15 cze 2018

Od Jacoba cd. Ashley

Satysfakcja, że wybrałem dla Ashley suknię idealną, w której zrobi wrażenie na wszystkich, wypełniała mnie poczuciem ciepła.
Gdy widzisz coś, co byłoby piękną ozdobą dla samej w sobie wyjątkowo urodziwej osoby, bez namysłu to kupujesz. To wręcz odruchowe i pieniądze nie grają w tym żadnej roli.
Od zawsze uwielbiałem kupować innym prezenty. Uśmiech pojawiający się na ich twarzy, był wręcz niezastąpiony. 
Wróciłem do domu i wziąłem lodowaty prysznic. 
Kilka chwil później nakarmiłem psa i pobawiłem się z nim. Przeważnie wypuszczałem go na zewnątrz, ale tym razem postanowiłem, że zostanie w rezydencji.
Bardzo szybko zasnąłem.
W mojej głowie kłębiły się myśli. Mieszanka strachu i radości z domieszką niepokoju. Czy spodoba jej się suknia? - To jedno pytanie drążyło mój umysł i nie chciało dać mi spokoju.
Obudziłem się z samego rana. Już zaczynałem robić sobie jakieś śniadanie na szybko, ale przerwał mi dzwonek do drzwi.
Bez większego zastanowienia otworzyłem. Stałem w samych spodenkach i ze zmierzwionymi włosami, twarzą w twarz z Ashley.
Zaraz, zaraz. Od kiedy ona wie, gdzie ja mieszkam? Co tutaj robi?
- O dzień dobry.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko, jednak po kilku sekundach zauważyłem pudełko w jej rękach. To samo, które jej wręczyłem. Z mojej twarzy momentalnie spłynął uśmiech.
- No nie taki dobry. - Rzekła.- Nie musisz mi niczego kupować. A takich naszyjników jak twój mam już kilka i więcej nie potrzebuję, natomiast sukienkę mogę kupić sobie sama, bo jakbyś nie zauważył to ja też trochę pieniędzy mam, a to że ty masz może więcej nie myśl, że mnie na nie złapiesz. - Wręczyła mi szybko paczkę.- A teraz do zobaczenia, choć mam nadzieje, że nie.
Odjechała, trzaskając drzwiami od samochodu.
Jeszcze przez kilka minut stałem w drzwiach, z pudełkiem w rękach.
Właśnie w tym momencie mój dzień legł w gruzach.
Łapać na pieniądze? Czy ona naprawdę ma o mnie tak niskie zdanie i myśli, że chcę ją przekupić? Po co miałbym, skoro widziałem, że sama ma spory majątek. Nie oczekiwałem, że rzuci mi się w ramiona i będzie dziękowała do końca życia, ale po prostu, mówiąc zupełnie szczerze, chciałem być miły. Czyżby kupienie prezentu uznała za obraźliwe..?
Otworzyłem pudełko.
Tak jak myślałem. Nawet nie tknęła sukienki.
Wziąłem prezent i schowałem go do jednej z półek w szafie, po czym z westchnieniem usiadłem na sofie w salonie.
- I weź tu zrozum kobiety. - Rzekłem do psa, lekko go gładząc. Znów, wydał mi się rozumieć, to co do niego mówię. - Nie odzywaj się, będą narzekać, że o nich zapomniałeś i, że przestaje ci zależeć. Odzywaj się, a dostaniesz ochrzan za bycie zbyt nachalnym. Kup prezent, a zostaniesz posądzony za przekupującego dupka. - Mówiłem, z każdym zdaniem zwiększając siłę swego głosu.
Zdenerwowałem się, nie ukrywam. Muszę przyznać, że często miewam problemy z emocjami. Stąd moje próby odreagowania: alkohol, kobiety.
Po pewnym czasie wybiła godzina piętnasta. Zerknąłem na telefon i zauważyłem dwanaście nieodebranych połączeń od Nicole.
Właśnie w tym momencie zacząłem na poważnie rozmyślać nad wyuczeniem Grey'a gryzienia gości, po wskazaniu na nich palcem.
Zawsze mógłbym zwalić to na mojego psa, a jednocześnie wyżyć się na nachalnych prześladowczyniach, a raczej całej ich bandzie.
Odłożyłem telefon i zacząłem jeść coś na szybko.
Nicole była w przeciwieństwie do Agathy piękną kobietą. Musiałem to przyznać. Dosyć wysoka, smukła dziewczyna o pięknych kształtach i lekko falowanych kasztanowych włosach sięgających prawie do pasa. Jej fryzura zawsze była nieskazitelna, tak samo jak ubiór, a naturalny makijaż, podkreślał piękne, zielone, kocie oczy.
Po byle jakim obiedzie, postanowiłem pojechać na siłownię. Tam, mogłem dać upust moim emocjom, a jednocześnie jeszcze bardziej poprawić swą formę. Chociaż nie było niczego do poprawy.
Wróciłem do domu około godziny 19:30.
Zapomniałem pójść z psem na spacer. Jeżeli tego nie zrobię, rozniesie moją rezydencję na maleńkie kawałeczki.
Zerknąłem na stojącą za szklaną szybką butelkę wina.
Nalałem sobie kieliszek, potem drugi i skończyło się na tym, że delikatnie mówiąc "wychlałem" prawie całą butelkę.
Po czym chwiejnym krokiem i z komicznie czerwonym nosem, udałem się z psem na spacer.
Kilka minut po godzinie dwudziestej byłem już na miejscu. Usiadłem na tej samej ławce, co zwykle i spuściłem psa ze smyczy.
Niespodziewanie zasnąłem, ale po kilkunastu minutach obudził mnie jakiś kobiecy głos.
- Ej, wstawaj. Co jest? 
Powoli otwarłem oczy i zauważyłem przed sobą Ashley.
- Oo.. Ashley. Moja piękna dama, bez pięknej sukni. - Zaśmiałem się głupkowato, gładząc swoje zmierzwione włosy.

<Ashley?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz