7 kwi 2020

Od Leah C.D Cato

     Nadal kręci mi się w głowie, kiedy wychodzę z klasy. Nie na co dzień okazuje się, że twój potencjalny znajomy jest jednocześnie twoim wychowawcą. Ten dzień nie może być gorszy. Przełykam gorycz, którą czuję w gardle i zamykam po sobie drzwi do klasy, w której dalej siedzi Cato. Lub Pan Wadsworth. Przestronny korytarz szkolny jest zapełniony uczniami ubranymi w biało-czarne ubrania. Mam wrażenie, że tutaj nie pasuję, ale jednocześnie mi to nie przeszkadza i zmiana mojej obecnej sytuacji nie jest moim priorytetem. Oczywiście, jestem zła na siebie, na matkę, na cały świat, że patrzyła na siebie i swoje niespełnione ambicje zapisując mnie do technikum na fotografię. To kompletny absurd, a sytuacja jest dla mnie tak abstrakcyjna, że nie wierzę, że w ogóle ma miejsce. Jak można być... takim? To okropne - zawsze chciała, abym poszła na fotografię, jednak wybrałam biol-chem, według swoich zainteresowań, a nie jej. Teraz, po przeprowadzce, najwyraźniej zobaczyła dobrą szansę, aby wpakować mnie gdzieś, gdzie ona chce, abym była. Nieważne było dla niej, że już skończyłabym szkołę i poszła na medycynę, czyli tak, jak chciałam. Ona była w stanie zapłacić szkole, aby mnie przyjęli na kierunek, z którym nie mam nic do czynienia. Przez to wiem, że ten rok szkolny będzie nieśmiesznym żartem.
     — Cześć! — słyszę nagle głos dochodzący zza moich pleców, więc odwracam się, ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Kto i co ode mnie chce? Jestem Mia — wystawia dłoń w moim kierunku, którą chwytam w geście przywitania.
     — Leah.
     — Wiem — macha niedbale ręką. — W piątek organizujemy imprezę, tak z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Słaby powód do świętowania, ale każdy jest dobry, żeby się napić, czyż nie tak? — śmieje się krótko. — W każdym razie, chciałam spytać, czy nie chcesz może wpaść? Pewnie będzie zbyt dużo osób, żeby zintegrować się grupą, ale może kogoś poznasz? Co ty na to? — pyta, a w mojej głowie nagle pojawia się tabelka z minusami i plusami, rodem z lekcji w szkole. Nie muszę się długo zastanawiać nad ostateczną decyzją. Nie byłabym wtedy sobą.
     — W porządku. Będę.
     — Tak? To super! — klaszcze w ręce. — W takim razie podasz mi swój numer? Prześlę ci adres — kiwam głową, wyjmując telefon. Wciskam cyfry, które dziewczyna mi dyktuje, a następnie puszczam jej przysłowiowy sygnał, aby mogła zapisać także mój numer. Chwilę później mówi, że gotowe i znika. I znowu po staremu.
***
     Pierwszy dzień w szkole mija mi spokojnie. Lekcje maja charakter organizacyjny, więc większość z nich mogę przesiedzieć w spokoju. Rzecz jasna, nie umykam uważnym spojrzeniom nauczycieli, więc na prawie każdej z nich muszę mówić kilka słów o sobie. Najgorzej jest na lekcjach zawodowych, kiedy pytają mnie o doświadczenie i kiedy odpowiadam, że nie mam. To zwykle najgorszy moment w ciągu całego dnia w szkole, ale oprócz tego nie mam na co narzekać. Jest dobrze na tyle, na ile może być. Piątek, który w końcu nastaje, jest dla mnie wybawieniem, czyli prawdopodobnie tak, jak będzie z każdym następnym. Mój mail ugina się pod materiałami, które wysyła mi... on, i które jak najszybciej muszę opanować. Dobrze wiem, że będzie to droga przez mękę, ale teraz, przygotowując się na domówkę u Mii, całkowicie o tym nie myślę i obiecuję sobie, że zajmę się tym kiedy indziej. Nauka nie jest mi straszna, bo lubię się uczyć, ale nauka czegoś, z czym nigdy nie miałam i nie zamierzałam mieć do czynienia nie może być prosta i żeby ją zacząć, muszę się do tego przygotować psychicznie.
     Przed kamienicą Mii jestem na czas. Wiem, dokąd iść, bo dokładny adres dostałam wiadomością. Dodatkowo, widzę inne osoby w moim wieku, które najwyraźniej ciągną do tego samego miejsca, co ja. Wchodzę do budynku, a następnie po schodach  na odpowiednie piętro, w końcu stając przed drzwiami.
     — Leah! Hej — wita mnie dziewczyna, wpuszczając do środka. — Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić — mówi, a ja przytakuję kiwnięciem głowy. Pomieszczenie, w którym się znajdujemy, salon, jest przestronny i jasny, choć aktualnie wypełniony ludźmi. Na komodzie stoi alkohol, pełno alkoholu. I plastikowe kubeczki. Podchodzę do kanapy, na której jest jeszcze wolne miejsce. Ktoś do mnie podchodzi, zagaduje, ja kulturalnie odpowiadam i rozmowa jakoś się toczy. Przez jedną, krótką chwilę zastanawiam się, czy aby na pewno głośna muzyka nie przeszkadza innym mieszkańcom, ale przechodzi mi, kiedy ktoś wsadza czerwony kubek w moją dłoń. Wychylam duszkiem jego zawartość, wszystko dzieje się bardzo szybko, a kolejne godziny (i shoty) znikają w zaskakującym tempie.
     — Zostaw to! — słyszę już bardziej znajomy mi krzyk Mii, która chwilę potem miga przed moimi oczyma. Biegnie za jakimś chłopakiem, aż w końcu znikają za zakrętem. Wzruszam ramionami, a chłopak siedzący obok mnie, chyba Adam, uzupełnia to, co zdążyłam już upić. Siedzę w kręgu osób, czasem odezwę się, kiedy ktoś mnie o coś spyta, czasem dorzucę coś od siebie, czy zaśmieję się z jakiegoś żartu, ale zdecydowanie jest zbyt późno, aby robić cokolwiek innego. Nad ranem większość się zbiera, tak w okolicach godziny czwartej wychodzę z mieszkania Mii w towarzystwie chłopaka, którego, cóż, nie znam. Jest pijany, ja także, ale w o wiele lepszym stanie od niego. W tym momencie mogłabym zażartować sobie, że po prostu byłam bardziej wprawiona, ale z pewnością nie stawiałoby to mnie w zbyt dobrym świetle. Opiera się o mnie, ale ja także stoję dość chwiejnie. Nawet nie zauważam kiedy upada na podłogę z hukiem, śmiejąc się, a przy tym łamie mały, drewniany stolik. Szklany wazon rozbija się, woda wylewa się na kremową wykładzinę, a kwiatki zostają zmiażdżone przez chłopaka. Przewracam oczami, chwilę później kucając przy nim z głośnym ćśśś. Drzwi, przy których stoimy, otwierają się, i szlag by to wszystko trafił, ale staje w nich mężczyzna, którego twarzy nie widzę zbyt dokładnie. Jest ciemno, a korytarz rozświetlają tylko słabe promienie słoneczne wschodzącego słońca.
      — My przepra..szamy. Nie chcieliśmy pana obudzić — mówi chłopak, jednocześnie zbierając się z podłogi, a ja tylko patrzę na niego krytycznym, choć lekko nieobecnym wzrokiem.
     — Chyba ty — mruczę do niego, czując tępy ból głowy.
     — Słuchajcie, cieszę się, że tak przednio się bawicie, ale ludzie chcą spać — ciągle patrzy się w chłopaka, który próbuje dźwignąć się na nogi. — Możemy się dogadać i grzecznie się rozejdziecie, albo zawołam kumpla z komisariatu, który dawno nie był na żadnej imprezie. Co wy na to?
     — Nie no, proszę pana, ja... ja już muszę iść — wspiera się na ścianie, odchodząc powoli. — Mamusia przy... przyjechała — dopowiada, wkrótce znikając za rogiem. Sytuacja wydaje mi się śmieszna, na co też prycham rozbawiona, dalej stojąc w miejscu. Patrzę się na wszystko, tylko nie na mężczyznę stojącego w progu drzwi. Mam ochotę podnieść kawałki szkła z ziemi, ale rezygnuję z tego pomysłu, patrząc się w sufit.
     — Hej, ty tam, zawołaj organizatorkę. Inaczej wyciągam telefon — mówi, a ja w tym czasie przenoszę na niego spojrzenie, marszcząc brwi. Jego głos jest wyjątkowo znajomy, a kiedy lustruję jego twarz, strzelam sobie w czoło z otwartej ręki.
     — Ale zbieg okolicznoości! — przeciągam samogłoskę, chichocząc. To ja tak umiem?
    
— Leah? — mamrocze. — Jest czwarta nad ranem, a ty jesteś kompletnie pijana.
     — I co teraz zro..bimy? — nieumyślnie poprawiam włosy, obciągając sukienkę w dół, kiedy czuję zimny powiew wiatru na nogach, a których mam jedynie czarne rajstopy z dziurą, która minutę temu była jeszcze małym oczkiem.

Cato?

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz