7 kwi 2020

Od Catona C.D Leah

Wyobraźcie sobie moją reakcję, kiedy dowiaduję się po pożal się Boże ceremonii otwarcia roku szkolnego, że będę wychowawcą. Wychowawcą.
Cato Andrew Wadsworth będzie miał własnych podopiecznych, co prawda ponoć młodszych zaledwie o sześć, siedem lat, ale to nadal niczego nie zmienia — ani mojego zdziwienia, wręcz szoku, ani dziwnego podekscytowania, które trawi moje wnętrzności jak przez maszynkę do mięsa. Klasę oczywiście doskonale znam, mimo że mam z nimi do czynienia dopiero od roku, czyli mniej więcej od czasu, w którym zostałem zatrudniony. To standardowa mieszanka, jakby to powiedzieli inni, kujonów, nerdów, imprezowiczów, buntowników i klasowej elity, której się tylko wydaje, że jest elitą, bo mają bogatych rodziców — drobiazg.

Siadam na pierwszej ławce twarzą do uczniów. To moja specjalna miejscówka, bo zawsze jest wolna. Nikt nigdy tu nie usiadł, jakby się mnie bał, chyba że akurat trafił się test, więc raz za czas ktoś zajął te miejsce. Na typowe pytanie „jak minęły wakacje?” każdy odpowiada mi jękami niezadowolenia, a wtedy ich przedrzeźniam. Mało brakuje, bym był z niektórymi osobami na ty, jednak dyrektor tej placówki zdecydowanie zdzieliłby kogoś wtedy za niesubordynację. Skoro mowa o działaczach i organizacji, to swoim tempem i dokładnością przypomina ona organizację w stadninie Felthein. „Cato, jesteś wychowawcą i masz swoją klasę”, to nic, powiedzmy mu w dzień rozpoczęcia roku! „Gdzie lista uczniów i dziennik?”, a po co to komu? Potem wydrukujemy! Tak mniej więcej się to prezentuje. Wyjmuję notes, by pobieżnie spisać uczniów, aż w jednym, niespodziewanym momencie drzwi od sali uchylają się. I, cholera, staram się jak najlepiej ukryć zdziwienie, jakie właśnie ogarnia mnie całego.
Nigdy. Przenigdy. Nie pomyślałbym, że świat jest tak mały. Jeśli kiedykolwiek byłem w stanie pomyśleć w sposób koleżeński o Leah, to właśnie cała otoczka przyjaźni spadła na ziemię, zdeptana uczniowskimi stopami. Usiłuję zachować pełną swobodę i profesjonalizm, choć nigdy nie starałem się o to, by zabrzmieć zbyt poważnie i surowo. 
— Spóźnienie? — pytam niepewnie. — Wybacz, skarbie, ale do tego momentu nie byłem nawet pewien, że mam w klasie nową uczennicę. Dyrekcja nie obdarzyła mnie jeszcze takim darem, jak dziennik, więc sama rozumiesz. Siadaj, rozgość się — mówię pogodnie, wskazując ruchem ręki wolną ławkę przy ścianie.
Staram się jej nadmiernie nie obserwować, chociaż już wiele razy chciałem upewnić się, że przede mną stoi Leah we własnej osobie. Żaden duch. Żaden sen na jawie.
— Nie dziwi mnie to. Przecież w tym technikum nic się nie zgadza — rzuca Tyler, jeden z klasowych osiłków, szef szkolnej siłowni mieszczącej się w podziemiach. Prawdopodobnie siłę charakteru ma na równi z siłą rąk, bo cudem przyciąga do siebie tyle osób, o ile bym go nie podejrzewał.
— Gratuluję, Tyler, miałeś całe trzy lata, żeby na to wpaść, ale klasa maturalna chyba skutecznie odcięła ci drogę ucieczki, mam rację? — Krążę między ławkami, aż dochodzę z powrotem do swojego biurka umieszczonego na małym podeście.
— Cholerna fotografia.
— Fotografię to ty szanuj. Kiedyś ci się podobała — odparowuję. — Zrobiłeś nawet jedno, dobre zdjęcie... kiedyś... o, khem, jakimś czasie. Dobra, wiesz, Tyler, podnoszenie cię na duchu zawsze było moją kiepską stroną.
Chłopak rzuca mi rozbawione spojrzenie, uciszając się na jedną chwilę, bo zaraz zaczyna szeptać do swojej koleżanki. Wracam zielonym wzrokiem do pierwszej ławki po mojej lewej. Mam wrażenie, że dziewczyna kurczy się pod ciężarem mojej uwagi. Musiała dostatecznie się opanować, bo niepewność nie wycieka z jej oczu tak, jak przed chwilą. Skamieniałość znów wpełzła jej na twarz.
— Możesz nam się przedstawić? Śmiało, nie wstydź się, każdy był tu nowy. Nawet ja — zachęcam ją. — Nie każę ci wychodzić na środek sali.
— Jestem Leah — odpowiada, jednocześnie obrzucając resztę klasy spojrzeniem.
— Jak wygląda twoje doświadczenie ze sprzętem?
Leah milczy przez moment, aż nagle odzywa się jej krótki śmiech.
— W poprzedniej szkole byłam na biol-chemie — tłumaczy. — Nie mam doświadczenia.
— Żeś zbłądziła — rzuca dziewczyna z tyłu. Uciszam ją sugestywnym spojrzeniem.
— Wszystko da się naprawić i udoskonalić, nie martw się... przynajmniej nie teraz — zwracam się do Leah.
Zbieram myśli w sensowną całość. Leah nie ma doświadczenia, zagadnień, sprzętu, choć zważywszy na dom, w jakim mieszka, z tym ostatnim nie będzie problemu. Wprawdzie to był pierwszy raz, kiedy do klasy wstępuje ktoś zupełnie nowy, na dodatek ktoś, kto nie zdał jeszcze poprzedniego egzaminu kwalifikacyjnego. To oczywiste, że zrobię wszystko, żeby jej to jakoś ułatwić, bo pamiętam, jak sam to zdawałem. Wystarczyło, że dopadła mnie grypa, i dwutygodniowa przerwa zaowocowała lawiną nowych wiadomości. 
Siedzę w bezruchu przy biurku, wolno puszczając nogi, i za sprawą jednego mojego słowa ostatnia dziewczyna z tłumu nie wydostaje się za próg, z którego jest cofnięta. 
— Leah. Zostań jeszcze, muszę z tobą porozmawiać. — Widzę, jak próbuje przełknąć gulę rosnącą w jej gardle. — Zamknij drzwi, tak będzie dobrze. Obiecuję, że nie zajmę ci dużo czasu. 
Leah robi to z większą lub mniejszą niepewnością, ale wreszcie zamyka przed sobą drzwi, które wydają cichy, skrzypiący trzask. Gdybym nie zaprosił jej gestem ręki bliżej siebie, prawdopodobnie stałaby przyciśnięta do wyjścia, jakby to był jej ostatni ratunek.
— Dobra, zdaję mi się, że pierwsze, o czym powinnaś wiedzieć, to egzamin kwalifikacyjny, który klasa zdawała rok temu. Uwierz, chciałbym ci tego oszczędzić, ale trafiłaś niefortunnie, tak że musisz uczyć się materiału do poprzedniego egzaminu i przy okazji nie zgubić skupienia na tym, co czeka cię za rok. Brzmi strasznie?
— Nie aż tak — mamrocze, unikając mojego wzroku.
Rzucam jej pojedynczy uśmiech. 
— Do piątku postaram się przesłać ci materiały na maila. Twój termin sam ustalę, ale przed tym musisz dać mi znać, czy czujesz się pewnie — mówię, przekazując dziewczynę swój notatnik z piórem. — Proszę, wpisz tu swój mail. A kiedy opanujesz pierwszy rozdział, zgłoś się do mnie. 
Leah posłusznie i bezsłownie robi to, o co ją proszę. 
— To wszystko? — pyta.
Opieram się przedramionami o blat biurka, odrobinę pochylając się do niej. Moje usta zaciskają się w kreskę w zastanowieniu.
— Muszę przyznać, że ostatnie, czego się spodziewałem, to zobaczyć cię tutaj — przyznaję, wiedząc, że goni mnie czas. Nie powinienem trzymać jej w sali zbyt długo, mając na korytarzu bandę szalejących hormonów. Powinna poznać klasę, zintegrować się. A w mojej głowie bezustannie krążyła myśl, że sama prosi się o zostanie outsiderem.
Zresztą to tylko rok, prawda? Jeden rok, który mignie tak jak pstryknięcie palcem.

Leah?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz