedstawić mi nowy dom.
     — W każdym razie pójdę już — mówię, posyłając mu blady uśmiech w odpowiedzi na jego słowa. Odpowiedzi od kobiety nie doczekałam się wcale, dlatego też ruszam do wyjścia ze stajni, a podkute kopyta Ariel odbijają się ze stukotem od podłogi wyłożonej kamiennymi płytami. Ujeżdżalnia jest pusta, kiedy na nią wchodzę. Chodzę przez chwilę z Ariel w ręku, aby wsiąść na nią kilka minut później w celu rozprężenia. Na szczęście mimo naszej przeprowadzki nie miała zbyt długiej przerwy, dlatego mogę bez obaw kontynuować trening na tym, na czym go ostatnio skończyłam. Podciągam mocniej popręg, poganiając klacz do kłusa. Rusza nieco ociężale, ale wystarczają jej dwa kółka, aby w pełni odzyskać rezon. Po kilkunastu minutach zaczynamy pracować na kole, kiedy na ujeżdżalnię wchodzi blondyn wraz ze wcześniej wspomnianą instruktorką. Widocznie nie uwzględniono mnie dzisiejszego dnia i z tego powodu musimy dzielić się ujeżdżalnią. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale to stawia stadninę w naprawdę słabym świetle, jednak dobrze dla nich, nie jestem wybredna i nie mam zamiaru się awanturować o takie błahostki. Mimo to, w końcu za coś płacimy, prawda? Zauważam, że kobieta chwilę później wprowadza konia na ujeżdżalnię, stając przy nieznajomym mi jeszcze chłopaku. Chociaż, zaraz, jakie "jeszcze"? Zaczyna mu coś skrupulatnie tłumaczyć, kiedy na nich zerkam, a wkrótce też także przejeżdżam, dając Ariel chwilę na odpoczynek w stępie.
     — Wiesz co? Wyglądacie oboje na profesjonalistów, którzy proszą się o sesję zdjęciową. Tylko co profesjonaliści na to powiedzą? — dochodzi do mnie męski głos, który już wcześniej słyszałam. Patrzę z góry na mężczyznę ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy, aby po chwili przechylić lekko głowę.
     — Też będziesz profesjonalistą, jak się skupisz na lekcji — odpowiadam. — Jak już skończysz, to nawet będę mogła się zgodzić — podsumowuje, odjeżdżając. Nie daję mu szansy na odpowiedź, przechodząc do treningu. Staram się uważać na drugiego konia, a jednocześnie nie dać sobie przeszkodzić w dość ważnym treningu, bo w końcu musimy być w formie. Korzystając z rozstawionych na parkurze przeszkód, zaczynam naprowadzać klacz na jedną z metrowych stacjonat, którą pokonałaby z zamkniętymi oczami, gdyby tylko mogła. Pięknie, o takie konie nic nie robiłam. Po kilkunastu minutach skakania przez pojedyncze krzyżaki i stacjonaty, przechodzimy do pełnego parkuru, z czasem wprowadzając nowe przeszkody. Po szyi Ariel spływa pot, kiedy galopuje, a z pyska sączy się biała piana w umiarkowanej jednak ilości, kiedy blondyn kończy swój trening. Jednocześnie jest to dla mnie znak, że przed nami kolejne trzydzieści minut treningu. Po chwili stępa ponownie najeżdżamy na przeszkody, tym razem z pełnego galopu, pokonując metrowy okser. Wjeżdżamy na szereg, w między czasie odliczam także foule, niestety jeden z drągów spada, kiedy Ariel zahacza o niego kopytem. W tym samym czasie widzę, że mężczyzna wraca na ujeżdżalni, więc macham do niego, aby zwrócił na mnie uwagę. Kiedy mi się to udaje, podjeżdżam, mówiąc:
     — Mógłbyś poprawić tamtą przeszkodę? — pochylam się w jego kierunku, jednocześnie wskazując na drewniany, kolorowy drąg leżący przy przeszkodzie liczącej metr dziesięć. Przy jego wzroście nie będzie to na szczęście problemem. Przydałby mi się ktoś taki, przyznaję sobie w duchu.
     — Jasne — odpowiada, a ja w duchu wzdycham z ulgą, nawet dobrze nie wiedząc dlaczego. Dopiero zauważam, że trzyma w ręce lustrzankę, którą zawiesza sobie na szyi na śmiesznym, grubym sznurku przymocowanym do aparatu. — Skąd właściwie jesteś, bo mówiłaś, że jesteś tu nowa? — zagaja, kiedy jadę za nim.
     — Mieszkałam w dość małym mieście na granicy z Calor — mówię dość ogólnie, jednak szybko przypominam sobie, że przecież kontakty międzyludzkie zwykle tak nie wyglądają, racja? — Rodzice postanowili się przeprowadzić, bo musieli dojeżdżać do pracy. No i brat ma większe możliwości rozwoju, niż tam. W jakiejś filharmonii, czy czymś takim — opowiadam bez oporu.
     — A ty? — pyta dosyć ogólnie, zaraz dopowiadając. — Jakie masz tu możliwości, korzyści?
     — Nad tym nikt się nie zastanawiał — śmieję się dosyć nerwowo, kiedy chłopak podnosi drąga z ziemi, zahaczając go o łyżki przy stojakach. — Dziękuję — mówię szybko, odjeżdżając, nim rozmowa zejdzie na niebezpieczny temat o mnie. Przypominam sobie, że to w końcu trening i niezbyt mam czas na jakiekolwiek rozmowy.
     Doprowadzam się do porządku i od razu przechodzę do galopu, zauważając, że szyja Ariel podeschła. Nakierowuję klacz na jedną z przeszkód będącą jako pierwszą w parkurze. Kiedy upewniam się, że mężczyzna odszedł z ujeżdżalni i w żaden sposób nie mam możliwości, aby go przejechać, zaczynamy pokonywać pełny parkur.

Cato? +20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz