25 lip 2019

Od Bellamiego CD. Althei

- Alt, gdzie masz łazienkę? - spytałem dziewczyny czując ból głowy. Mroczki pojawiły się przed moimi oczami, przez co nie bardzo mogłem polegać na wzroku.
- Te za tobą. Spoko, nie spiesz się - powiedziała dziewczyna kpiącym tonem. Nie chciałem teraz zwracać na to uwagi. Nie teraz. Odwróciłem się na piętach i wszedłem do łazienki. Nawet nie wiedziałem czy się zamknąłem czy nie. Ja pierdole. Potrzebuje leków. Mogłem także nie brać tej koki. Kurwa. jestem debilem. Serio.
- Lepiej weź te leki zanim coś dziwnego zacznie ci odwalać - powiedział ktoś. Jego głosy wydawał się miły dlatego zaufałem mu. Bo czemu nie? Co złego może się stać. Sięgnąłem do swojej nerki i wyjąłem leki. Spojrzałem na nie, a wzrok jakby rozmywał mi się. Czyżbym płakał? Otarłem oczy jednak nie były mokre. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze, zauważyłem swoją panikę. Nie czułem jej. Przecież byłem spokojny? A może nie? Może odbicie kłamało? Moje oczy błyszczały, źrenice były rozszerzone, a na moim czole zalęgło się kilka kropel potu. Westchnąłem i zauważyłem jak para wylatuje z moich ust. Nagle zrobiło mi się zimno, potarłem swoimi dłońmi o ramionami by choć trochę się ogrzać. Nic to nie dało. Rozejrzałem się zaniepokojony. Gdzie jestem? Czułem się przytłoczony.
- Dobrze ci tak -usłyszałem i chciałem rozejrzeć się za osobą, która to powiedziała. Mój wzrok przeszył całą łazienkę. Poruszyłem nawet zasłonę od wanny z myślą iż ktoś się tam ukrył. Kurwa. Muszę wziąć leki. Gdzie one są? Spojrzałem na swoje dłonie z nadzieją, że może tam magicznie będą. Niestety moje zdolności czarodziejskie okazały się znikome. Nawet moje magiczne paluszki nic nie dały. Mój wzrok od razu skierował się w stronę umywalki. Może je tam położyłem? Kto wie kurwa. Z naćpanym typem nigdy nie wiesz co się stanie i co zrobi. Rozejrzałem się jednak leków nigdzie nie było.
- Sprawdź w nerce - podpowiadał głosik. W sumie... czemu nie. Wyjąłem pierwsze leki, które znalazły się w mojej dłoni. Czy to te?
- Jakie inne proszki miałbyś przy sobie? - zapytał miły pan. Racja. Co innego mogłoby tam być prócz poprawnych leków. Wycisnąłem trzy tabletki na dłoń, które zaraz później trafiły do moich ust. Popiłem wodą z kranu, która wydawał mi się dziwnie zielona. Jednak nie chciałem nic mówić i marudzić. Przecież nie jestem u siebie. No właśnie. Ponowne pytanie. Gdzie ja kurwa jestem? Ja pierdole jeśli znów trafiłem do jakiegoś kasyna i właśnie strzeliłem kreseczkę z podstępnym maczo latina to się zajebie. No serio, kurwa. Już drugi raz w tym tygodniu?!  Westchnąłem i spojrzałem w swoje odbicie.
- Bell? Żyjesz? - usłyszałem i nagle odwróciłem się w stronę drzwi. Ja pierdole. Kto to kurwa? Rozejrzałem się zmieszany daną sytuacją. Co mam odpowiedzieć. Kim jesteś?
- Spytaj czy pójdzie z tobą do łóżka - powiedział miły pan. Dobrze myślisz stary ale wiesz... tak od razu?
- A co marudzisz? Skąd wiesz może się zgodzi nawet - rzekł namawiając mnie. Westchnąłem zrezygnowany. Co zrobić w takiej sytuacji? Hmm... Stwierdziłem, że jednak przemyśle to. Spojrzałem w swoje odbicie. Ujrzałem w nim jedną bardzo ważną rzecz. Nie siebie. Oczywiście, ze jestem ważny, ale nie jestem rzeczą. Tuż za mną wisiała lina. Zawiązana w dobrze znany mi supeł. Przełknąłem gorączkowo ślinę. Po chwili ujrzałem Hangagoga, który sięga w stronę liny. Odwróciłem głowę od lustra by zobaczyć czy dzieje się to naprawdę. Nikogo za mną nie było. Żadnej liny. Ani brata. Wróciłem do odbicia. Han stał i uśmiechał się do mnie smutno. Jakby zdruzgotany. Stanął na wannie i wkładał głowę w linę. Dźwięk otwieranych drzwi nie był teraz priorytetem.
- Bellami? Halo. W porządku? - usłyszałem jak przez mgłę. Wymierzyłem szybki cios w lustro. Chciałem trafić Hana. Tak by ten oberwał, przemyślał co robi, a zarazem sprawić by nie miał czasu uderzyć mnie. Chciałem by stracił od razu przytomność. Inaczej byśmy się siłowali. Inaczej dalej chciałby się zabić.
- Odbiło ci całkowicie!? - usłyszałem krzyk. Odwróciłem się w stronę dziewczyny. Alt stała tuż obok mnie. Patrzyła to na lustro to na moją dłoń.
- Nie widzisz tego? - zapytałem potrząsając nerwowo głową. Spojrzałem na odłamki szkła. W każdym z nich widziałem zwisającego brata. Jego twarz była już czerwona od braku powietrza. Nogi trzęsły mu się, a dłonie próbowały rozdrapać linę. Mimo wszystko. Było już za późno. Upadłem na ziemie przez co kilka odłamków szkła wbiło mi się w nogi. Nie dbałem o to. Po moich policzkach spłynęły łzy. Co mam teraz robić? Jak mam spojrzeć w twarz rodzinie? Jak...

Alt?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz