21 lip 2019

Od Naffa Cd Milo

Skrzywiłem się na uczucie jego ust na policzku. Niby tylko dwa dni a ja właśnie kompletnie tracę swój spokój. Spokój, którego w moim ciele nigdy nie bywa dużo. Nabrałem powietrza i złapałem za klamkę.
-Idziemy, czeka nas dzisiaj dużo męczenia się z moją rodziną, więc lepiej mieć to za sobą najszybciej jak się da- Wymamrotałem i wysiadłem z pojazdu. Pod nogami zachrzęścił mi żwir. Przesunąłem nogą, tocząc kamyki, słuchając, jak ocierają się o siebie i moją podeszwę. Miałem na sobie ubranie, które wybrał Milo, nie wątpiłem w jego gust, bo czułem koszulę, marynarkę, spodnie o sztywnej strukturze i niewygodne buty. Przebrałem się w czasie trasy, bo bałem się trochę czy zdążymy. Chyba nie powinienem, bo Milo jechał po swojemu. Tony wsadził nos w moje udo i cicho zaskomlał.
-Hm? Zostajesz w pokoju stary- Klepnąłem go lekko w głowę i złapałem za uchwyt szelek. Pies spokojnie ruszył w kierunku, który w myślał, określiłem za słuszny.
-Poczekaj! Walizkę weź!- Milo wepchnął mi w rękę rączkę od małego bagażu.
-Kochający chłopak niósłby za mnie- Mruknąłem.
-Kochający chłopak ma swoje dwie torby, bo niesie też przybory twojego psa- Prychnął i szturchnął mnie w ramię, popychając, żebym szedł dalej. Westchnąłem i ruszyłem.
-Naff!- Głos mojej mamy mnie momentalnie zirytował.
-O i przyjechałeś ze swoim... Kolegą, miło cię widzieć- Matka była rozanielona. Miała bardzo wesoły głos i chyba jedyne co miała aktualnie w głowie to idealny ślub.
-Mhm, o której wszystko?
-Zostawcie walizki w pokoju, Milo czy zawiózłbyś Naffa, i dwie inne osoby pod kaplicę?
-Tak
-Cudownie! To za godzinę się widzimy! Macie pokój 123, klucze w recepcji!- Matka pocałowała mnie w policzek i odbiegła. Ruszyłem za psem i czułem, jak złość we mnie zaczyna narastać.
-Naff?
-Tak skarbie?- Starałem się być serdeczny, ciepły i ogólnie kochający w stosunku do chłopaka. Chyba go to zdziwiło, ale szybko się pozbierał.
-Okay?
-Tak, nie wpadnę na ścianę?
- Nie- Poczułem dłoń z torbą na boku i przysunąłem się w jego rękę. Jednak nadal łaknąłem bliskości, pomimo wielkiej irytacji.
-Oj z pieskiem nie wolno!
-To pies przewodnik, musi ze mną być- Syknąłem do kobiety. To chyba była recepcja, bo Milo podał nasze nazwiska i dostał klucz. Zaprowadził mnie do drzwi i otworzył je. Zapadła cisza.
-Co jest?- Mruknąłem i puściłem psa i położyłem walizkę na podłodze.
-Jest jedno łóżko, małżeńskie tak zwane- Mruknął. Prychnąłem na to śmiechem. No tak, moja matka potrafiła dowalić.
-No to śpię z tobą, nie wiercę się mocno, przeżyjesz?
-Nie zabieraj mi kołdry i damy radę- Mruknął Milo. Kiwnąłem głowa i zabrałem się za zdejmowanie butów. Skopałem je ze stóp i wymacałem materac, padając na niego momentalnie.
-Pognieciesz koszulę...
-Nie jesteś moją mamą!- Sarknąłem i przekręciłem się na plecy. Zamknąłem oczy i oddychałem. Materac ugiął się obok mnie i Milo westchnął. Przesunąłem dłonią odnajdując jego rękę i splotłem nasze palce.
-Jak nie my to kto? Damy radę, czy coś...- Uśmiechnąłem się w jego kierunku i powoli masowałem kciukiem jego palce.
-Jak nie my to nikt, tego lepiej nie zrobi tu- Dokończył Milo nucąc ze mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz