28 lip 2019

Od Adama C.D Odette

    Na samym początku, kiedy zobaczyłem stojące przed domem dwie, białe, nie wiadomo do kogo należące walizki, z lekka się zdziwiłem. Nie miałem pojęcia, do kogo mogły one należeć. Z doświadczenia też wiedziałem, że nie powinnien być to nikt z mojej rodziny, no bo przecież wszyscy przed przyjazdem się zapowiadają, żeby nie zastali u nas jednego wielkiego burdelu w domu i pokojach gościnnych. Moja mama i babcia uwielbiają mieć dopięte wszystko na ostatni guzik, jeśli ktoś, ktokolwiek ma zamiar do nas przyjechać. Ogród ogarnięty, jedzenie przygotowane, a dom aż błyszczy czystością. Nie wiem, może moja rodzicielka dostała jakiś cynk od wczasowiczów, których mieliśmy przyjąć, jednak przeważnie o wszystkim mi mówi, żebym ja też się za coś wziął, a nie tylko w pracy siedział, pochłonięty papierami i rachunkami do zapłacenia.

    Wziąłem jedną z walizek, żeby zanieść ją na górę. Przy tym też zostawiłem Odette samą na dole. Stwierdziłem, że nasze walizki zostawię na sam koniec, więc jedynie wyjąłem je z bagażnika i wciągnąłem do holu. Wchodząc do góry po schodach, coraz wyraźniej słyszałem głosy pochłonięte w żywej rozmowie. Ze zmarszczonymi brwiami i cichym stękiem wiągnąłem walizkę na pierwsze piętro, by zaraz potem wkroczyć do pomieszczenia, z którego dochodził ten dźwięk. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia, kiedy za drzwiami zobaczyłem posiedzenie kobiet w starej sypialni mojej młodszej siostry. Pani domu płakała, tuląc Jenny do swojej piersi i szepcząc jej coś do ucha, natomiast reszta kobiet żywo o czymś dyskutowały.
    Odchrząknąłem głośno, gdyż nikt nie zareagował na moje wejście. Naprawdę aż tak cicho otworzyłem te drzwi? Przecież odkąd pamiętam, strasznie one skrzypiały. Jednak dopiero wtedy całe towarzystwo zebrane w pomieszczeniu, zwróciło na mnie swoją uwagę.
     - Hej Jen. - Uśmiechnąłem się do siostry i od razu do niej podszedłem, by zagarnąć dziewczynę w swoje ramiona i mocno do siebie przytulić. - Co się stało, że pojawiłaś się tak bez zapowiedzi, młoda?
    Na twarzy dziewczyny przez cały czas widniał ogromny banan na twarzy. Odkąd pamiętam, ta cały czas była pozytywnie nastawiona do życia, a uśmiech nigdy nie schodził jej z twarzy, chociaż ten, który mam przyjemność widzieć teraz, jest wyjątkowo duży. Ta wtuliła się w moje ciało w odpowiedzi na mocnego, wręcz niedźwiedziego przytulasa i cicho wyszeptała mi do ucha.
     - Wychodzę za mąż.
    Na te słowa stanąłem jak wryty, wypuszczając ją ze swoich objęć. Ona. Dziewczyna, która jeszcze rok temu siedziala przy naszym wielkanocnym stole, nie mając chłopaka i zapierając się wręcz przed wczesnym wyjściem za mąż, teraz mi mówi, że kogoś ma i będziemy się przygotowywać do wesela. Z jednej strony tak, cieszyłem się jej szczęściem. Ba! Nawet mnie samemu cisnął się uśmiech na twarz, gdy widziałem jak ta się cieszy. Jednak coś ewidentnie mi nie pasowało. Z mężczyzną, za którego wychodzi, jest ledwo rok. Nie znam go nawet i nie zdążyłem ocenić, czy jest dobry na kandydata na męża dla mojej siostry. Mój ojciec pewnie też nie będzie tym faktem zadowolony. Jest równie, a może i jeszcze bardziej zaborczy, co ojciec Odette. Ciekawe, czy ja też taki będę...
     - Za mąż? - Zamrugałem parę razy. - Tak szybko? Z kim?
     - Z Benem - powiedziała, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. - Jesteśmy razem rok, a jakieś dwa tygodnie temu mi się oświadczył! - dodała z ekscytacją w głosie.
     - Rok... - Podrapałem sie po kilkudniowym zaroście. Chyba pora się ogolić... - Nie za szybko? A jak długo go znasz?
     - Znać... Znam go jakieś dwa lata - powiedziała po chwili zastanowienia. - Ale dopiero po pół roku zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
     - W każdym razie to nie za szybko? - zmarszczyłem brwi. - Nie powinniście dać sobie trochę więcej czasu na poznanie się? Żebyście po kilku latach związku nie zawiedli się na sobie i nie rozwiedli.
    Jenny tylko machnęła ręką. W dalszym ciągu się do mnie szeroko uśmiechała.
     - Jestem tego związku pewna bardziej, niż czegokolwiek innego. Nie musisz się martwić, starszy braciszku. - Poklepała mnie po ramieniu, na co ja westchnąłem, ale również się do niej uśmiechnąłem.
     - Dobrze. Ufam ci, mała gnido. - Poczochrałem ją po głowie. - Skoro ty jesteś szczęśliwa, to ja też będę. Ale żeby nie było, że nie ostrzegałem.
     - Spokojna twoja rozczochrana, wszystko mam pod kontrolą - powiedziała z uśmiechem na ustach.
     - Dobra, towarzystwo - zacząłem, zwracając się do całego grona kobiet, zebranych w tym jednym pokoju. - Ja pojadę na zakupy i zajmę się obiadem razem z Odette, jakieś specjalne życzenia? Coś kupić, albo czy nasza panna młoda ma jakieś zachcianki? - Skierowałem swoj wzrok na Jenny.
     - Ben jest wegetarianinem, także obiad bez mięsa. - Prychnąłem. Obiad bez mięsa to nie obiad. - A na deser chciałabym to dobre ciasto, co zawsze robiłeś. Wiesz które. To z masą chałwową i polewą czekoladową.
    Pokiwałem głową w geście zrozumienia, a chwilę później wyszedłem z pokoju, uprzednio jeszcze żegnając się z posiedzeniem żeńskiej części domu. Powoli zszedłem na dół, darując sobie wnoszenie reszy bagaży na górę. Najwyżej zrobię to, jak wrócę z moją Odettką z zakupów. Kiedy wchodziłem już powoli do kuchni, zauważyłem obcego mi mężczyznę rozmawiającego z Odette. Domyśliłem się, że to może być Ben, jednak w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, gdy zobaczyłem, jak mały dystans ich dzieli.
     - Dzień dobry - powiedziałem wystarczajaco głośno, by ci zwrócili na mnie swoją uwagę. Odette momentalnie odsunęła się od mężczyzny o krok, a ja z uśmiechem zniwelowałem odległość między mną a moją kobietą do minimum. Oplotłem swoją dłonią jej biodro i przysunąłem ją do siebie, chcąc zaznaczyć, że ta kobieta jest moja i że ma się do niej tak blisko już więcej nie zbliżać. Chociaż nie wiem, czy był w stanie odczytać to drugie. Na pierwszy rzut oka wyglądał na wątłego chłopaczka z delikatnym zarostem. Nie zaprzeczam, był przystojny, jednak fakt, że praktycznie nie ma wykształtowanych mięśni, to bez problemu jestem w stanie go poskładać.
     - Witam. - Wyciągnął do mnie dłoń. - Benjamin Trias, miło poznać. - Uśmiechnął się do mnie delikatnie, co ja odwzajemniłem, ściskając jego dłoń.
     - Adam Lancaster, brat Jenny.
     - Domyśliłem się.
    Aleś ty inteligentny. Zakpiłem z niego w głowie. Wątpię w to, że go polubię. Coś ewidentnie mi w tym kolesiu nie pasuje. Jednak skoro moja siostra coś w nim widzi i jest z nim szczęśliwa, to nie zamierzam przeszkadzać im w tym szczęściu. No cóż, czasami trzeba coś zaakceptować, czy nam się to podoba, czy nie.
     - Odette, skarbie - zwróciłem się do mojej dziewczyny na jego oczach, chcąc jeszcze bardziej zaznaczyć swoje terytorium. Jak prawdziwy samiec alfa. - Jedziemy teraz do sklepu, a później ugotujemy razem obiad, bo sam się na to zdeklarowałem.

< Odette? c: >

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz