3 lip 2019

Od Brooke do Charlie

        Ostatnie miesiące były dla mnie cholernie trudne. Odkąd wyjechałam z Avenley River i zatrzymałam się u kuzynki Rosy, starałam się mimo wszystko wyjść na prostą, co wcale nie było takie łatwe. Wspomnienia ciążyły mi w głowie, przypominając o wydarzeniach, których namacalny ślad zostanie ze mną już na zawsze. Gdybym miała możliwość zmiany choćby jednego elementu przeszłości, po prostu nie wróciłabym do domu tamtego dnia. Przespałabym się w jakimś zaułku. Nic złego by się nie stało, a późniejsze zdarzenia nie zmusiłyby mnie do przeorganizowania całego swojego życia. Czasu jednak nie cofnę.

        Nikt nie znał prawdziwej wersji wydarzeń, prócz tej jednej, odpowiedzialnej za nie osoby i mnie. I nikt inny nigdy jej nie pozna. Nie miałam zamiaru opowiadać nikomu, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło. Nie chciałam ponownie zagłębiać się w to, co stało się jednego, feralnego dnia i zmieniło wszystko. Już kilka tygodni później okazało się być końcem mojego dawnego życia. Czułam, że to mnie zniszczy, i tak się powoli działo. Minęło kilka miesięcy, a ja gasłam w oczach. Traciłam dawną siebie. Swój upór w dążeniu do celu, brawurę, zaradność, cięty sposób bycia. Nawet nie wiem kiedy, stałam się posłusznym barankiem na usługach starszej kuzynki, której jedyną ambicją były wizyty u kosmetyczki i przesiadywanie u swojego obrzydliwie bogatego chłopaka. Pozwoliła mi się u siebie zatrzymać pod warunkiem wykonywania wszelkich domowych obowiązków za nią i samodzielnego zarabiania na własne potrzeby. W praktyce wyglądało to tak, że stałam się jej kurą domową, zajmowałam jedynie kanapę w salonie i musiałam spędzać dnie w gospodarstwie rolnym sąsiada, by zarobić parę monet na jedzenie. Resztę oddawałam jej na rachunki. Dla niej było to bardzo opłacalne. Znalazła sobie sprzątaczkę, która w dodatku dokładała jej się do domowych wydatków i nic nie zabierała. Z kolei ja powoli miałam dość. Na co dzień wysłuchiwałam jej przechwałek odnośnie statusu materialnego Troja, narzekań na wysokie ceny nowych usług kosmetycznych, wychwalań swojego wyglądu oraz docinek na temat mojego stanu. Znosiłam to wszystko godnie, wiedząc, że spokojny dach nad głową i dostęp do ciepłej wody czy prądu to i tak więcej, niż miałam w swoim dawnym domu. Drobne niedogodności nie ciążyły mi aż tak bardzo, tym bardziej, że Rosa miała czasem dni dobroci dla zwierząt i dobrowolnie dzieliła się ze mną pysznymi gotowymi obiadkami jej mamy lub odpuszczała mi dzienne pucowanie łazienki. Żyło mi się tutaj, na wsi, całkiem dobrze, nawet ze świadomością zbliżającego się rozwiązania oraz zanikania mojego dawnego, zadziornego i zaradnego charakterku. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty na powrót do dobrze znanych mi slamsów, alkoholizmu mojej matki, jej wiecznie pałętających się po mieszkaniu fagasów i zrzędzącej babki, którą należy się opiekować, ale wiedziałam, że wyjazd do Avenley River zbliża się nieubłaganie. Miałam jeszcze kilka ostatnich miesięcy na odetchnięcie wiejskim powietrzem. Od samego początku żyłam tu na warunku ustalonym przez kuzynkę — na kilka tygodni przed rozwiązaniem miałam wyjechać, gdyż jak to powiedziała, "nie ma zamiaru nagle jechać ze mną na porodówkę, gdy mojemu bękartowi zachce się wyjrzeć na świat ani tym bardziej później robić tu za przedszkolankę". Akceptowałam jej zdanie. Bądź co bądź, przyjęła mnie do siebie, gdy nikt inny nie chciał. Nadal myślała, że w tak młodym wieku puściłam się z pierwszym lepszym chłopakiem ze slamsów, co poskutkowało wpadką, i dlatego miała o mnie skrzywione zdanie. Nie chciałam wyjawiać jej, co tak naprawdę stało się tamtego pamiętnego dnia, po którym wszystko uległo zmianie.
        Szósty miesiąc ciąży zbliżał się nieubłaganie, i jak do tej pory starałam się nie myśleć o następstwach mojego stanu, tak teraz wręcz uciążliwie moje myśli pochłaniał tylko ten temat. Przed porodem wyniosę się z powrotem do matki i — no właśnie — co? Nie miałam żadnego pomysłu na życie, zwłaszcza z dzieckiem u boku. Brakowało mi bliskich, którzy pomogliby mi udźwignąć ten ciężar, jakim jest wychowanie potomka, zwłaszcza niechcianego, będąc niepełnoletnim. Rzuciłam szkołę już dawno, więc nie miałam większych perspektyw jeśli o to chodzi. Byłam ciekawa, jak radzi sobie matka — w końcu wcześniej to ja nas utrzymywałam, a to dzięki pracom dorywczym i stypendium, a to dzięki drobnym kradzieżom. A przecież leki dla babci i rachunki kosztują. Pieniądze nie rosną na drzewach, a matka nigdy nie miała przy sobie złamanego grosza. Wszystko przepijała. O ile o nią się nie martwiłam, tak zastanawiałam się, jak radzi sobie babcia. W końcu przez jej chorobę trzeba było pomagać jej w każdej, nawet najprostszej czynności. Wątpiłam, że mama byłaby w stanie się na to zdobyć.
        Dopiero trafiał do mnie egoizm, jakim posłużyłam się przy swojej ucieczce. One obie potrzebowały mojej pomocy, by jako tako utrzymać się w pionie. Mimo, że nigdy nie dostawałam nic w zamian, nawet ciepłych uczuć z ich strony, mój kręgosłup moralny nie pozwalał mi tak po prostu mieć ich gdzieś. W końcu to była moja rodzina, najbliższa i prawie że jedyna. Kiedyś los odwdzięczy mi się za moje starania pomocy im i utrzymywanie domu. A na razie, dopóki byłam daleko od nich, mogłam tylko mieć nadzieję, że stan babci się nie pogorszył, a mama nie zapiła się na śmierć.
        Ciąża, w którą zostałam wplątana nie z mojej winy, utrudniała absolutnie wszystko. Gdy wrócę, będę potrzebowała każdych pieniędzy, jakie tylko wpadną mi w ręce, a przecież do pracy nie przyjmą młodej ciężarnej dziewczyny, która nawet nie skończyła szkoły średniej. Będę musiała wrócić do nauki, co wiąże się też z powtórką roku, ale to nie ma znaczenia. Liczy się to, że przede wszystkim będę musiała oddać swojego szkraba do żłobka lub poszukać niani, która opiekowałaby się nim w swoim własnym domu, podczas gdy ja będę chodzić na lekcje. Już samo to oznacza duży koszt. Dodać do tego opłacanie rachunków, zakupy spożywcze, wszystko co potrzebne dla maluszka, leki dla babci i wiele innych. Muszę stworzyć temu dziecku wolny od zagrożeń dom, co w mojej sytuacji jest naprawdę niemożliwe. Połączyć opiekę nad nim, chorą babcią, naukę i jakikolwiek sposób na zdobycie pieniędzy. Musiałabym być nadczłowiekiem by dać radę to wszystko ogarnąć. Czuję, że niebawem nastąpi czas rewolucji i trudnych decyzji.
        Miałam świadomość, że jeśli mam na czas postarać się rozplanować wszystko, co potrzebne, to mój powrót do Avenley musi nastąpić znacznie wcześniej niż z początku planowałam. Przede wszystkim, moim obowiązkiem jest skontrolowanie sytuacji panującej w domu i zaprowadzenie tam porządków, zdecydowanie innych niż standardowe wyniesienie śmieci. Tym razem nie chodzi o mieszkanie, a osoby zamieszkujące je. Jedna z kobiet musi się ogarnąć, a druga zostać ogarnięta. Inaczej stoczą się jeszcze bardziej, tym razem już na samo dno.
        Tydzień później, znalazłszy wolną chwilę, dorwałam się do komputera kuzynki i szukałam dobrego rehabilitanta dla osób obłożnie chorych. Wiedziałam, że w leczeniu babci profesjonalna pomoc jest nieoceniona, jednak wcześniej nie starczało mi pieniędzy nawet na zwykłe zasięgnięcie czyjejś porady. Teraz zamierzałam to zmienić. Choćbym miała wypruć sobie żyły, zapewnię babci dobre życie na starość, tak jak przed laty ona starała się zapewnić dobre życie mnie.
        — Przeglądasz mi historię? — Wściekły głos Rosalie rozbrzmiał gdzieś za mną.
        — Nie. — Nim zdążyłam zamknąć klapę laptopa, zajrzała mi przez ramię i momentalnie zamilkła. Między nami zapadła niezręczna cisza. Żadna nie wykonała nawet najmniejszego ruchu. Po około minucie usłyszałam westchnięcie, a chwilę później kuzynka okrążyła kanapę na której siedziałam i stanęła parę kroków przede mną. Uniosłam wzrok. Jej rozczochrane blond loki swobodnie opadały na ramiona, a niebieskie oczy patrzyły wprost na mnie z dziwnym wyrazem. Miała zmarszczone brwi i wyglądała, jakby intensywnie nad czymś myślała. Na sobie miała białą, za dużą koszulę, z pewnością należącą do jej idealnego Troja. Ten skąpy strój świetnie podkreślał jej długie, opalone nogi. Była piękna, czego nie można było powiedzieć o mnie. Chwilę tak postała, po czym nagle usiadła na dywanie. Tym razem to ja doznałam szoku. Ona, królowa, siadająca na dywanie? Niemożliwe!
        — Nigdy tak właściwie nie spytałam, co się stało — powiedziała z ciężkim westchnieniem. Gdy zauważyła zdezorientowanie na mojej twarzy, wskazała brodą na mój rosnący z każdym tygodniem coraz bardziej brzuch.
        — To już nie twoja sprawa — odparłam niezbyt miło, całą swoją postawą pokazując, jak bardzo nie odpowiada mi ta rozmowa i jak bardzo nie ufam kuzynce. Znów westchnęła.
        — Gdy miałam osiemnaście lat, zaszłam w ciążę. Rodzina uznała to za wpadkę i wyrzucili mnie z domu. — Na widok mojej miny wzruszyła obojętnie ramionami. Najwyraźniej już dawno była ponad to, co się wydarzyło. — Wiesz, co tak naprawdę się stało? To były czasy, gdy byłam okropnie zadurzona w prawdziwym dupku, Dicku Marsonie. Nawet imię miał adekwatne — zachichotała. — W każdym razie, Dickowi zależało tylko i wyłącznie na mojej cnocie, którą trzymałam dla "tego jedynego". Nie czułam się gotowa na jakiekolwiek kontakty seksualne z nim, prawda była taka, iż mimo moich wielomiesięcznych wzdychań do niego, zwrócił na mnie uwagę zaledwie tydzień wcześniej! Jedno wyjście do kina, drugie do restauracji, i już myślał, że będzie miał wszystko. Mimo uczucia do niego, szanowałam się. Gdy po powrocie z restauracji zabrał mnie do swojego mieszkania i zaproponował coś więcej, grzecznie odmówiłam i dodałam, że powinnam już wracać do siebie. Wtedy nie wytrzymał i po prostu wziął to, co według niego mu się należało, siłą. — Skrzywiła się. Milczałam, nie mogąc uwierzyć w żadne ze słów, które wyszło z ust blondynki. — Bardzo płakałam. Potem zakazał mi o tym mówić. Zerwałam wszelkie kontakty z nim, ale gdy parę tygodni później na teście ukazały się dwie kreski, był to dowód, że zostawił po sobie ślad. Że część jego zostanie już ze mną na zawsze. Na początku nic nikomu nie mówiłam, chyba liczyłam na ukrycie tego jak najdłużej się da. Mama, siostry, nawet ojciec, wszyscy biadolili, że zostawiłam takiego cudownego, porządnego człowieka. — Znów się skrzywiła. — Wiesz, był powszechnie uwielbiany. Mama zachwycała się tym, jaki jest grzeczny, szarmancki, przystojny, tym, że w tak młodym wieku znalazł dobrą pracę, dorobił się sporych pieniędzy, własnego mieszkania, auta. Nazywano go człowiekiem sukcesu. Pomimo szoku, że zauważył taką szarą myszkę jaką wtedy byłam ja, kibicowano nam. Rodzina uważała, że będzie doskonałym mężem i nowym członkiem naszej familii. Cóż, przeliczyli się, a ja już wtedy zostałam spisana na straty, tym bardziej, że Dick wszędzie lamentował, jaka to ja zła, okrutna i podła, jak zostawiłam go za nic bez słów wyjaśnienia. A gdy już dłuższy czas później wydało się, że jestem w ciąży, nie powiązali tego z jego "cudowną" osobą. Uznali, że skoro to ukrywałam, to musiałam mieć sensowny powód i zaraz znaleźli sobie teorię. Według nich był to mój skok w bok podczas związku ze wspaniałym Dickiem, po którym zostawiłam go dla mojego nowego fagasa, którego chciałam usidlić faktem ciąży. Fagas jednak naobiecywał wiele i czmychnął od razu po zobaczeniu testu. Widzisz, jak wiele można dowiedzieć się o sobie samej z plotek innych. — Uśmiechnęła się krzywo. — Jak już mówiłam, wyrzucili mnie z domu. Tułałam się a to po znajomych, a to dalszych krewnych, ale u nikogo nie mogłam zostać na dłużej. Nikt nie chciał brać odpowiedzialności za młodą ciężarną i naprawdę im się nie dziwię. W końcu w zimę zostałam bez dachu nad głową. W najgorsze mrozy szukałam jakiegoś ciepłego kąta w ośnieżonym mieście i doczekałam się. Szpitala. — Urwała nagle. Przełknęłam ślinę, czując suchość w gardle. Mimo gorąca panującego wokół, mi było dziwnie zimno.
        — Co się stało? — zapytałam. Mój głos brzmiał dziwnie słabo.
        — Pobito mnie. Wpadłam na jakichś typków, byli pijani. Początkowo próbowali się do mnie dobierać, ale jeden słusznie zauważył, że jestem w ciąży. Więc postanowili ukarać mnie za moją "puszczalskość". Obudziłam się w szpitalu. Od lekarzy usłyszałam, że mi osobiście nic wielkiego się nie stało, ale dziecko nie przeżyło. I nie zrozum mnie źle, było mi smutno, żałowałam tego niewinnego istnienia, ale poczułam też przeraźliwą ulgę. Tylko ja wiem, ile wycierpiałam przez ciążę, przez to, co zrobił mi Dick. Potem wróciłam do rodziny. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami, nie pytając nawet, co się stało z dzieckiem. Usamodzielniłam się, kupiłam ten dom, tu, na wsi, z dala od nich, mimo że nadal mamy jakiś tam kontakt. Poznałam Troja. Był pierwszym chłopakiem, któremu zaufałam na tyle, by go do siebie dopuścić po tamtych zdarzeniach. Nawet on nie wie wszystkiego. Wie tylko o moich złych doświadczeniach z poprzednim chłopakiem i o problemach z rodziną. Nie wspominałam mu nic o tamtej ciąży.
        — Więc czemu mi o tym mówisz? — Mój głos brzmiał dziwnie pusto; tak, jak ja się czułam. Gdy kuzynka wyjawiła mi swój sekret, poczułam dziwne współczucie do niej a także wściekłość na człowieka, który wyrządził jej tak wielką krzywdę. Czułam, że mogę jej zaufać tak, jak ona zaufała mi.
        — Mam świadomość, że to, w jakim jesteś stanie, nie zależało od ciebie.
        Nie wytrzymałam. Tama puściła. Opowiedziałam jej o wszystkim. Odejściu ojca, alkoholizmie matki, chorobie babci, chorej sytuacji w moim domu, tym, że to ja byłam głową rodziny i jedyną żywicielką. A przede wszystkim o tym, czemu w moim łonie dojrzewa istnienie.
        — To miał być dzień jak co dzień — powiedziałam dziwnym tonem. — Wróciłam po szkole do domu. Matka spała zachlana na kanapie, ale z łazienki wyszedł jeden z jej facetów. Był nagi. Rzucił się na mnie na środku pokoju, zatkał usta, a na podłodze wziął co chciał. Później wstał, zostawił mnie taką zbrukaną, ubrał się i wyszedł. Nigdy wcześniej nie miałam żadnych większych kontaktów z chłopakami, może jakieś skradzione na spacerach pocałunki. Nie mam zamiaru się nad sobą użalać. Pozbierałam się szybko, ale okazało się, że jestem w ciąży. Matka oskarżyła mnie o świadome wykorzystanie jej faceta. Wyniosłam się jak najszybciej mogłam. Musiałam odpocząć i przemyśleć swoją sytuację. Tyle. — Przeniosłam wzrok na moje skrzyżowane nogi. Chwilę milczała, po czym zabrała głos.
        — Byłam do ciebie tak źle nastawiona, bo przypominałaś mi o tym, co stało się w moim życiu te kilka lat temu. W dodatku sądziłam, że z własnej woli wplątałaś się w tym wieku w to gówno, które jest ciążą. Z racji moich własnych złych doświadczeń, nie umiem widzieć stanu błogosławionego inaczej niż jak prezentu od szatana. Jestem ci winna przeprosiny. — Urwała na chwilę. — Myślę, że powinnaś zabrać się do powrotu do życia od innej strony. Jest wiele fundacji, które bezpłatnie postarają się pomóc twojej babci. Mogę spróbować skontaktować się z jedną z nich. Zabiorą ją do siebie, gdzie będzie miała godne warunki, pełny żołądek, towarzystwo innych osób w swoim wieku, a także własnego terapeutę, wszelkie zasoby medyczne i dostęp do rozrywek, z których może skorzystać nawet jako osoba leżąca. Uważam, że to najlepsza opcja dla osoby w jej stanie. Natomiast twojej matce przyda się porządny odwyk alkoholowy, najlepiej w dobrym ośrodku leczenia uzależnień. Trzeba zgłosić jej przypadek. Jestem w stanie opłacić tę kurację, jeśli to ma sprawić, że wasz standard życia się polepszy.
        — O, cholera. — Nie wiedziałam nawet co powiedzieć. — Boże, dziękuję!
        — Nie ma problemu. — Uśmiechnęła się szczerze. — Wiem, jak to jest być w kompletnej dupie. Chcę ci pomóc z tego wyjść. — Wstała, zabrała laptopa z kanapy i ruszyła z nim w stronę schodów. — Zaraz wykonam kilka telefonów w sprawie pomocy dla twojej babci.
        Gdy już była w połowie schodów, ocknęłam się.
        — Hej, Rose!
        — Tak? — Zatrzymała się i uniosła brew.
        — Myślę, że Troj zasługuje na to, by wiedzieć.
        Kilka dni później, Rosa załatwiła wstępnie miejsce dla mojej babci w specjalnym ośrodku dla poważnie chorych osób starszych. Byłam jej za to dozgonnie wdzięczna. Na dniach w moim dawnym domu miał pojawić się niezapowiedziany gość, który najpierw miał za zadanie skontrolować sytuację tam panującą oraz stan mojej babci, a później złożyć raport, po przeczytaniu którego dyrekcja szpitala miała zadecydować o przyjęciu kobiety. Moje kontakty z kuzynką bardzo poprawiły się od czasu jej wyznania. Już nie robiła ze mnie kury domowej i nie musiałam tyrać jak wół by zarobić na produkty spożywcze dla siebie. Chętnie dzieliła się swoimi zakupami, a ja dokładałam się jej do rachunków, by mimo wszystko było po równo. Naprawdę doceniałam jej zaangażowanie w pomoc mi i mojej rodzinie. Dlatego, gdy któregoś wieczora usiadła w salonie obok mnie i zapowiedziała, że musimy porozmawiać, nie spodziewałam się żadnego poważniejszego tematu. Przeliczyłam się.
        — Wiem, że to trudne — oznajmiła delikatnie. — Ale... Jesteś pewna, że chcesz w tym wieku wychować dziecko? Że poradzisz sobie, mając na głowę sprawę z mieszkaniem, mamą, powrotem do szkoły? Jak zamierzasz to wszystko ze sobą połączyć i się nie zamęczyć?
        Dobrze wiedziałam, do czego zmierza.
        — Myślałam, że w tym miesiącu to już niemożliwe.
        — Łyżeczkowanie jest legalne i bezpieczne do dwudziestego drugiego tygodnia. Po prostu... Powinnaś to przemyśleć. — Posłała mi słaby uśmiech, poklepała mnie po kolanie i poszła do kuchni robić jedno ze swoich tłustych dań, którymi ostatnio obżerała się całymi dniami. Zachowywała się jak... w ciąży.
        Nie przemyślałam nic. A przynajmniej nic w związku z domniemaną aborcją sugerowaną mi przez blondynkę. Mimo, że ostatni możliwy termin tego zabiegu zbliżał się aż za szybko, to nie byłam gotowa na takie decyzje. Prawda jest taka, że w pewnym sensie przywiązałam się do malca rozwijającego się w moim łonie. Chyba w ostatnim czasie dojrzałam i miałam świadomość, że nie byłabym w stanie się go pozbyć. Poradzę sobie z wychowaniem go na porządnego obywatela Avenley. Na tę myśl aż się uśmiechnęłam. 
        Kilka dni później z ośrodka przyszło zawiadomienie. Moja babcia została przetransportowana tam i jest pod odpowiednią opieką medyczną. Zrelacjonowali, że staruszka nareszcie jest szczęśliwa. Dzięki tej wiadomości chodziłam cały czas w skowronkach. Miałam pewność, że mojej bliskiej nic złego się nie dzieje i jest w najlepszych warunkach, w jakich mogła się znaleźć. Planowałam odwiedzić ją jak najszybciej się da. Został tylko problem mojej matki.
        A gdy kilka dni później przypadkiem zobaczyłam w koszu receptę i opakowanie po pigułce poronnej, czułam, że to nie jest temat, który Rosalie chciałaby ze mną poruszyć. Dobrze wiedziałam, że złe doświadczenia zostawiają w nas ślady na całe życie
        Gdy ósmy miesiąc mojej ciąży zbliżał się wielkimi krokami, ja postanowiłam wrócić do Avenley River, by rozeznać się co dzieje się u mnie w domu i móc rozpocząć przygotowania do powitania maluszka. Mój brzuch był już okazałej wielkości i nie dało się go pomylić z niczym innym. Mimo to, nie przejmowałam się spojrzeniami ludzi, które przeszywały mnie po każdym wyjściu z domu. Większych dolegliwości z powodu swojego stanu nie miałam, chociaż nie raz mały dawał mi w kość. Rosalie oznajmiła, że mogę do niej wpaść kiedy chcę i że sama z chęcią mnie odwiedzi, gdy maluszek już przyjdzie na świat. Podziękowałam jej za wszelką pomoc, jakiej kiedykolwiek mi udzieliła i zapowiedziałam, że na pewno do niej wpadniemy. Podrzuciła mnie swoim nowym autem do Avenley. Uprzedziłam, że chcę zajść do kilku sklepów, więc wysiadłam przy galerii handlowej, żegnając się z kuzynką. Nadal nie poruszyłam z nią tematu jej aborcji i chyba nie zamierzałam. To było jej życie i jej sprawa. Ja, gdybym miała możliwość usunąć ciążę nawet teraz, nie zrobiłabym tego. Za tydzień stuknie mi ósmy miesiąc, a to znaczy, że za miesiąc z kawałkiem będę już na porodówce. Ginekolog, do którego chodziłam co jakiś czas, wyznaczył mi już termin. Ta jedna data oznaczała całkowitą zmianę mojego życia. Nadal nie wiedziałam, czy jestem gotowa.
        Bez większego celu chodziłam po sklepach. I tak nie miałam przy sobie poważniejszej gotówki. Miałam świadomość, że celowo opóźniam mój powrót do domu, ale nie miałam najmniejszej ochoty wchodzić tam i widzieć takiego pobojowiska, jakie zostawiłam, gdy ostatni raz stamtąd wychodziłam. A teraz prawdopodobnie było jeszcze gorzej. Jednak gdy już naprawdę nie miałam gdzie pójść, z westchnieniem skierowałam się w stronę wyjścia z galerii. Nie uszłam za daleko, gdyż bardzo dobrze znany mi głos zatrzymał mnie i sprawił, że odwróciłam się na pięcie w tempie natychmiastowym.
        — Brooke? Ooo... Boże.

<Charlie?>
Ponad 3k

+30PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz