9 kwi 2020

Od Leah C.D Cato

      Kiedy się tutaj przeprowadziłam, obiecałam sobie, że nie dam nikomu wpłynąć na moje plany i cele, które wyznaczyłam i do których niezmiennie dążyłam. Dlatego też dwójka chłopaków z mojej klasy, czy też cała klasa nastawiona przeciwko mnie nie robiła mi niczego strasznego. Nie uważałam, aby był to aż taki problem, tym bardziej, że nie wpływało to na moje działania i nie zamierzałam nic zmieniać - może tylko pokazać im wszystkim, że się mylili, jak zawsze i jak każdy, oczy przysłonił im mój obraz na domówce u Mii tak, jakby nikt nigdy na żadnej nie był i tak, jakby nigdy nie byli w stanie gorszym ode mnie. Ponadto, nie widziałam też powodów do... przypodobania się? Nie miałam tego w interesie, bo właściwie, godząc się na coś, rzadko kiedy miałam na uwadze dobro innych. Żeby nie było, że to egoistyczne - miałabym, gdybym miała bliską osobę, a tak, gdybym przejmowała się każdą, niewiele znaczącą dla mnie osobą, prawdopodobnie nigdy nie osiągnęłabym tego, co osiągnąć chciałam. W ciągu niespełna dwóch tygodni moje życie przybrało całkiem inny obrót, niż się spodziewałam. Chciałam wejść do tej szkoły, zdać, wyjść i jechać na studia, jednocześnie kontynuując rozwijanie się w jeździectwie. Nigdy nie chciałam, ani nawet nie planowałam być na językach całej szkoły, ale nie przeszkadzało mi to, bo nawet plotki nie są w stanie pokrzyżować moich planów.

     Stoję, wpatrzona w dwóch, rosłych chłopaków, którzy wyglądają, jakby wyrwali się żywcem z gazetki dla nastolatek. Pewnie jeszcze grają w szkolnej drużynie jakiegoś-sportu-który-tu-uprawiają. Moje zwolnienie z wychowania fizycznego chyba mija się z karierą sportowego skoczka, prawda? Nawet się nie odzywam, kiedy do mnie podchodzą, ani nawet nie przykładam wagi do tego, co mówią w, chyba, moim kierunku. Tak, w moim, bo przecież oboje się na mnie patrzą, a za nimi reszta szkoły. W każdym razie, ja dalej pochylam się nad książką, czytając jej treść linijka po linijce. Wkrótce jeden z nich mnie trąca, nie tak delikatnie, jak może powinien, ale zdecydowanie zbyt delikatnie, abym zaczęła krzyczeć, że jest tyranem i sadystą. Cóż. Jeden z nich opiera rękę przy mojej głowie i dopiero wtedy zauważam, jak niska i, ogólnie, mała przy nich jestem.
      — Jak tam, Leah? — odzywa się jeden z nich, na co jawnie przewracam oczami. — Czemu jesteś taka niezadowolona? Wiem, że nie jestem naszym wychowawcą, ale chyba równie przyjemnie możemy spędzić czas, co nie? — porusza sugestywnie brwiami, a mi przez jeden, krótki moment brakuje słów. Jak on może?
     — Chyba mijasz się z celem. W taki sposób mi się nie przypodobasz — uśmiecham się, przybierając miły, choć fałszywy ton. Już widzę, że ma w zamiarze rzucić coś w odpowiedzi, ale wszyscy zauważamy kto idzie w naszym kierunku.
           — Hej! Co tu się dzieje? Tyler, Michael? — słyszę znajomy głos i automatycznie mam ochotę pokręcić głową ze zrezygnowaniem, ale powstrzymuję się siłą woli, bo blondyn podchodzi bliżej. Jeszcze brakowało tu jego, jakiegoś cyrkowca na słoniu i kamer z telewizji. — Nie tak wygląda integracja w technikum, zapomnieliście?
      — Dobrze wiemy jak wygląda — jeden z nich uśmiecha się zawadiacko, czego nie komentuję. Właściwie, z powrotem ze znudzeniem wbijam wzrok
w czarny tekst na stronach książki.
      — Wszystko jest w jak najlepszym porządku — dodaje zaraz drugi, jakby na swoje usprawiedliwienie, na co unoszę brew, zamykam książkę i zakładając torbę na ramię, wstaję z parapetu, na którym dotychczas siedziałam.
      — Coś jeszcze? Jakieś niewyjaśnione sprawy? — pytam nagle, jednak nie kieruję tych słów do żadnej konkretnej osoby tu zgromadzonej, bo jest ich wystarczająco, aby każdy mnie usłyszał. I pewnie „tych" spraw byłoby bardzo dużo, dlatego moje pytanie, na szczęście, przybrało dość retoryczny wyraz, aby nagle każdy zaczął wyrzucać w moim kierunku swoje zażalenia.
     — Jeśli to nie problem, to z chęcią usłyszę o tych niewyjaśnionych sprawach, chyba że dywanik dyrektora jest dla was lepszą opcją — odpowiada nasz wychowawca, na co biorę wdech, aby przypadkiem nie powiedzieć czegoś niegrzecznego. Dlaczego mam wrażenie, że wszyscy się na mnie uwzięli? Zupełnie nie wiem czego chcą, kiedy jedyne, na czym mi zależy, to spokój i odpowiednie warunki do nauki.
     — Nie ma potrzeby — mówię. Ostatnie, na co mam ochotę, to jakieś dramatyczne sytuacje w drugim tygodniu szkoły. — Nie róbmy problemów tam, gdzie ich nie ma — posyłam im sztuczny uśmiech, odwracając się plecami. Nie chcę dłużej tkwić w tym towarzystwie. Mogłabym powiedzieć matce, że szkoła okazała się koszmarna, wtedy by mnie przepisała, gdyby nie to, że i tak jest teoretycznie jedną z najlepszych w mieście. Nie ma przeproś.
   
Przez resztę lekcji jedyne, co robię, to unikanie problemów. Nie odzywam się niepytana, nie mam w tym żadnego interesu, chcę po prostu jakoś przetrwać ten dzień, ale mój plan lekcji, według którego kończę dopiero po ósmej godzinie wcale mi w tym nie pomaga. Do końca dnia jestem wolna od wszelkich zaczepek, o dzięki łaskawcom, a jeśli już, to skrupulatnie odpycham każdego, kto tylko próbuje się jakkolwiek do mnie zbliżyć. Chcąc nie chcąc, dochodzą do mnie dość nieprzyjemne plotki, że rzekomo, między mną, a Cato coś jest. Nie wiem jakim cudem ktoś na to wpadł, ale nie podoba mi się to i nie zamierzam się z tym ukrywać, jeśli w przyszłości ktoś jawnie mi to zarzuci. Czuję się niekomfortowo z tymi wszystkimi zarzutami, które mijają się z prawdą tak bardzo, że to dla mnie aż niemożliwe, iż ktoś był w stanie pomyśleć, że coś nas łączy, a już w ogóle, jeśli mamy ze sobą romans. Ludzie w tym wieku bywają natarczywi i zawistni, więc oprócz swojej reputacji, o którą tak na marginesie się nie martwię, zaczynałam obawiać się o szkołę i o to, że te plotki dotrą do innych nauczycieli.
     Po godzinie piętnastej, czyli o tej, o której powinnam iść już do domu, siedzę na szkolnym korytarzu i ściskam w ręce kartki z materiałem, który miałam opanować. Właściwie to nie wiem dlaczego wybrałam zostanie po lekcjach, zamiast na przykład rozmowę na korytarzu, w przerwie między lekcjami, skoro ten pierwszy scenariusz wydaje mi się okropny, tym bardziej, jeśli jesteśmy w szkole. Dalej nie potrafię się przestawić na formalne stosunki między nami i jest mi z tym ciężko, że przedtem byliśmy na ty, a teraz muszę traktować go... inaczej. Nie zastanawiam się nad tym dłużej - wstaję z ławki, podchodzę do drzwi, za którymi zapewne jest mężczyzna, po czym pukam delikatnie, otwierając je.
     — Dzień dobry — mówię niemrawo. Tak to ma wyglądać? — Przyszłam, żeby ustalić wszystkie rzeczy, jak na przykład sprzęt — dodaję po chwili, zbliżając się do biurka. Mam ochotę dodać: "i powiedzieć, że nie rozumiem, dlaczego inni uczniowie myślą, że między nami coś jest".


Cato? +20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz