1 lip 2019

Od Althei C.D Lucia

Ja już nic nie wiedziałam. Każdy fakt teraz plątał mi się ze sobą, a wszystko za sprawą kompletnego braku zaufania — tego zmienić nie mogłam. Nie czułam żadnej wewnętrznej potrzeby, by ufać człowiekowi, który całe życie grzebie w ciemnych interesach i za ich grubą zasłoną robi wszystko, co mu się żywnie podoba, jak gdyby zupełnie ominął konsekwencje. Oczywiście, że sądziłam, iż ojciec zdradzał mamę. Po nim spodziewałabym się wprawdzie już wszystkiego, mimo że w samym środku dosłownie wyżerała mnie myśl, że jednak nie chciałam wierzyć w to, że tata był w związku z dwiema kobietami na raz. Oszukiwał kochaną, przepiękną mamę, która w moich oczach nie zawiniła nigdy. Czasem miałam jej może za złe, że musiała nas opuścić, ale czy śmierć wybiera? Czy ofiara ma wtedy cokolwiek do powiedzenia? Utknęłam w tych myślach po same kolana, sama nie wiedząc, jak dojść z tym do ładu. Problem stwarzało wszystko dookoła. Reakcja ojca, która była daleka od moich  głębokich wyobrażeń. Javier, jaki wciąż nie budził mojego zaufania, choć to całkiem normalne, że chciał poznać swojego ojca. Z chęcią się nim podzielę. A nawet go oddam, być może mężczyzna stworzy z nim lepszą, mocniejszą więź, bo mi to zwyczajnie nie wychodzi.
Czasem bardzo zazdroszczę Lucii podejścia. Miłości. Wiem, że go kocha i chce go znać, a ja zaledwie o tym myśląc, czułam obrzydzenie, którego czasem się wypierałam. 
- Ciekawe, czy się zrozumieją — rzuciłam, odchodząc z miejsca.
- Możliwe. — Westchnęła dziewczyna, głaskając ukradkowo Ducha, który nadal leżał na kanapie i rozglądał się małymi ślepiami po mieszkaniu. — Jakby nie było, to to byłby już nasz przyrodni brat. A właściwie to nim jest, skoro tata wie, że to prawda.
- To prawda — przyznałam jej rację. — Nie przygotowałam się na taki rozrost rodziny. Ale teoretycznie to tylko przyrodni brat. Nie rodzony. Ludzie żyją w takich relacjach i wcale nie muszą się poznawać.
Kolejne westchnienie siostry utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak coś jest nie tak. 
- Alti, powiedz mi — zaczęła — dlaczego właściwie tak od tego uciekasz?
- Uciekam? — Zmarszczyłam brwi, patrząc jej w oczy. — Nieprawda...
- Owszem, prawda — mówiła, ale ton jej głosu był znacznie daleki od natarczywego. Przemawiała spokojnie, łagodnie, i to powstrzymywało mnie od tego, by podnieść głos, co jest równoznaczne ze spłoszeniem się. Od kiedy pamiętam, to tak wyglądała moja reakcja na niekiedy bolesną prawdę, której nie chciałam do siebie dopuszczać. 
- Po prostu... przez wiele, wiele lat byłyśmy tylko my dwie. I było dobrze. — Tak, w cholerę dobrze. — Dobra, może nie idealnie, ale miałyśmy siebie.
- Nadal mamy...
- Wiem, Lucia. Ale nie potrafię ich do nas dopuścić. Wiem też, że kochasz ojca, ale wiedz, że ja nie potrafię tego dokonać. — Wzruszyłam bezradnie ramionami. — Po prostu nie umiem.
Dziewczyna podeszła do mnie na tyle, że mogłam zrównać się z jej twarzą. Zapomniałam, kiedy tak wydoroślała, stała się z dziecka prawdziwą, pełną gracji kobietą, która budzi męskie zainteresowanie. Jednak nie może mieć do mnie pretensji, że nadal widzę w niej moją małą siostrzyczkę, którą dalej chcę bronić od wszelkiego zła na świecie.
- Rozumiem to, Alt. — Skinęła krótko głową. — Jestem wyrozumiała, nie pospieszam cię w tej kwestii. Kiedy będzie trzeba, sama się przekonasz przynajmniej do naszego taty.
- Nie powiem, że to zrobię. — Westchnęłam ciężko. — Zobaczymy, co przyniesie los. Najlepiej w ogóle zapomnieć o Javierze, bo to miesza mi w głowie. Myślisz, że tata zdradził mamę?
- Nie wiem... — Spuściła wzrok, potem skrzywiła się w zastanowieniu. — Nie sądzę, że byłby do tego zdolny.
Patrzyłam w nią jeszcze chwilę, pozwalając sobie zatonąć w kompletnej zadumie. Sama nie wiedziałam, co myśleć, aż do momentu, w którym sobie to po prostu odpuściłam. Machnęłam ręką, nie chcąc nawet dalej się tym zadręczać, i wróciłam do normalnego funkcjonowania, bo normalność dla tej rodziny dawno przestała być czymś powszechnym. 
Pod sam wieczór zdawało się, że obie zapomniałyśmy o tym, co się wydarzyło. Zapach świeżych proteinowych naleśników tylko w tym pomagał, a czekoladowa polewa na ciepłym cieście zachęcała do tego, żeby żyć wyłącznie tą chwilą. Gdy przygotowałam łącznie po cztery dla nas, wyłączyłam patelnię i schowałam resztę ciasta w lodówce. 
- Lucia, twoje jedzenie. — Nie byłabym sobą, gdybym odrobinę nie udekorowała talerza. — Poza tym mam dla ciebie komunikat.
- Nie jesteś w ciąży? — Zmarszczyła brwi, podchodząc do blatu, na co ja parsknęłam chwilową salwą śmiechu. 
- Nie. Jasne, że nie — mruknęłam. — Dzwonił twój wychowawca, bo mam się pojawić na ostatniej wywiadówce przed końcem roku — zakomunikowałam uśmiechnięta faktem, że w końcu dowiem się, jak sobie radzi moja siostrzyczka w szkole, bo ostatnimi czasy nic a nic mi nie mówiła, nawet o swoich znajomych. Ba, o to musiałam się czasem prosić, bo nie była zbyt skora do opowiadania. 
- Serio? — mruknęła. — Nie możesz sobie darować? — zajęczała niezadowolona.
- Nie, chcę pokazać, że się tobą interesuję nie tylko, jeśli chodzi o sprawy w domu — powiedziałam z przekonaniem. — A co, masz coś do ukrycia?
- Nic a nic.
- Super. Chcesz pójść ze mną? Jutro o piętnastej. — Rzuciłam jej uśmiech i był to naprawdę zabawny widok, gdy oglądałam jej dezaprobatę.
- Mogę się przejść — odparła zupełnie normalnym tonem, choć zmierzał on ku obojętności. 

***

Nie ubierałam się elegancko, bo zupełnie nie widziałam w tym potrzeby. Wychowawca Lucii dobrze mnie znał, nawet był kiedyś moim nauczycielem, i wiedział, że jestem jej prawnym opiekunem — o wiele młodszym, niż reszta ludzi na sali. Lucia została na zewnątrz na korytarzu, rozmawiając tam z pojedynczymi osobami, które przybyły wraz ze swoimi rodzicielami. Przez większość czasu słuchałam tego, co zwykle słuchało się na wywiadówkach — podsumowanie roku szkolnego, uwagi odnośnie całokształtu klasy, a pod sam koniec dostałam w rękę oceny Lucii. Średnią miała zawsze wysoką, nie sprawiała problemów, więc pasek określający wybitne wyniki w nauce wcale mnie nie zdziwił, a raczej uniósł kąciki moich ust w autentycznej dumie i zadowoleniu.
- Pannę Santos proszę jeszcze o zostanie w sali. Reszcie dziękuję. — Mężczyzna wstał z krzesła i uśmiechnął się do reszty rodziców, dziękując im tym za przybycie. 
- Coś nie tak? — spytałam, kiedy już zostaliśmy sami w czterech ścianach sali lekcyjnej. — Mam nadzieję, że Lucia nic nie przeskrobała.
- Nie, spokojnie — mruknął, siadając na ławce przede mną. Nie był taki stary, dlatego niewiele brakowało nam, byśmy za sprawą długich lat znajomości byli „na ty”. — Lucia zachowuje się dobrze. Nie sprawia problemów.
- Więc... o czym chce pan porozmawiać? — Nieco zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu. 
- Szukałem z panią kontaktu już wcześniej. Parę tygodni temu Lucia była sercem pewnych... — podrapał się po skroni — bardzo nieprzyjemnych zdarzeń.
- Nieprzyjemnych zdarzeń? — Chyba się przesłyszałam.
- Tak, chciałem sprawdzić, czy wszystko jest już w porządku, ale Lucia się nie odzywa na ten temat. Myślałem, że chociaż pani coś wspomniała.
- Nie... nic mi nie wspominała. Proszę opowiedzieć. — Byłam w istocie zaintrygowana jego słowami, choć nie wiem, czy nie bardziej zmartwiona.
Po usłyszeniu historii z jakimiś chłopcami w roli głównej, nagrywaniu przebierania się mojej siostry i całej aferze z tym związanej, która wyszła na światło prawdy, nie wiedziałam, co myśleć. Zdawało mi się, że nie byłam wystarczająco dobrym opiekunem, bo powinnam zdawać sobie sprawę z takich rzeczy, ale życie w zupełnej niewiedzy nawet nie dawało mi powodów do obaw. Nigdy nawet nie wpadłam na to, że coś może być nie w porządku. A teraz siedziałam zszokowana i trudno było mi chociaż cokolwiek odpowiedzieć.
Po wyjściu z sali, widziałam Lucię jako jedyną osobę na korytarzu. Podeszłam do niej z nieco bladym wyrazem twarzy. Ba, czułam, że wyglądałam, jakbym za chwilę miała zemdleć. 
- Lucia? — zaczęłam nieco ochrypłym, cichym głosem. — Kiedy zamierzałaś mi o czymś powiedzieć?

Lucia?
Dum, dum duuum

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz