30 lip 2019

Od Milo cd. Naffa

Leżeliśmy i odpoczywaliśmy na łóżku przez jakieś pół godziny. Byłem zmęczony podróżą, a raczej myślami, jakie mi wtedy krążyły po głowie. Tak bardzo nie chciałem spotykać jego matki… nawet gdy nazwała mnie jego kolegą, a nie chłopakiem, poczułem się urażony, ale czy powinienem? W końcu my tylko udawaliśmy… Potem wstałem i po części się rozpakowałem, aby nie gnieść dalej ubrań. Wtedy odezwał się pies, którego należało wyprowadzić.
- Nie chce mi się… - odezwał się Naff. Chwyciłem smycz i zapiąłem ją na obroży Tony’ego. - Wyjdziesz z nim? - mruknąłem, że tak i wyszedłem. Pies szybko załatwił swoje sprawy, potem mogliśmy wrócić do pokoju. Chłopak w dalszym ciągu leżał na łóżku i nie wyglądał, jakby szykował się do wyjścia. Odpiąłem smycz i usiadłem na łóżku, szturchając go. - Czego.
- Wstawaj – poleciłem. Zrobił to mozolnie, spojrzałem na jego garnitur, który był trochę wygnieciony. Niestety nie było czasu na jego wyprasowanie, nagle ktoś zapukał do naszych drzwi. Krzyknąłem, że otwarte i po chwili weszła do środka dwójka osób. Mężczyzna i kobieta w pudrowej sukni, uśmiechnięci od ucha do ucha, stali w progu.
Okazało się, że byli wujkami Naffa, przyjął ich tak samo ozięble, jak matkę,, ale trochę spokojniej. We czwórkę wpakowaliśmy się do samochodu, zawiozłem nas wszystkich do Kościoła. Tony został w pokoju, po zapewnieniu mu jedzenia i wody. Cały czas trzymałem chłopaka za rękę, w końcu byłem jego „przewodnikiem”. Rozmowa z jego wujkami minęła dość przyjemnie, zadawali pytania, sami coś opowiadali i ogółem wydawali się normalną parą. Kiedy dojechaliśmy pod Kościół, wszyscy już się zebrali. Stanęliśmy w tłumie, poznając przy okazji rodzinkę Naffa. Potem zaczął się ślub, muzyka grana na organach, panna młoda w białej sukni wchodzi do środka i rozpoczyna się ceremonia. Ogółem wiele osób się rozpłakało, chór bardzo ładnie śpiewał, a ksiądz przynudzał. Siedzieliśmy w ciszy, aż do końca. Potem dzieciaki obrzuciły ich groszami, tłum z radością krzyczał i złożyli wszyscy parze młodej życzenia, dając od razu koperty. Zrobiliśmy to samo, ale na końcu, gdy większość wpakowała się do samochodu.
- Cześć Naff – powiedziała radośnie, widząc swojego brata. Ja w tym czasie witałem się z jej mężem. - A to twój chłopak? - skinąłem głowa i przywitałem się z nią. Przedstawiliśmy się sobie nawzajem, złożyliśmy życzenia i wpakowaliśmy się do mojego auta. Wujkowie, których tu przywiozłem, tym razem wsiedli do innego auta, dzięki czemu mogliśmy spędzić chwilę sami. Naff nie wyglądał na zadowolonego, mi jakimś cudem humor się poprawił, ponieważ jego siostra nie wydawała się taka zła.
- Rozchmurz się – szturchnąłem chłopaka, ale on nawet nie zareagował. Włączyłem się do ruchu, jadąc za kolumną samochodów, które włączyły swe klaksony. - No weź, bo cię kopnę – znowu go szturchnąłem. Wziąłem jego rękę w swoją i położyłem na klaksonie, nacisnąłem go jego dłonią.
- Co ty robisz?
 - Staram się dobrze bawić – odpowiedziałem.

<Naff?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz