12 cze 2018

Od Jacoba cd. Ashley

Ten dzień złośliwie dłużył się, trwał w nieskończoność. Wydawało mi się, że owinąłem sobie nowo poznaną dziewczynę wokół palca, ale jednak się myliłem.
Do moich uszu dotarł sygnał sms'a.
"Coś mi wypadło, niestety musimy odwołać spotkanie."
Przez moment nie wiedziałem co odpisać, ale cóż. Mówi się trudno. Będą jeszcze inne okazje.
"Nie ma problemu. Do zobaczenia kiedy indziej."
Sztuczne przymilanie się do innych ludzi wychodzi mi wyjątkowo źle.
Odłożyłem telefon i spędziłem chwilę czasu bawiąc się z psem. Około godziny dwudziestej ponownie usłyszałem sygnał. Czyżby to ona? Zmieniła zdanie?
Cóż. Mój zapał został zrujnowany. To Agatha. Usiadłem na sofie, chowając twarz w dłoniach. 
- Matko kochana, ona mi nie odpuści. - Mruknąłem do psa.
Nie wiem czy zwariowałem, ale on wydawał się rozumieć to, co do niego powiedziałem. Potwierdzało to współczujące spojrzenie, skierowane prosto na mnie.
Westchnąłem głośno, po czym wziąłem telefon do ręki i odczytałem wiadomość.
"Hej skarbie, słyszałam, że jutro w jednym z klubów nieopodal twojego domu szykuje się jakaś fajna impreza. Idziemy?"
Kurna mać i co ja mam jej odpisać? Mój rozum woła NIE, tylko dolejesz oliwy do ognia, Agatha zacznie wyobrażać sobie jakieś przerażające scenariusze i uklei się twojej nogi, niczym rzep do psiego ogona.
Z drugiej strony zmęczenie jej nachalnością podpowiadało, żeby spotkać się z nią raz i liczyć, że na tym się zakończy.
"Jasne, widzimy się jutro u mnie."
Dlaczego to zrobiłem?
Sam nie wiem. Może przez tą samotność, może przez zmęczenie. 
Było już ciemno. Położyłem się spać i w mig zasnąłem.
Rano z łóżka zdarł mnie.. Budzik! O dziwo nie mój pies.
Ustaliliśmy, że Agatha ma przyjść do mnie około 17, a o 20 mieliśmy się udać do klubu.
Byłem tak zrezygnowany, że nawet nie fatygowałem się z propozycją, że to ja przyjdę do jej domu. Wiedziałem, że ona i tak przyjdzie, jak naiwny szczeniak i będzie drapała w drzwi, aż nie otworzę, ubrana w jakieś skąpe fatałaszki. Na samą myśl, moje ciało drgnęło.
Godzinę przed umówionym spotkaniem ubrałem swój elegancki smoking, wraz z bordową muszką, po czym lekko przygładziłem włosy.
Idealnie. 
Właśnie do moich drzwi zadzwoniła nieszczęsna dziewczyna.
- Cześć! - Krzyknęła piskliwym głosem, po czum rzuciła się w moje ramiona i przykleiła się do moich ust niczym pijawka, nie chcąc się odkleić.
To jej klasyczne powitanie. Na samą myśl o spędzeniu z nią trzech godzin w domu, robi mi się niedobrze.
- Hej. - Odparłem z lekkim, przymuszonym uśmiechem.
Na szczęście sytuację uratował mój pies i zaczął bawić się z Agathą. Ja za to miałem trochę czasu, żeby wytrzeć swe usta od jej obrzydliwie bordowej szminki.
Po kilku chwilach zaprosiłem ją na sofę, nalałem kieliszek wina i położyłem na stole trochę przekąsek.
Ciągle patrzyłem na dziewczynę. Nie było w niej ani odrobiny naturalności. Usta miała definitywnie robione, jej wystające komicznie wargi przypominały glonojada. Biust też miała sztuczny, bo aż wylewał się z jej obszernego dekoltu. Zastanawiałem się, czy jakbym przyniósł szpilkę i przekłuł ją, to czy z napompowanych części uszłoby powietrze, niczym w baloniku?
Ależ jestem złośliwy.
Rozmawialiśmy o pracy, życiu... Typowe oklepane tematy. Starałem się utrzymać skupienie, ale nie dawałem rady. Kiedy zaczęła mówić mi o tym, że planuje skorygować sobie nos, to się wyłączyłem. Na szczęście nie zauważyła tego i ciągle z podekscytowaniem opowiadała mi niestworzone historie z jej życia.
Nareszcie! Trzy godziny minęły. Czas zbierać się do klubu. Pogładziłem psa na pożegnanie, wyrównałem muszkę i wsiadłem z Agathą do samochodu.
Niedługo później byliśmy na miejscu. Impreza trwała już w najlepsze. 
Zajęliśmy jeden ze stolików.
- Kelner! Poproszę dwa drinki. Dla tej ślicznotki i dla mnie.
Słysząc to, co powiedziałem, próbowałem się nie roześmiać. Ślicznotki? Ona wyglądała jak wrak człowieka.
Bawiłem się coraz lepiej. Może przez to, że zacząłem folgować sobie z drinkami?
Jeden, drugi, trzeci, czwarty. Straciłem rachubę. 
- Zabawa jest przednia, prawda mała? - Zapytałem, czując, jak alkohol zaczyna rozgrzewać mnie od środka.
Podszedłem do baru po jeszcze jednego drinka, po czym wróciłem do stolika i nie wiedzieć czemu, chwyciłem Agathę za rękę.
- Jesteś piękna. - Wymamrotałem, chichocząc.
Ten chichot ukazywał, że nie byłem spity do bólu. Mój umysł ciągle działał i sam śmiałem się z tego, co powiedziałem.
Dziewczyna zarumieniła się.
Wstałem, aby pójść do toalety. Ku mojemu zdziwieniu, wpadłem w jakąś kelnerkę.
- Jejku, przepraszam. Nic pani nie jest? - Zapytałem, lekko się chwiejąc.
Zaraz, zaraz..

<Ashley? :'D>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz