21 lip 2019

Od Odette C.D Dustin

Nie miałam serca, by dłużej przetrzymywać zmęczonego zajęciami ratownika. Może młodzież z podstawówek, gimnazjów nie była wielce zainteresowana tematem, ale pytania studentów nie miały końca. W mojej głowie również kotłowało się ich pełno, jednak w przestronnej auli ograniczyłam się tylko do słuchania i notowania niczym protokolant w sądzie. Każde słowo — czasem nieco przeistoczone lądowało w zeszycie, jak gdyby miało odegrać kluczową rolę w mojej pracy. Jeszcze moment, a przerywniki typu yyy też by się tam znalazły, ale na szczęście prowadzący ratownicy posługiwali się sprawnie naszym rodzimym językiem. 
Jeszcze zanim pożegnałam ratownika, dostrzegłam plakietkę, w której odbił się słaby blask dnia. Dustin Cynkowski, czytałam w myślach krótko. Zrozumiałam, że nie podałam nawet swojego imienia, ale postanowiłam dopełnić tej formalności dopiero na spotkaniu w kawiarni. Godzina dziewiętnasta nie była wcale tak odległa, jak sądziłam, wobec tego zaledwie wróciłam do akademika, pomyślałam nad zwięzłym wywiadem i już musiałam szykować się na spotkanie. Nie było oficjalne, więc nie siliłam się, by wyglądać jak kobieta z gazety — zwykłe jeansy i sweter wystarczyły w tę niezbyt ciepłą pogodę, jaką paradoksalnie oferował środek lata. Wiatr zwiewał mikroskopijne okruszki piasku, które przecinały ulicę pełną samochodów. Zatrzymałam się obok tego samego parkingu, skąd odjechał samochód z ratownikami jeszcze parę godzin wcześniej. Myśląc, że z pewnością chodzi o najbliższą temu miejscu kawiarnię, ruszyłam pod dobrze znaną miastu „Kawkarnię”. Moja ekscytacja motywem dekoracyjnych ujęć kawek już się skończyła, dlatego siadłam w najbardziej widocznym miejscu, w jakim mogłam, i czekałam na ujrzenie twarzy ratownika. Tylko na takiej podstawie mogłam go rozpoznać. Gotowały się we mnie myśli, że może zwyczajnie nie przyjdzie, odpuści sobie. Ale przecież nie przewidziałam tego, że po godzinach ratownik jest, uwaga, normalnym człowiekiem, który wcale nie nosi zawodowego kostiumu, ma też normalne ubrania i życie prywatne. Doszło to do mnie niczym pocisk, kiedy ocucił mnie męski głos.
- Witam, ty jesteś studentką, z którą umówiłem się na spotkanie?
Od razu podałam mu dłoń do uściśnięcia. Na moją twarz wpłynął zapraszający do stolika uśmiech.
- Odette Blackwell, miło, że się pan zgodził. — Wcale nie był taki stary. Kilkudniowy zarost mógł dodawać mu lat.
- Dustin. — Uścisnął moją dłoń. — Akurat miałem wolny wieczór. — Wzruszył bezwiednie ramionami. Gdyby przypatrzeć się dłużej, wydawał się tak spokojną i pogrążoną w melancholii osobą, że prawdopodobnie w życiu nie powiedziałabym, że to ratownik medyczny, wprawdzie nawet bohater bez peleryny.
- Lepiej dla mnie. — Nie pomyślałam nawet o tym, by zamówić kawę czy jakieś ciastko. Od razu położyłam na środku ławki telefon z uruchomionym dyktafonem, który pomoże mi sprawniej zarejestrować każde słowo. Pamięć ludzka częściej zawodzi.
- Więc to projekt, jakaś praca pisemna na studia? — skomentował moje notatki, które dosłownie wysypujące się z porozrywanej, papierowej teczki.
- Tak. Dodatkowa, niemająca związku z moim kierunkiem studiów — odparłam. — Możemy zacząć już od pierwszego pytania, czy chce się pan jakoś przygotować? — Rzuciłam zachęcający uśmiech mężczyźnie, ale ten machnął jedynie ręką, zataczając mały łuk w powietrzu.
- Nie ma takiej potrzeby. Jak brzmi pierwsze pytanie?
Włączyłam nagrywanie w dyktafonie.
- Jak wygląda pana poranek? Budzi się pan z energią, żeby pomagać ludziom, czy jest to bardziej stres i niepokój? — Podparłam brodę rękoma, a łokcie zetknęły się z blatem.
- Myślę że to ani nie stres ani nie niepokój... w pewnym momencie jak w każdym zawodzie przychodzi monotonia. Budzenie się z myślą, że trzeba iść do pracy, że trzeba odsiedzieć swoje, by wrócić do domu, by móc odpocząć. Jakby nie patrzeć praca jak każda inna, choć może to się wydawać dziwne z perspektywy innej osoby...
- Wydaje się dziwne. — Skinęłam głową. — Praca ratownika od zawsze wydawała mi się znacznie bardziej wymagająca niż inne, choć fakt, są i trudniejsze. Ale drugie pytanie. Najtrudniejsza akcja, w jakiej pan uczestniczył?
- Najtrudniejsza... Ciężko stwierdzić co się kryje pod słowem najtrudniejsza. Jakby nie patrzeć to każde nagłe zatrzymanie krążenia jest trudne. Nie wiadome z jakich przyczyn, z jakich powodów... Nie ma na to raczej jednoznacznej odpowiedzi — mówił rzeczowo.
- Rozumiem. Jest pan dumny ze swojego wyboru zawodu?
- Czy jestem dumny? Tak, zdecydowanie. Gdybym miał wybrać drugi raz swój zawód, wybrałbym zapewne ratownictwo... Lubie pomagać ludziom, szczególnie jeśli są to często ciężkie przypadki.
Na te słowa uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Imponująca odpowiedź — skomentowałam jedynie. — Jak często zdarzają się przypadki, w których człowiek traci życie? Myśli pan, że miał wtedy jakikolwiek wpływ?
- O dziwo nie jest to takie częste. Przynajmniej nie w drodze do szpitala. Nie myślę tak. Medycyna jest tak obszerną i jeszcze nie do końca zbadaną nauką, że gdy wydaje nam się, że wiemy wszystko, potrafi nas zaskoczyć. Niektórych rzeczy nie da się po prostu przeskoczyć. Śmierć jest naturalną, normalną kolejnością rzeczy, która każdy z nas przejdzie prędzej czy później — skończył. Przez chwilę nawet się nie odzywałam, by zebrać osobiste przemyślenia odnośnie tej odpowiedzi, i choć brzmiała w pewnym stopniu na brutalną, to nie mijała się z prawdą. 
- Zapewne tylko człowiek, który ma z tym styczność na co dzień, może powiedzieć to tak, jakby był z tym pogodzony?
- Nie wiem, być może. Ale to równie dobrze mogłaby być kwestia osobista — skwitował.
- Prawda.
Po tych słowach nastąpiły kolejne pytania, większość z nich szła tak sprawnie, że skończyliśmy w nadchodzący kwadrans. 
- Dziękuję, to był wartościowy wywiad i na pewno pomoże mi w pracy. — Uśmiechnęłam się szeroko, powolutku pakując rzeczy do torby. Mój wzrok bezwiednie uniósł się na ratownika. — Wiem, że pana pomoc jest bezinteresowna, ale jest coś, dzięki czemu mogłabym się odwdzięczyć? 

Dustin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz